Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Go down

Pisanie 31.01.16 19:16  •  Mieszkanie Rosy Empty Mieszkanie Rosy
Bardziej szczegółowy opis kiedyś...

W skrócie: Niewielkie, bardzo skromne mieszkanko. Na drzwiach wejściowych wisi krzyż. Główne pomieszczenie przerobione na domową kapliczkę z dużym krzyżem pod ścianą i dwoma modlitewnikami stojącymi pod nim. Liczne obrazy, świece i inne religijne bajery. Sypialnia Rosy znajduje się w osobnym pomieszczeniu. Dodatkowo drzwi do malutkiej kuchni i drugie do łazienki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.16 20:19  •  Mieszkanie Rosy Empty Re: Mieszkanie Rosy
Nie był tu od lat, takie miał poczucie, bowiem nie odmierzał czasu, nie skupiał się na nim. Świadomość nieśmiertelności, przemijania wszystkiego poza nim, wprawiała go w stan odrętwienia i beznadziei. Kiedy nie zastanawiał się nad tym, żył, odpychając od siebie doczesność, jakoś było mu łatwiej. A jednak wiedział, że nie był tu wystarczająco długo, żeby teraz czuć się zażenowanym.
Stojąc przed jej drzwiami, długo wahał się czy zapukać, czy może odwrócić się i odejść, hołdując swoim przemyśleniom i racjom. A było ich wiele i wszystkie równie destrukcyjne i nieodpowiednie dla anioła. Wiedział, że nigdy nie był pokornym sługą Boga, już samymi myślami zasługiwał na potępienie, a więc przyjście tu było ostatnią deską ratunku, ostatnią próbą zwrócenia się ku Nieomylnemu.
Nerwowym gestem przeczesał włosy i odetchnął płytko. Czuł się winny, że przyszedł po tak długim czasie nieobecności. Zastanawiał się czy Rosa będzie miała mu za złe takie postępowanie, ale z drugiej strony, czy ona naprawdę miała komuś cokolwiek za złe? Jej dobroć i niemal idealny altruizm wydawały się przesadne i nawet Ergo czasem to dostrzegał, ale teraz właśnie tego potrzebował. Tej łagodności i niezmiennej wierności, której mu brakło. Poczucie, że znów zobaczy Rosę, że usłyszy słowa, które uparcie od siebie odsuwał, dawała mu nadzieję na powrót do chwiejnej normalności. Tylko czy on naprawdę pragnął tej samej od wieków stagnacji?
Przyłazisz tutaj tylko, kiedy masz jakiś problem. Jesteś beznadziejny.
Uśmiechnął się gorzko do swoich myśli i spoglądając w twarz ukrzyżowanego Jezusa, zastukał w drzwi. Trzy razy, niezbyt głośno. I czekał, odpędzając od siebie chęć ucieczki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.16 20:44  •  Mieszkanie Rosy Empty Re: Mieszkanie Rosy
Jej życie było tak proste a zarazem tak skomplikowane... cały swój czas poświęcała Panu i jego dzieciom, które za wszelką cenę próbowała przybliżyć do Królestwa Niebieskiego, przypomnieć im, że Pan nad nimi czuwa i nie powinni o tym nigdy zapominać. Nigdy nie myślała o sobie i nawet jeśli miała ochotę wyjść na spacer obcować z naturą to wciąż w głowie miała myśl o tym, że po drodze może spotkać kogoś, kto akurat będzie potrzebował pomocy albo chociaż rozmoy z nią. Jeżeli siedziała w domu to zapewne albo w jakiejś formie się modliła albo odpoczywała po wielogodzinnej modlitwie. Z reguły bardzo stroniła od towarzystwa, nie było jej ono przecież potrzebne bo mogła rozmawiać z Ojcem, a wręcz towarzystwo odciągało ją od tych wypełnionych radością chwil z Nim spędzonych.
Nie można powiedzieć, że stojący przed drzwiami miał szczęście, że zastał ją u siebie, bo przecież praktycznie zawsze tam była. Nie można też było powiedzieć, że zastał ją w sytuacji niekomfortowej do przyjmowania gości. Rosa zawsze, nawet w środku nocy gotowa była zerwać się z łóżka byleby tylko otworzyć drzwi przybyszowi. Bo może akurat ktoś chciał porozmawiać z nią albo z Bogiem? I tak było tym razem... podniosła oczy znad lektury Słowa Bożego wcale nie zaskoczona tym, że ktoś przyszedł. Wydawać by się mogło, że tkwiła w wiecznym oczekiwaniu na gościa, który może przybyć w każdym momencie. Ostrożnie odłożyła księgę i wstała, by zbliżyć się do drzwi i wreszcie je otworzyć. Nigdy nie sprawdzała, kto stał po drugiej stronie. Choćby stał tam patrol, który chciałby ją z jakiegoś powodu zaaresztować, albo zbóje, które chciałyby ją okraść i zabić... za każdym razem otworzyłaby drzwi i przywitała stojącą za nimi osobę z takim samym uśmiechem na twarzy.
Tylko tym razem było trochę inaczej... Uśmiech z jej ust zniknął na ten moment, w którym jej mózg musiał przyswoić, że o to stoi przed nią ktoś, kogo nie widziała już chyba całe wieki. Zaraz jednak pełna radości twarz powróciła i gestem dłoni zaprosiła go do środka.
- Ergomion! Witaj!- Momentalnie powrócił cały entuzjazm wynikający z przyjmowania w swoje skromne progi gościa i zdawać by się mogło, że wcale nie minęło tyle lat od kiedy się widzieli ostatnim razem, że właściwie nic złego się nigdy nie wydarzyło a po prostu dwójka przyjaciół przez jakiś czas nie mogła zgrać swoich wspólnych grafików by spotkać się na filiżankę herbaty.
- Rany...! Ile to już czasu! To ja wstawię wodę na herbatę a Ty opowiadaj! Co u Ciebie? Jak się czujesz? Już lepiej? Opowiadaj, opowiadaj!- I sru! Pobiegła do kuchni. To kiedy ostatni raz się widzieli? Tydzień temu? Stało się coś złego? Naaah.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.01.16 23:35  •  Mieszkanie Rosy Empty Re: Mieszkanie Rosy
Czas w którym czekał na otwarcie drzwi dłużył mu się niemiłosiernie. Zdążył jeszcze trzy razy zastanowić się czy robi dobrze, czy spotkanie z aniołem naprawdę mu pomoże i czy naprawdę powinien tej pomocy potrzebować. Czekał jak na szpilkach, aż do ostatniej chwili mając ochotę stopić się z cieniem i uciec zanim zobaczy w drzwiach znajomą twarz. A gdy już do tego doszło, krew z niego odeszła. Zrobił się blady i równie bladym uśmiechem powitał Rosę. Jego uwadze nie umknął grymas przecinający jej oblicze, ale ledwie zdążył mrugnąć, a już uśmiechała się do niego życzliwie. Może mu się wydawało? Odetchnął odpędzając zdenerwowanie. Wszystko przecież było tak jakby był tu wczoraj... no może nie licząc drobnej wzmianki o czasie.
Wszedł i obrzucił spojrzeniem pomieszczenie w którym już bywał. Widok kapliczki podziałała na niego gorzej niż sądził. Aż się przygarbił pod ciężarem poczucia winy. W kościele nie był od wieków. Kiedy ostatni raz się modlił? Pamiętał i nie była to modlitwa z jakiej Pan byłby zadowolony. Odwrócił wzrok od kapliczki i spojrzał w twarz gospodyni, która z entuzjazmem zadawała pytania.
- No, trochę mnie nie było. - Przyznał niechętnie, ale nim zdążył sformułować kolejną odpowiedź, dziewczyna pomknęła do kuchni. Ergomion uśmiechnął się z pobłażaniem. Tej energii też mu brakowało. Ruszył za dziewczyną, ale zatrzymał się w drzwiach nie chcąc zapełniać i tak małej przestrzeni. Oparłszy się ramieniem o framugę, przyglądał się jak krząta się po kuchni. - I ciebie też dobrze widzieć, Ros. - Na krótko sam wyszczerzył zęby w szerszym uśmiechu. Potem odchylił głowę i patrząc w sufit zastanawiał się od czego zacząć. Przecież nie powie jej tak prosto z mostu, nie zwierzy się z tego, co chciał zrobić. To by było bardzo nie fair w stosunku do niej. Ergo zdawał sobie sprawę, że robił dla niej zdecydowanie mniej niż ona dla niego.
- Co u mnie? Właściwie... stabilnie. Nie dzieje się już nic niespodziewanego. Wprawdzie od zniknięcia Vess trochę się nudzę, ale co zrobić? Takie życie. - Bardzo się starał żeby jego słowa nie zabrzmiały gorzko. - Jest zima, niedługo będę się nudził jeszcze bardziej, ale ostatnio miałem dziwnego gościa. Wymordowaną, która pod postacią psa postanowiła przegonić moje owce. - Parsknął śmiechem na wspomnienie tamtej sytuacji. To było naprawdę dziwne, ale na swój sposób odświeżające. Wtedy pomstował, a teraz zastanawiał się jak mała Ray sobie radzi.  
Potem westchnął, zmienił pozycję, by teraz opierać się o framugę plecami. Splótł dłonie za sobą. - Poza nudą, czuję się dobrze. Jakoś leci. - Brzydkie kłamstwo, ale nie zdobył się teraz na szczerość. - A jak ty się czujesz? Co działo się u ciebie, perełko, jak mnie nie było? Zgrzeszyłaś trochę? - Nie mógł darować sobie zwyczajowej przepychanki słownej. Uśmiechnął się nawet zawadiacko i popatrzył spod roztrzepanej, rudej grzywki na gospodynię jakby jego natarczywość miała ją jakkolwiek speszyć.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.16 0:22  •  Mieszkanie Rosy Empty Re: Mieszkanie Rosy
Chociaż uważała, że towarzystwo innych ludzi odciągało ją od rozmowy z Panem naprawdę bardzo się cieszyła, gdy miała okazję porozmawiać z kimś, kto- oczywiście niczego Ojcu nie wypominając- raz na jakiś czas naprawdę jej odpowie. Oczywiście rozumiała sens i głębie przemyśleń wynikających z modlitwy i bardzo często miała wrażenie, że odpowiedzią pańską był pomysł lub rozwiązanie, które rodziło się w jej głowie. Jednakże... usłyszenie czyjegoś głosu, dla kogoś, kto kiedyś spędzał bardzo długie godziny na wysłuchiwaniu zwierzeń... w dzisiejszych czasach było jej czasem bardzo potrzebne. A jeżeli zdarzyło się już, że miała okazję spotkać się z kimś, kogo bardzo dobrze znała...! No lepiej być nie mogło! Tak, Rosa zdecydowanie bywała samotna, natomiast starała się nie zwracać na to uwagi ze względu na swoją służalczą rolę w tym wszystkim.
Wstawiła wodę w czajniku i nie zwróciwszy uwagi na to, że Ergo postanowił pójść za nią do kuchni, energicznie odwróciła się i chcąc pobiec z powrotem do głównego pomieszczenia, by nie zostawiać swojego gościa na zbyt długo samego, po prostu na niego wpadła.
- Przepraszam.- Szepnęła, jakby odrobinę zmieszana tą sytuacją natomiast zaraz podniosła wzrok, by spojrzeć w oczy wyższego od siebie mężczyzny i uśmiechnęła się, wiedząc, że raczej nie będzie miał jej takiej wpadki za złe. Odsunęła się o krok i właściwie to wpadło jej do głowy, że powinna uszykować filiżanki, za co się zabrała, oczywiście uważnie go słuchając. Ta spokojna, skupiona na wielogodzinnej modlitwie Rosa zniknęła, nagle ustępując pełnej energii dziewczynie, która tak bardzo cieszyła się z dawno nie widzianego przyjaciela.
- To może, gdy zima prócz śniegu przywieje Ci nudę pod drzwi to wtedy, chociażby z nudów, odwiedzisz mnie trochę częściej?- Zaśmiała się cicho, w formie żartu próbując mu trochę wypomnieć to, że tak dawno nie mieli okazji porozmawiać. Oczywiście nie miała mu tego za złe!
- ...ale jak to przegonić Twoje owce? Tak po prostu?- Zaciekawiła się tą historią. Ostatnio coraz częściej słyszała o historiach związanych z wymordowanymi i miała wrażenie, że coraz częściej odbywały się one na terenie miasta, a wydawało jej się, że władze robiły wszystko, żeby te istoty nie przekraczały muru. Przestali widzieć w nich zagrożenie? Wprawdzie bardzo dużo z nich to byli naprawdę sympatyczni ludzie, ale gdzieś w głębi Rosa nie czuła się pewnie w stosunku do nich... przecież ich istnienie nie było dziełem Pana.
- Nie kłamiesz przed spowiednikiem, prawda...?- Spytała, obrzucając go nieco podejrzliwym spojrzeniem, aczkolwiek nie mogła pozbyć się uśmiechu. Wtedy zniknął tak nagle i to w tak paskudnym stanie, że chociażby bardzo chciałaby uwierzyć, że już teraz wszystko jest w porządku i otrząsnął się to miała jakiś cień wątpliwości, że wciąż coś jest nie tak a teraz to ukrywa po to, żeby jej nie zmartwić.
Zagotowała się woda. Zaparzyła więc herbaty w filiżankach, które ułożyła wraz z cukierniczką i łyżeczkami na tacce, z którymi udała się do głównego pomieszczenia, by tam położyć je na stole.
- Nie będę Cię gościła w kuchni!- Zaśmiała się i ułożyła filiżanki tak, by każdy z nich miał jedną przed sobą. Obok postawiła cukierniczkę, sama wprawdzie nie słodziła ale może akurat Ergo będzie miał ochotę! Ona właściwie to w ogóle rzadko pijała herbatę, albo cokolwiek innego, co nie było wodą. Teraz to wręcz takie święto!
- Co u mnie... Nie tylko Ty masz problem z owcami. Bardzo rzadko zdarza się, żeby ktoś do mnie przyszedł. Staram się czasem wyjść do ludzi i przypomnieć im o miłości Ojca.- Westchnęła aczkolwiek zaraz rozpromieniała- Ale nie poddaję się! Ostatnio nawet poznałam niezwykłą dziewczynę, której serce było tak przepełnione miłością do Niego, że nie uwierzyłbyś!- Miała nadzieję, że będzie miała jeszcze okazję ją kiedyś spotkać. Była tak niezwykle piękna i prosiła, żeby jej opowiedzieć o Panu. To byłaby wielka strata, gdyby nie mogła jej już więcej odnaleźć.
Gdy Ergomion zadał pytanie na temat tego, czy zgrzeszyła, na moment się zamyśliła. Musiała przemyśleć całe swoje postępowanie i chyba nie mogła znaleźć nic, co można by nazwać takim grzechem, jaki chciałby usłyszeć. Bo na pewno się spodziewał tego, że Rosa zasmęci o tym, że za mało się modliła albo, że nie stara się odpowiednio mocno, by szerzyć wiarę wśród ludzi, a ona wiedziała, że to nie było to, co chciałby usłyszeć.
- Chyba jest jedna rzecz... Aczkolwiek nie jestem pewna...- Zmarszczyła brwi, na ten moment tracąc ten pogodny wyraz twarzy.- Jakiś czas temu Pan poprowadził mnie do pubu w mieście, tam spotkałam wymordowaną i dziewczynę, która pracowała dla władzy. Próbowała zaaresztować tę wymordowaną i nawet groziła jej bronią, więc rozumiesz, że nie mogłam nie zareagować. No i ta, która pracowała dla władzy, zakuła mnie w kajdanki mówiąc, że utrudniam jej pracę i właściwie mogłaby mnie zaaresztować i wtrącić do więzienia. Potem z tą wymordowaną zaczęło się dziać coś dziwnego, miała jakiś atak czy coś więc ją uspokoiłam. Skończyło się to tak, że zostałam rozkuta ale ta wymordowana została wyprowadzona i nie wiem, co się z nią dalej stało.- Widać było, że trochę ją ta sprawa męczyła. Nie wiedziała, czy postąpiła dobrze i czy było coś, co mogła jeszcze w tej sprawie zrobić, ale nie zrobiła.

ależ mi kurcze długie wyszło o.o
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.02.16 19:41  •  Mieszkanie Rosy Empty Re: Mieszkanie Rosy
Pod względem chęci rozmawiania z kimkolwiek, Ergo był totalnym samotnikiem. Nie lubił ludzi, więc z reguły z nimi nie obcował. Nawet wtedy gdy naprawdę samotność go przygniatała i szedł wyżyć się na parkiecie, wracał do domu bardziej pusty i samotny niż gdy go opuszczał. Chwile spędzane z Rosą traktował inaczej. Z nią było jak ze wszystkimi innymi aniołami, musiał się przy niej pilnować, starać. Przy niej musiało mu zależeć. To stanowiło kontrast dla jego samotnej egzystencji, było odświeżające. Co z tego, że po powrocie do domu znów popadał w stagnację? Dlatego teraz cieszył się i jednocześnie bał, bo nie wiedział czy to spotkanie rzeczywiście będzie miało siłę wybić mu z głowy pomysły o zmianie życia, a może i jego skończeniu. Ergo nie mówił o tym wprost nawet do siebie, takie myśli to już samo w sobie bluźnierstwo, ale teraz rozumiał ludzi i rozumiał dlaczego czuje podobnie.
Gdy na niego wpadła, uśmiechnął się łagodnie. Speszenie dziewczyny nie wprawiło go w zakłopotanie, wiedział skąd wynikało. Właściwie nigdy nie zmniejszali fizycznego między sobą dystansu. Ergomion sądził, że Rosa nawet nigdy o tym nie pomyślała. Dlatego nawet gdy niechcący się dotykali, wywoływało to pewnego rodzaju niezręczność.
- Nie szkodzi - odparł zgodnie z prawdą i powrócił do obserwowania jej podczas trywialnej czynności. Na jego ustach wciąż błąkał się cień uśmiechu kiedy subtelnie wypomniała mu brak odwiedzin. Wprawdzie przyszło mu na myśl, że ona również mogła go odwiedzić, ale zamiast tego odpowiedział na pytanie - Postaram się wpadać częściej. A co do owiec... To była dużo dziwniejsza sytuacja. Pies wpadł miedzy owce, ale że był dwa razy mniejszy niż one, w końcu baran napędził mu stracha. I wtedy dosłownie wpadła mi w ramiona i zmieniła formę. - Nie wspomniał o tym, że dziewczyna siedziała na nim zupełnie naga, ani też o tym, że nie chciała go puścić. Oszczędził Rosie tych żenujących faktów.
Na pytanie czy aby nie kłamie, spuścił wzrok, ale nie przestał się uśmiechać. Zrobił minę niewiniątka. Nie odpowiedział. Nie chciał jej niepokoić, przynajmniej na początku.
- Ja? Nigdy. - Zarzekł się, ale rozbawienie w jego głosie podpowiadało, ze nie mówi serio.
Przepuścił ją w drzwiach i podążył do pokoju. Przysiadł na krześle, które zwykle zajmował gdy tu był i gdy tylko filiżanki znalazły się na stole, sięgnął po łyżeczkę i nabrał na nią cukru. W roztargnieniu mieszał gorący płyn, całą uwagę poświęcając rozmówczyni.
- Jak zawsze jestem pod wrażeniem twojego zapału. Mi od wieków już się po prostu nie chce. Ludzie to idioci. - Powiedział to bez zająknięcia, bo i święcie w to wierzył. - Ale opowiedz mi o tej dziewczynie. Gdzie ją spotkałaś?
Tak naprawdę to, co powiedziała Rosa o swoim domniemanym grzechu, też nie było tym czego Ergo oczekiwał. Właściwie niczego nie oczekiwał. Dla niego Rosa była chodzącym przykładem i nie spodziewał się żeby kiedykolwiek zgrzeszyła tak porządnie. Zwyczajnie żartował pytając o to, ale skoro już odpowiedziała i w jego odczuciu zabrzmiało to poważnie, postanowił to pociągnąć. Choćby z czystej ciekawości. Tym bardziej, że nie dopatrzył się tu żadnego grzechu o co oczywiście zamierzał zapytać.
- Ale gdzie tutaj popełnienie czegoś niewłaściwego z twojej strony? - Ostrożnie podniósł filiżankę, a choć nie upił jeszcze ani jednego łyka, odchylił się na krześle i dmuchnął w parującą ciecz. - Próbowałaś interweniować, ale ludzie mają własne prawa do których my możemy jedynie się dostosowywać. Nic w tym nadzwyczajnego ani grzesznego. Poza tym, wiesz jak miasto traktuje wymordowanych i wierz mi, że w większości mają rację trzymając się od nich z daleka. - Spróbował siorbnąć trochę herbaty, ale wciąż była za gorąca. Skrzywił się w odruchu i opuścił naczynie na stół.

Spoko, lubię mieć na co odpisywać
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.16 15:57  •  Mieszkanie Rosy Empty Re: Mieszkanie Rosy
Przy Rosie było inaczej... Czasami miała wrażenie, że pośród wszystkich jej braci i sióstr, którzy zstąpili na Ziemię, tak wielu z nich uległo pokusom i wpływom ludzkiego życia, że chociaż w sercach większości z nich zostało zasadzone przez Pana ziarno dobroci, to niewielu go pielęgnowało. Mimo wszystko każdy z nich pewnie w podbramkowej sytuacji pomógłby potrzebującemu, ale czy nadal każdy z nich zatrzymałby się przy każdym biednym spotkanym na ulicy i oddał ostatni okruszek swojego chleba?
Ucieszyła ją ta swoista obietnica chociaż nie opuszczało jej wrażenie, że to "postaram się" mogło być bardzo naginane i że jeżeli coś jest nie tak to znowu zobaczą się nie wiadomo kiedy. Następnym razem zdecydowanie będzie musiała sama się do niego wybrać i nie słuchać argumentów na temat tego, jak to on się fatalnie czuje i nie ma najmniejszej ochoty na przyjmowanie jakichkolwiek gości. Dosyć tego dobrego! Skoro już po tylu latach się przypomniał to już ona o niego zadba!
Wysłuchała jego okrojonej opowieści na temat wymordowanej i jego owiec i może faktycznie dobrze było, że oszczędził jej szczegółów na ten temat bo chyba pierwsze co by zrobiła to zmusiłaby go do natychmiastowego rachunku sumienia i wyspowiadania się przed Panem. Strasznym grzechem byłoby samo spojrzenie na nagiego człowieka płci przeciwnej a co dopiero dotykanie go. Gdyby to usłyszała to chyba uszy zwiędłyby jej bardziej niż po wysłuchaniu wiązanki najgorszych przekleństw.
- Nic jej się nie stało?- Spytała, nie chcąc nawet na sekundę wątpić w to, że Ergomion jej pomógł i zrobił wszystko by cała i zdrowa wróciła do domu, o ile jakikolwiek miała. - Owce nie doznały szoku?- Zaśmiała się cicho, chociaż gdzieś tam pewnie jej pytanie było w pewnym stopniu poważne, bo przecież dbanie o zwierzęta było równie ważne. Podziwiała Ergo za to, że chociaż stracił swoją podopieczną to nie porzucił roli opiekuna i zajmował się tak zapomnianymi stworzeniami jak zwierzęta właśnie. W czasach w jakich żyli wszystko, co nie było człowiekiem a jeszcze nie maszyną było już traktowane albo jako zagrożenie albo potencjalne pożywienie, ważnym było by był ktoś kto zaopiekuje się tymi, którzy sami nie mogą się o siebie zatroszczyć.
Zlustrowała go uważnie, gdy odpowiadał na pytanie a propos kłamstwa. Uśmiech na jej twarzy ustąpił na moment minie wyrażającej zmartwienie.
- Pan Cię kiedyś strąci za te wszystkie kłamstwa.- Rzuciła pół żartem pół serio i już mógł być pewien, że zapewne za parę chwil zada to magiczne pytanie, które sprawi, że będzie jej musiał powiedzieć o wszystkim, co go męczy i nie będzie już odwrotu. Musiał być tego świadom, gdy już po drodze do jej mieszkania z każdym krokiem zmniejszał dystans. Jeżeli gdzieś na świecie istniał ktoś, kto będzie wiercił dziurę w brzuchu tak długo aż nie dowie się o wszystkich smutkach i zmartwieniach, to tą osobą była właśnie Rosa.
Kiwnęła głową w podziękowaniu za aprobatę jej zaangażowania. Znów się uśmiechnęła i na moment spojrzała w stronę krzyża.
- On ciągle napełnia mnie siłą... Poza tym póki jest o co to warto walczyć- Dalsze słowa anioła wywołały na jej twarzy nie małe zdziwienie. Momentalnie zerwała się z krzesła i wychyliła w jego stronę, by położyć na jego ustach dłoń i z przerażeniem spojrzeć jeszcze raz na krzyż, jakby bojąc się, że wszystko usłyszał.- Nie mów tak! Ludzie to Jego kreacje. Tworzył je na własne podobieństwo, prawda? To w nich możemy doszukiwać się Jego cząstki. Mówiąc o nich w taki sposób to tak jakbyś nazywał tak Pana!- Pokręciła z dezaprobatą głową i usiadła z powrotem na miejsce i pogroziła mu palcem. Zaraz jednak o wszystkim zapomniała, nie potrafiąc gniewać się na niego zbyt długo i przeszła do swojej opowieści.
Zaskoczyło ją trochę, gdy zapytał, co właściwie złego było w jej postępowaniu. Czyżby mieli tak bardzo różniące się od siebie wartości? A może ona po prostu była przeczulona...
- Ludzie chyba nie zakuwają w kajdanki tych, którzy czynią dobro, prawda?- Spytała, wyraźnie mając wrażenie, że skoro na jej nadgarstkach wylądowały kajdanki to tak, jakby oficjalnie została nazwana przestępcą. A czy było coś gorszego dla istoty czyniącej dobro, by ktoś tak dobitnie zasugerował, że jest zła?- Ta wymordowana nie wyglądała na przestępcę... wprawdzie nie wiem, jak zachowywała się wcześniej, ale to, co ja widziałam to przedstawicielka prawa grożąca jej bronią a potem wyprowadzająca ją z baru. Nie wiem, co się z działo po tym jak zamknęły się za nimi drzwi. Ona nie potrafiła mówić po Japońsku, więc pewnie gdyby chciała się bronić, nie miałaby takiej możliwości. Nawet nie wiem, czy ta dziewczyna jeszcze żyje. - Westchnęła, chyba godząc się z tym, że nic więcej w tej sprawie nie będzie mogła już nigdy nic zrobić, aczkolwiek na pewno nigdy o tym nie zapomni.
Poza tym... Rosa będąc typową Rosą, w tym momencie postanowiła przestać się tym przejmować ponieważ w porównaniu z problemami innych osób, jej były całkowicie nie znaczące. A skoro już wiedziała, że Ergo coś przed nią ukrywał, to znaczyło, że właśnie na tym musiała się skupić. Na jej twarzy pojawiła się więc mina typowego, uważnie słuchającego spowiednika, któremu nie można nie powiedzieć nawet najmniejszego z popełnionych grzechów. Zastukała niecierpliwie palcami o stół i wbiła w niego swoje spojrzenie.
- Kiedy ostatni raz się spowiadałeś?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.16 22:16  •  Mieszkanie Rosy Empty Re: Mieszkanie Rosy
Z dobrocią u Ergo sprawa miał się całkiem dobrze. Pomagał ludziom jeśli już do nich wychodził, ale z czasem zaczynało brakować mu zapału. Kiedy po kilkusetnym razie za dobroć zapłacono mu policzkiem, przestał się starać, przestał wierzyć w ludzkie dobro, by w ostatnim rozrachunku, zapragnąć dla siebie ich życia. Bez brzemienia powinności i odpowiedzialności za coś, za co nigdy nie powinien być odpowiedzialny. Chciał w końcu zacząć martwić się jedynie o siebie. Żyć według własnego planu i być po ludzku szczęśliwym. Bo ludzie choć wypełnieni skrajnymi emocjami, potrafili w tej chwiejności znaleźć złoty środek. Tego właśnie pragnął nauczyć się Ergomion. Nie trwać uparcie przy dogmatach wiary, które przestawały mieć znaczenie, a czuć, pragnąć, potykać się, upadać... tylko po to by wstać i powiedzieć. "Moje życie ma sens, bo choć czasem jest chujowo, to czasem też jest zajebiście" Chciał cieszyć się drobnostkami, a tego nie dawała mu anielska posługa. Spotkanie z Rosą miało uchronić go przed kompletnym zatraceniem się w ludzkiej naturze, która i tak głośno się o niego upominała.
- Nic jej nie jest. Nakarmiłem ją, odziałem, dałem schronienie, tak jak należało. Gdzie teraz jest, nie mam pojęcia. Miejmy nadzieję, że nadal hasa sobie wesoło po pastwiskach. A owce? - Uśmiechnął się kącikami ust - O owce bym się nie martwił, w końcu to ja ich pilnuję. - Mrugnął do niej porozumiewawczo i być może utrzymałby to kruche rozbawienie, gdyby nie kolejne słowa jakie padły z ust Rosy. Założył ręce na piersi i westchnął. Powiódł wzrokiem za spojrzeniem dziewczyny na wiszący na ścianie krzyż. Nieświadomie skrzywił się z niechęcią. Chciał powiedzieć, że już czuje się strącony, ale wiedział, że powiedzenie czegoś takiego wcale nie uspokoi Rosy, a jedynie rozpocznie jakąś niedorzeczną sprzeczkę.
- Naprawdę jest o co walczyć? - Nie chciał żeby głos mu zadrżał, ale stało się. Może przejmował się tym bardziej niż sądził? Przez to tylko bardziej się zasępił. Kryjąc zdenerwowanie znów sięgnął po filiżankę i spróbował się napić. Z marnym skutkiem. Spojrzał na Rosę spod byka, kiedy prawiła mu kazanie. Ach tak, ludzie na boże podobieństwo. Wywrócił oczami. Miał na języku gorycz bluźnierczych słów. Tych, które tak mocno świadczyły o braku jego wiary. Przed ich powiedzeniem powstrzymały go cholernie egoistyczne pobudki. Po prostu nie chciał, żeby Rosa źle o nim myślała, nawet jeśli sam myślał o sobie w najgorszy możliwy sposób.
- Ale nawet on postanowił ich ukarać za to, czym się stali. - A byli idiotami i ja też chcę się nim stać. Tego też nie odważył się powiedzieć głośno.
Nie miał za złe przyjaciółce, że nie odpowiedziała mu na pytanie o głęboko wierzącą dziewczynę, samemu zadając własne. Jako spowiednik nie była przyzwyczajona, by mówić o sobie, a przynajmniej tak tłumaczył to Ergo. Nie poruszył więc tamtego tematu, skupiając się na obecnych. Słuchał wyznania Rosy z markotną miną, a gdy skończyła, wodził w zamyśleniu kciukiem po uszku trzymanej filiżanki.
- To zależy jak na to spojrzysz, Ros. Niby nie zakuwają tych, którzy czynią dobro, ale ludzie to ludzie. Są cholernie omyli. Nie można brać ich osądów za wiarygodne. Wierz mi, że teraz nawet anielskim sądom nie wolno bezgranicznie ufać. Jesteśmy zbyt ludzcy, za bardzo się do nich upodobniliśmy. - Westchnął płytko i pochylił się ku rozmówczyni, oparłszy łokcie na kolanach. Poważne spojrzenie spoczęło na jej twarzy gdy podjął - Chyba nie sądzisz, że zakuli cię dlatego, że zrobiłaś coś złego? - Takie myślenie wydawało się Ergomionowi idiotyczne, ale i tego nie powiedział nagłos. Przy Rosie dobierał słowa. Choć znali się od wieków, to właśnie przy niej pilnował się najbardziej. - Nie twierdzę też, że tamta wymordowana była od razu czemuś winna, ale dla ludzi samo to, że była zarażona jest dostatecznym powodem, by ją stracić. Nie powinnaś aż tak się tym przejmować. Ty niczemu nie zawiniłaś. - Zdobył się na łagodny uśmiech, a potem spuścił wzrok i parsknął śmiechem, ale był to śmiech przepełniony smutkiem. Odchylił się na krześle, a gdy znów spojrzał na Rosę, smutek gdzieś się ulotnił. Uśmiech był krzywy i zawadiacki. Może zachowywał się tak trochę na siłę, ale łatwiej było mu mówić o swoich porażkach, kiedy pokazywał, że się nimi nie przejmuje.
- Wystarczająco dawno, byś suszyła mi głowę jeśli powiem ci prawdę. I niech zgadnę, chcesz posłuchać co przeskrobałem? Otóż nic. Jestem czysty jak łza. - siorbnął herbaty -  Nie licząc cholernie brudnych myśli. Ale wiesz jak to jest. - machnął ręką lekceważąco, posyłając jej zaczepny uśmiech. W duchu natomiast skarcił się po stokroć. Ros czuła, że coś jest z nim nie tak. Nie trudno było to zauważyć, przecież większość aniołów obdarzona jest nieludzką empatią, a on szedł w zaparte zamiast zrobić to, po co tu przyszedł. Zamiast poprosić o pomoc. Ale wciąż słowa o tym nie mogły przejść mu przez gardło, więc odwlekał chwilę w której w końcu wszystko z niego wypłynie. Bo naprawdę miał zamiar zrobić to, co sobie postanowił. Jego wola nadal była wolą anioła, silną, niewzruszoną... chociaż nie, jego była już mocno nadszarpnięta, inaczej pewnie teraz nie biłby się z myślami.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.02.16 23:45  •  Mieszkanie Rosy Empty Re: Mieszkanie Rosy
Kompletnie przegapiłam fragment o dziewczynie... No szlag by to : D

Nigdy nie odczuwała potrzeby porzucenia swojej anielskości na rzecz stania się typowym, myślącym i żyjącym w typowy sposób człowiekiem. Nigdy nie potrzebowała poczuć tych skrajnych emocji, nigdy nie potrzebowała zgrzeszyć dla samej ekscytacji zgrzeszenia. Chociaż przez te wszystkie długie lata spędzone wśród ludzi, w myśl powiedzenia "z kim przestajesz, takim się stajesz", przejęła naprawdę wiele ich zachowań, w wielu kwestiach zaczęła myśleć ich kategoriami, ale wynikało to chyba bardziej z instynktu adaptacyjnego niżeli z chęci bycia prawdziwym człowiekiem. Wiedziała, że nigdy nim nie będzie. Tak głęboko wierzyła w plan Pana i w rolę jaką przypisał jej i każdemu innemu skrzydlatemu, że straszną myślą byłoby dla niej porzucenie tego. Przecież... przecież właśnie po to ich uświetnił swoją mocą, właśnie po to dał im pieczę nad tymi wszystkimi niewinnymi duszami. Byli ich obrońcami, stróżami, nauczycielami... byli po to, by o nich dbać, prowadzić, bronić ich i upewniać się, że żyją tak, jak kazał im Pan, a nie po to, by to wszystko odrzucić i stać się takimi jak oni. Problemem tylko był brak światła pańskiego, który niegdyś napełniał anielskie serca wiarą i siłą do ciągłej walki o ludzką duszę. To właśnie dlatego jej bracia i siostry zaczynali gubić się we własnej egzystencji. Dobrze o tym wiedziała i pewnie, gdyby nie jej "trochę" chora głowa, pewnie też zaczęłaby mieć wątpliwości.
- Dziękuję, że to zrobiłeś. Może kiedyś jej serce podpowie jej, by przekazać dobry uczynek dalej.- Uśmiechnęła się a na wspomnienie o tym, że owcom na pewno nic się nie stało, zaśmiała się.- No tak. Najszczęśliwsze owce na tej planecie.
Zauważyła jego wątpliwość. Z każda kolejną chwilą jaką spędzał siedząc na przeciwko niej, w sercu odczuwała coraz bardziej zmartwienie i smutek, widziała bowiem jak wielkie niepewności miotają jego duszą. Byłaby okrutna mając mu to za złe. Wydarzyło się przecież tak wiele, że chyba nawet Rosa stanęłaby na środku ulicy i krzyczała do Pana, by podpowiedział jej co ma robić. A ten jak zwykle by milczał... zostawiając ją samą i każąc wydedukować swoje własne rozwiązanie. Miała wrażenie, że Ergomion był właśnie w takiej sytuacji, tylko, że już nawet nie próbował do Niego krzyczeć.
- Oczywiście, że jest o co walczyć. Niechby chociaż pośród milionów znalazła się ta jedna, czysta dusza... to właśnie dla niej warto przejść przez najgorsze piekło, by zaprowadzić ją do samych bram.- Uśmiechnęła się pocieszająco. - Pamiętasz jak to było? Pamiętasz tłumy w świątyniach wysławiające Jego imię? To wróci.- Była przekonana, że ludzie znów z uśmiechem wykrzyczą swoją wiarę. Nie wiedziała tylko kiedy to nastąpi. Ale na dobrą sprawę... czy jej się spieszyło? Miała przed sobą jeszcze całą wieczność o ile nikt nie odbierze jej daru życia. Spieszyć mogło się tym, którzy w to wszystko wątpili, ale w myśl starej zasady... gdyby zebrali się wszyscy, to szybciej by skończyli.
- Rodzice karcą swoje dziecko, gdy zrobi coś złego. Ojciec dał im wolną wolę, pozwolił im popełniać błędy i będąc dobrym Ojcem, każe ich za to. Wyciągną z tego swoją lekcję i staną się mądrzejsi.- Uniosła jeden z kącików swoich ust w delikatnym uśmiechu, na moment przymknęła oczy i westchnęła, by zaraz je otworzyć, ukazać cały garnitur swoich zębów w szerokim uśmiechu i wreszcie sięgnąć po filiżankę. Jej uśmiech zniknął jakby wyparty przez jego uważne spojrzenie. Widziała, że według niego to było bardzo błahe i właściwie musiał jej to wytłumaczyć jak małej dziewczynce, która się wywróciła i zapłakała, że zniszczyła nowe rajstopki, bo przecież mama będzie zła.
- Ludzie mimo całej swojej dobroci potrafią być czasem bardzo nieczuli i okrutni...- Westchnęła i spuściła wzrok, jakby czując się winną tego, że myślała w ten sposób o całej tej sytuacji. Pewnie i tak jeszcze długo będzie sobie wypominać, że na pewno było coś, co mogła zrobić ale może dobrze, że akurat teraz w jej drzwiach pojawił się Ergo i wszystko jej wytłumaczył. Był jej takim... racjonalnym spojrzeniem na to wszystko. Spoglądał na rzeczywistość bardziej obiektywnie, nie wierzył ludziom tak bezgranicznie jak ona i podczas, gdy Rosa patrzyła na ludzkość przez różowe okulary, on potrafił jej je ściągnąć, by czasem wreszcie przejrzała na oczy.
- Może masz rację. Po prostu, gdy istota, o której istnienie dbasz, nawet jeżeli wynika to z jej dziwnego postrzegania wartości, tak nagle traktuje Cię jak przestępce... to boli. Ale nie mówmy już o tym.- Podniosła wzrok i wreszcie się uśmiechnęła, postanawiając sobie, że już nie będzie poruszać tego tematu.
Zmarszczyła brwi, gdy się zaśmiał. Był to bardzo podejrzany śmiech i coś czuła, że razem z nim przyjdą trudności w wyciągnięciu z niego "zeznań". Nie myliła się. Zatupała pokazując swoje zniecierpliwienie i wciąż nie upijając nawet łyczka herbaty, odłożyła filiżankę.
- Mój drogi. Po pierwsze, ja nie suszę głowy. Po drugie, nie wynika to z mojej "ochoty posłuchania co przeskrobałeś" a po trzecie, nie wykręcaj się bo wiesz, że to nie zadziała! Z brudnych myśli Pan też kazał się spowiadać.- Pogroziła mu palcem, już z nutą gniewu rodzącą się w jej spojrzeniu. Oczywiście nie była na niego zła, pewnie nigdy tak naprawdę nie będzie, ale chciała, by wiedział, że bardzo nie ładne było jego postępowanie.
Ten swoisty gniew szybko ustąpił niewiarygodnemu zmartwieniu i przejęciu, gdy Rosa postanowiła wyciągnąć dłoń w jego stronę i po prostu chwycić go za rękę, tak dla dodania otuchy.
- Opowiedz mi
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 09.02.16 15:45  •  Mieszkanie Rosy Empty Re: Mieszkanie Rosy
Widać i anioły się od siebie różniły. Właściwie, to różniły się cholernie. Jak ludzie. Skrzydła o niczym nie świadczyły. Dla Ergo były jedynie niewygodną przeszkodą, a właściwie zaczęły nią być, kiedy spadł i cierpiał. O tym, by je sobie wyrwać również myślał, ale te myśli były jeszcze bardziej nieśmiałe niż te o samobójstwie.
Podziękowania skwitował uśmiechem. Również sądził, że to co zrobił było dobre. Być może dziewczyna dalej będzie niosła dobro, które sama otrzymała. Chciał w to wierzyć. Ale tak naprawdę pragnął wierzyć w wiele różnych rzeczy i bardzo się na tej wierze zawodził. Więc może nie warto?
Markotne oblicze rozpogodził tkliwy uśmiech. Zupełnie jakby niemo chciał powiedzieć Rosie, że to wspaniale, że wciąż ma tyle siły. W rzeczywistości jednak, zżerała go zazdrość. Dlaczego nie mógł być taki jak ona? Dlaczego brakło mu wiary? To próba? Jeśli tak, poległ z kretesem. Bo w głębi duszy już dawno się poddał.
Słuchał jej uważnie, choć właściwie już na nią nie patrzył. Utkwił wzrok w filiżance z parującą herbatą. Dopiero gest dziewczyny zmusił go do spojrzenia na drobną dłoń, która śmiało ścisnęła jego rękę. Miał się spowiadać? Dobrze. Zrobi to ostatni raz.
Spojrzał Rosie prosto w oczy i choć wiedział, że tym gorączkowym spojrzeniem wyjawia więcej niż chce, nie starał się kryć. Z resztą, słowa poparły determinację wyrytą na jego obliczu.
- Ale ja nie chcę cierpieć za jedną duszę, nie chcę nawet cierpieć za miliony. - Pochylił się w stronę dziewczyny. Teraz to on ściskał jej dłoń. - Naprawdę pragniesz spędzić wieczność z tym wszystkim, co otrzymałaś po zejściu na ziemię? Sama powiedziałaś, że sprawia ci ból patrzenie na niewdzięczność ludzi. Czy wcześniej czułaś ból? - Zamilkł na chwilę, wolną dłoń przyciskając do piersi. - Dostaliśmy całą gamę uczuć. Całą, pieprzoną gamę. - Pokręcił głową, bezwiednie zaciskając zęby. Cedził słowa. - To nie posługa, Ros. To kara, albo sprawdzian. A ja nie sądzę bym na coś takiego zasłużył. Ty też nie zasłużyłaś aby być wciąż wystawianą na pokuszenie. To nie fair. Zwyczajnie nie fair. - Zamrugał, przestraszywszy się siły swoich słów. Na powrót się oparł i odwrócił wzrok. Bezwiednie wyswobodził rękę i obydwie ułożył na udach. W konsternacji, przez chwilę skubał paznokieć. Jeszcze kilkaset lat temu widząc kogoś w stanie podobnym do swojego, roześmiałby mu się w twarz, a głowa kręciłby w niedowierzaniu. Czy kilkaset lat temu był sobą bardziej niż teraz?
- Masz rację, rodzic każe swoje dziecko. Niech ich każe, ale my niczemu nie byliśmy winni. - To powiedział szeptem, dławiąc się goryczą. - Zobacz co się dzieje z aniołami. Zobacz, że właściwie już niczym nie różnią się od ludzi. Dlaczego na siłę trzymać się czegoś, co nie ma sensu?
W tych kilku słowach chyba całkiem jasno nakreślił swoje stanowisko. Nie ufał ludziom, ale i aniołom już nie ufał. Nie ufał sobie. O ile łatwiej byłoby urodzić się człowiekiem, bez ciężaru lojalności wobec boga. Mieć zupełnie wolną wolę. Być może mylił się pragnąc tego, ale to wydawało mu się lepsze niż rzeczywistość.
Gdy słowa przebrzmiały zastanawiał się czy Rosa teraz nim gardzi. Bał się, że mimo wszystko była nieodpowiednią osobą do słuchania takich wynurzeń i być może to wyznanie go zgubi. Co by było, gdyby Ros na niego doniosła? Obecnie anioły kierowały się jakimiś chorymi, destrukcyjnymi zasadami. Gdyby wiedzieli, ucierpiałby niechybnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 10.02.16 23:25  •  Mieszkanie Rosy Empty Re: Mieszkanie Rosy
Nie mieć skrzydeł... Jakby tak na tym pomyśleć... Jaką straszną była ta myśl. To jak ptaka, który całe życie mógł odczuwać wolność i przyjemność latania nagle zamknąć w klatce i pozbawić tej możliwości. Czyż skrzydła nie były jednym z ich największych błogosławieństw? Czyż nie wspaniale było zatopić się w promieniach słońca i po prostu lecieć, nie myśląc o niczym?
Delikatnie pogładziła wierzch jego dłoni, dostrzegając targające nim emocje. Martwiła się o niego. Wiedziała, że od wielu lat jest z nim bardzo źle ale w momencie, w którym całkowicie się od niej oddalił chyba przestała sobie zdawać sprawę, że został z tym wszystkim sam i pewnie sobie nie poradzi. Teraz odczuwała swego rodzaju poczucie winy. Powinna była walczyć, upierać się i nawet zgodzić się na to, by ją uderzył, by przytrzasnął jej drzwiami dłoń, gdyby nie pozwalała mu się wypchnąć... Ale nie było jej. Pozwoliła mu odejść i zamknąć się w sobie. Może gdyby postąpiła inaczej, gdyby po prostu o niego zawalczyła byłoby inaczej? Spuściła wzrok. Częściowo z powodu myśli, które nagle pojawiły jej się w głowie a częściowo z powodu słów, które niczym żyletki wysypywały się z jego ust.
- Zawsze byliśmy gorsi od ludzi. Chociaż pobłogosławił nas mocą to tylko po to byśmy im służyli. Stworzył nas po to byśmy byli dla nich, byśmy dla nich i za nich cierpieli. Potrzeba zasłonienia swoją własną piersią płynie w naszej krwi...- Jej słowa zabrzmiały dość ponuro. Chyba po raz pierwszy od dawna, gdy coś powiedziała nie było to przepełnione radością i szczęściem, aczkolwiek nie było w tym ani krzty pretensji. Znała swoje miejsce i nie mogła mieć pretensji o to, że Pan stworzył ją i wszystkie inne anioły po to, by zajęły właśnie to konkretne miejsce. Każdy człowiek miał przypisaną sobie rolę. Byli liderzy, podwładni, robotnicy, intelektualiści... tak samo było z aniołami. Służyli konkretnemu celowi i złe byłoby przeciwstawienie się temu. - Skłamałabym mówiąc, że jest mi tutaj lepiej niż w królestwie.- Westchnęła ciężko i wreszcie podniosła na niego swój wzrok. Jej niebieskie oczy zaszkliły się i teraz walczyła ze sobą, by nie wypłynęła z nich ani jedna łza.
- Zeszliśmy na Ziemię po to, by ludzie nie zginęli. Po to by zapobiec zniszczeniu jego najcenniejszego dzieła. I chociaż oni są dla nas okrutni i sprawiają tak wiele bólu, pomyśl sobie tylko jak szczęśliwy musi być Pan, że chociaż stworzył ich na swoje podobieństwo i są jego ulubionymi dziećmi to jak bardzo musi być z nas dumny, bo przecież bez naszej pomocy pozabijali by się nawzajem. Gdyby nie nasza posługa już dawno by ich nie było. A wtedy Pan byłby smutny... Zniósłbyś jego cierpienie?- Zmarszczyła brwi i znów ciężko westchnęła.- Czym byłoby nasze cierpienie w stosunku do Jego? Każdemu z nas serce pękłoby na miliony kawałeczków gdyby tylko z Jego oka uroniłaby się choć jedna, nawet najmniejsza łza. A tak by było, gdybyśmy o nich nie dbali!
Nie fair... Niesprawiedliwe... Czy oni naprawdę mogli oceniać sprawiedliwość najwyższego? Przecież wiedział co było dla nich najlepsze. I choć może faworyzował ludzi... to anioły też były jego dziećmi. A Ojciec dba o swoje dzieci i nawet przez sekundę nie miała czelności by w to zwątpić.
- Dostaliśmy uczucia po to, by lepiej ich zrozumieć. Wiedziałbyś, że tę dziewczynę wśród Twoich owiec przestraszył baran, gdyby Pan nie podarował Ci strachu? Wiedziałbyś jak zareagować wśród kłócącego się tłumu, gdybyś nie odczuwał gniewu? Nie. I choć sami nie radzimy sobie z tymi uczuciami, bo są dla nas tak obce i nowe to dzięki nim możemy zrozumieć lepiej ludzi.- W wyniku tych wszystkich emocji i całej tej sytuacji pomyślała, że może pomóc mu w inny sposób. Tak, jak czasami pomagała sama sobie... w tych wszystkich wątpliwościach, w momentach, kiedy odczuwała samotność i brak Jego obecności wykorzystywała dar jakim ją obdarzył, by znów poczuć Jego siłę. I już... już miała zesłać na niego objawienie by poczuł się troszkę lepiej, gdy Ergomion odsunął dłoń. W tym momencie uświadomiła sobie, jak wielki grzech by uczyniła. Jej dłoń zadrżała, gwałtownie więc ją odsunęła i przepraszając w duchu, przeniosła swoje spojrzenie na twarz Chrystusa na krzyżu.
- To wszystko to sprawdzian, mój drogi. Nawet Jego syn doczekał się własnego. Ale dostał nagrodę. Na każdego z nas na pewno taka czeka.- Jej oczy nie wytrzymały. Z obu wylały się pojedyncze łzy, które jednak szybko otarła mając nadzieję, że Ergo tego nie zauważy.- Wierzę, że w tym wszystkim jest sens i głębszy cel. Musi być. A anioły po prostu pobłądziły... Każdy ma swoje wzloty i upadki. Nie możesz się poddawać. Nie możemy Go zawieść. - Wreszcie się uśmiechnęła. Powróciła wzrokiem na towarzysza swojej rozmowy, zaglądając wprost w jego oczy. Szukała w nich przebłysku nadziei... że jednak nie porzucił wszystkiego, co kiedyś było tak ważne. Nie gardziła nim. Chciała mu pomóc, poprowadzić go. A nawet gdyby teraz prosto w oczy powiedział jej, że rzuca to wszystko... rozpłakałaby się, pękłoby jej serce. Ale nie doniosłaby na niego ani nawet by się od niego nie odwróciła.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach