Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 2 z 13 Previous  1, 2, 3, ... 11, 12, 13  Next

Go down

Pisanie 23.06.15 21:25  •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
Skrzyżowała ręce i wpatrzyła się w twarz medyka. Chwilę namyślała się w milczeniu.
Wyjęła notes, zapisała coś.
Spojrzała na naukowca.
Znowu się zastanowiła.
- Jeśli się uda, trzydzieści procent produkcji będzie należeć do Drug-on.Ponadto, na bieżąco będziesz nas informował o postępach... - szalg, zapomniała imienia - Łowco. Dostarczymy materiały. Powiedzmy - w ciągu miesiąca, jeśli projekt się przyjmie. W razie potrzeby - zapewnimy regularne dostawy krwi do badań. Tej kwestii osobiście dopilnuję.
Na chwilę zamilkła, lustrując Łowcę.
- Jakakolwiek próba oszukania nas, zerwania umowy, czy też jej nagięcia będzie równoznaczna z jej natychmiastowym unieważnieniem i konsekwencjami w postaci interwencji ze strony windykatorów Drug-on - wyrecytowała - Ale zdajesz sobie z tego sprawę. Nie tolerujemy dłużników.
Przestąpiła z nogi na nogę.
- Nie zmienię swoich warunków. Zgadzasz się na nie? - lekko przekrzywiła głowę, patrząc na niego uważnie.
Gdyby udało się nawiązać taką współpracę, sama mogłaby wyciągnąć z tego korzyści. Ale żeby zabierać się za sprawy osobiste, musiała wiedzieć, czy można ufać Łowcom.
Oczywiście, że nie.
Ale czy można im tymczasowo zaufać w kwestii badań nad regeneracją.
Trzeba czasu.
I zgody tego tutaj.
Oraz pozwolenia szefostwa.
...Chociaż to ostatnie dałoby się ominąć, w razie potrzeby. Jednak działanie na własną rękę było dużo bardziej ryzykowne i na dłuższą metę - nieopłacalne. Wydajniej jest pracować w grupie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.06.15 23:54  •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
Udało się. Najemniczka zgodziła się, przypieczętowała układ. Postawiła własne warunki, były one jednak do zaakceptowania bez zwłoki, Ikar czuł rosnącą euforię. Chciał otrzymać tę krew jak najszybciej, odkurzyć laboratorium, wprawić w ruch dawne nawyki i wyuczone procedury. W pewien sposób brakowało mu ich. Spojrzał na kobietę i uśmiechnął się.
- Myślę, że te warunki są do zaakceptowania, choć nie ja muszę to ocenić. – spojrzał znacząco na Sleipnira, by wypowiedział się w tej kwestii. Jako strateg miał chyba władzę by zawierać układy, zwłaszcza te, które będą miały minimalnie negatywny wpływ na organizację. Jakkolwiek na to nie patrzyć, najemnicy przyjaciółmi łowców nie byli i raczej nie będą, wiec dozbrajanie ich nie było najmądrzejszą rzeczą pod słońcem. Z drugiej jednak strony, korzyści dla samych rebeliantów były znaczne, zwłaszcza w obliczu braku świeżych sił. Kiedy człowiek jest na wagę złota, wszystko, co go ratuje, staje się priorytetem.
- Powiedzmy, że miesiąc od otrzymania dostawy powiadomię was o postępach prac, a po osiągnięciu pożądanego efektu partia zwrotna nie powinna przyjść później niż trzydzieści dni. Transportem jednak powinniście zająć się własnoręcznie. Dostarczymy towar pod mury, a stamtąd wy go odbierzecie. – Blight zachował kamienny wyraz twarzy. Dobrze wiedział, że w ten sposób zrzuca odpowiedzialność na Smoki i wszelkie wpadki związane z utratą ładunku będą ich winą. Pociągnął łyk ze szklanki trzymanej w dłoniach. – Mógłbym poznać twoje imię? Wolałbym wiedzieć, na kogo się powołać w razie problemów.
Chciał stąd wyjść, zostawił swoje obowiązki tylko na chwilę i pacjenci mogą potrzebować jego interwencji, lecz musiał poczekać na werdykt Marcusa, a gdyby był niepomyślny, spróbować go przekonać.
- Wasi windykatorzy nie będą mieli pretekstu do interwencji. Nie zamierzamy nagle zrywać umowy, ani próbować was oszukać, bo to mogłoby okazać się nieopłacalne na dłuższą metę.
Nagle Blight zaczął się zastanawiać, czy Yuu Kami spełniła jego prośbę i zaczęła szukać regeneracyjnej krwi u DOGSów. Jeśli tak, nie byliby w pełni zależni od dostaw najemników, za to związaliby się silniej z gangiem. Jeśli nie, będzie musiał z nią wkrótce pomówić, o ile ona nie dopadnie go wcześniej. Zawsze lepiej było zapewnić sobie dostawy z dwóch niezależnych źródeł, na wypadek nieoczekiwanego zwrotu akcji.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.06.15 15:34  •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
Nie był zbyt przejęty ich rozmową, myślał o kolejnych krokach, które musi poczynić i szukał najkorzystniejszych wyjść, miał stanowczo za dużo teraz na głowie.
Z zamyślenia mimo wszystko udało się go wyrwać, na szczęście dla niego wręcz w idealnym momencie żeby wyłapać kontekst.
trzy z dziesięciu butelek przypadałyby w ręce smoków, jeżeli DOGS zażyczą sobie tyle samo to niewiele pozostanie dla nich samych.
No cóż, utarguje drobną zmianę dzięki czemu jeżeli gang pójdzie na taki sam układ to zyskają choć odrobinę więcej.
- 25 procent i sprawa załatwiona. Co do umowy to osobiście będę nad nią sprawował pieczę, nie musisz się więc martwić o to, że zostanie nagle zerwana z naszej strony. - Powiedział stonowanym głosem i dopił resztę trunku znajdującego się w szklance.
Wyrecytowana formułka brzmiała znajomo i wiedział, że nie jest tylko czczym gadaniem, jeżeli coś pójdzie nie tak to mają na głowie całkiem nieprzyjemnych sukinsynów.
Podniósł się mozolnie z fotela i powolnym krokiem podszedł do Jarv.
- A zatem? Te 5 procent stanowczo nie zrobi wam dużej różnicy, a będzie to dobry krok w stronę wzajemnego zaufania, nie sądzisz? - Zapytał i wyciągnął przed siebie rękę.
Uściśnij ją kobieto i miejmy to w końcu za sobą, potrzebuję się spotkać z twoim przełożonym najszybciej jak to możliwe więc tego nie przedłużajmy, jedyne co sobie myślał patrząc jej prosto w oczy, zapewne nietrudno będzie jej to wyczytać z jego.
Po ubiciu interesu wyciągnął swój telefon i podał go Jarv.
- Wpisz się jeżeli jest taka możliwość, jeżeli nie będę mógł skontaktować się z twoim przełożonym to będę próbować z tobą, dobrze wiemy jak to jest na Desperacji.
Po odebraniu telefonu wysłał wiadomość na ostatnio używany numer i po chwili usłyszał pukanie do drzwi, wszedł ponownie ten sam człowiek, który wcześniej przyniósł im medykamenty.
- William, powierzam ci naszego gościa, zostaje u nas na noc. Zadbaj o to żeby miała dostęp do świeżego powietrza i w razie zmiany jej stanu niezwłocznie mnie powiadom. Proszę. - Powiedział cicho, ale wyczulone uszy smoczycy na pewno wszystko słyszały.
Po upewnieniu się że jego pracownik zrozumiał wszystko, zamknął drzwi i z nieukrywającym zmęczeniem zapytał.
- Czy jest coś jeszcze co musimy przedyskutować, czy możesz już ruszać do swojego przełożonego?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.06.15 20:18  •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
Własnoręczny odbiór towaru. Ale spod murów. O to chodziło. Przedzieranie się przez labirynt M-3 byłoby problematyczne i niewygodne. Desperacja to mniejsze piwo. Paradoksalnie.
Przytaknęła mu nieznacznie i dalej stała nieruchomo, słuchając słów naukowca.
Podać imię, co?
Milczała, nie odrywając wzroku od Łowcy.
Kontynuował.
Windykatorzy nie będą mieli roboty. Piękne założenie. Każdą umowę zawierało się z takim radosnym postanowieniem. Niestety życie jest mniej poukładane, niż można by sobie życzyć.
Kiedy skończył mówić, parzyła jeszcze przez chwilę.
- Järv. - rzuciła w odpowiedzi na poprzednie pytanie.
- 25 procent i sprawa załatwiona. Co do umowy to osobiście będę nad nią sprawował pieczę, nie musisz się więc martwić o to, że zostanie nagle zerwana z naszej strony.
Pięć procent?
Powoli obróciła się w stronę Sleipnira i westchnęła ze zniecierpliwieniem.
Nie słuchał?
Rzuciła mu przeciągłe spojrzenie i uścisnęła dłoń Łowcy. Przytrzymała ją przez chwilę w żelaznym uścisku.
Atmosfera na moment stała się odrobinę cięższa.
- Trzydzieści. - zawiesiła na nim dalej spokojne, ale bezkompromisowe spojrzenie i po kilku sekundach puściła dłoń.
Nie.
Nie zmieni warunków.
Przemilczała problematyczną kwestię używania telefonu. Jej sprzęt z reguły leżał odłogiem w siedzibie, używany bardzo sporadycznie. W tym momencie zapewne tworzyła się na nim nowa, kilkumilimetrowa warstwa kurzu. Ale to nieważne.
Wpisała swój numer i oddała aparat ważniejszemu Łowcy.
Chwila ciszy.
Pukanie.
Jakiś mężczyzna.
No tak. One.
Musi pamiętać, żeby o niej też wspomnieć szefowi.
Tyle roboty. Szlag by to.
- Czy jest coś jeszcze co musimy przedyskutować, czy możesz już ruszać do swojego przełożonego?
Też miała już dość pogaduszek. Kontakt z klientem to nie jej działka. Chyba, że chodzi o ostateczne spotkanie. Ale to już inna dyscyplina.
Kilka sekund na zastanowienie.
Schowała notes.
- To wszystko.
Kilka kroków w stronę wyjścia.
Zatrzymała się z ręką na klamce i kątem oka spojrzała jeszcze raz na naukowca.
- Ciekawy projekt, Łowco. Oby ci się udało.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z jego planem, będzie to równocześnie problem i przywilej. Ale była ciekawa. W końcu coś nowego.
Na chwilę zawiesiła na nim wzrok. Pusta otchłań czarnych ślepiów. Ledwie zauważalne ogniki zaintrygowania.
Nacisnęła klamkę i wyszła.
Teraz wystarczy trafić do siedziby.
Naciągnęła kaptur na głowę.
I przyjąć na klatę gorycz porażki.
Ciężkie kroki w końcu ucichły. Opuściła knajpę.

[z/t]
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.07.15 17:13  •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
Już nic nie stało mu na przeszkodzie, był wolny. Układ wejdzie w życie, kobieta będzie tu pod opieką ludzi Sleipnira, a Blight wreszcie odkurzy retorty w laboratorium. Był dobrej myśli nawet pomimo niebezpiecznego spięcia pomiędzy oczekiwaniami najemników, a decyzji stratega. A skoro wszystko zostało powiedziane, Ikar nie był już zainteresowany rozmową. Zyskał to, czego potrzebował.
Kiedy kobieta wyszła, zwrócił się do Sleipnira.
- Skoro wszystko ustalone, to wracam do szpitala, sprawdzę przy okazji stan Kami. Kilka rad co do poszkodowanej: Jeśli rany zaczną ropieć, to macie mnie wezwać, jeśli nie, to trzeba poprawić ściegi na ciaśniejsze i pilnować wymiany opatrunków co kilka godzin najlepiej, a minimum raz dziennie. Jeśli się obudzi, to wezwijcie mnie albo Liselotte, jeśli nie, to prawdopodobnie się już nie obudzi.
Z tymi słowami, Blight dopił trunek pozostały w szklance i wyszedł. Zostawił w środku swoją torbę lekarską, na wszelki wypadek, żeby najpotrzebniejsze lekarstwa były blisko rannej. Sam miał taki zestawów kilka i nie było to dla niego wielką stratą, zwłaszcza, że wystarczyło, że przypomni o niej Marcusowi.
Unikając kamer po drodze oraz patroli S.SPEC, dotarł do siedziby łowców. Skierował swe kroki w stronę laboratorium, miał bowiem jeszcze dużo pracy przed sobą, zanim dotrą do niego składniki.

ztx2
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.07.15 0:25  •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
[Żeby nie było, tu już się zupełnie inna fabuła dzieje]

Jak zawsze wszedł do knajpy od tyłu, nie lubił pokazywać się z gośćmi swoim klientom, zwłaszcza, że bywały tutaj różne osoby. Jeszcze ktoś dziwnym trafem by rozpoznał jedną z osób, które przyprowadzał i szlag by trafił niejedną rzecz.
Jak zawsze przywitał krążących wokół pracowników i posłał Fay na górę pierwszą, sam najpierw potrzebował znaleźć Williama. Na szczęście nie musiał szukać go daleko więc szybko przekazał mu informacje na tyle cicho, że na pewno pozostało to między nimi.
- Bądź pod telefonem, gdyby ktoś o mnie pytał - nie ma mnie. Gdyby ktoś chciał się spotkać - Nie ma mnie. Dobrze wiesz kto stanowi wyjątki i w jakich sprawach możesz nam przeszkodzić - Powiedział poważnym tonem, ale po chwili spojrzał w oczy swojemu podwładnemu i dodał kilka słów. - Wiem że mogę na ciebie liczyć, z góry dziękuję.
Po uściśnięciu ręki swojego starego przyjaciela, ruszył na górę po marmurowych schodach i zaczął przeszukiwać własne kieszenie.
W końcu znalazł klucze, już przeklinał w głosie samego siebie myśląc, że zostawił je na biurku w organizacji.
Po otworzeniu drzwi przepuścił Fay pierwszą, po czym dokładnie zamknął je za sobą na zamek, zapalił światło, a rolety spuścił do samego końca.
Mimo wszystko w popołudnie zawsze było tutaj za dużo słońca, a na dodatek mieli dzięki temu więcej prywatności i mniej wścibskich oczu na sobie, co stanowczo zadowalało jego paranoję.
Pozwolił się rozsiąść jego nowemu szpiegowi kiedy sam sięgnął do gabloty po karafkę zdobioną z tyłu pikującym jastrzębiem, lubił być otoczony tym znakiem bez głębszego powodu, po prostu lubił pamiętać komu jest wierny.
A wierny był tylko i wyłącznie organizacji.
Kiedy jednak pomyślał o charakterystycznym znaku Łowców, przypomniało mu się, że sam będzie musiał swój znak poprawić, niejedna szrama zdążyła sprawić, że znak stawał się coraz szpetniejszy i mniej rozpoznawalny.
Jednak to jest coś czym zajmie się kiedy będzie miał wolną chwilę, czyli zapewne nigdy.
Wyciągnął dwie szklanki z półki znajdującej się w dębowym stole, przykrytym na samym środku małym, czerwonym obrusem, pod którym oczywiście znajdował się kolejny znak jastrzębia, można powiedzieć, że powoli popadał w zafascynowanie tym znakiem, jednak każdy kto wie czym on jest stanowczo by to zrozumiał.
- Oh, zapomniałbym, przecież nie jesteśmy tutaj sami. - Powiedział poważnym tonem i wstał z grobową miną, po czym skierował się do swojego biurka.
Chwilę w nim grzebiąc wyciągał po kolei różne rodzaje noży, scyzoryków, a nawet pistolet.
Kiedy jednak sięgnął dna, wyciągnął.. krakersy. Tak, dokładnie te krakersy, które są zmorą każdego Łowcy wyruszającego na misję. Krakersy, które wypełniały ich żołądki od stuleci.
Jednym ruchem wrzucił z powrotem wszystkie urokliwe elementy do szuflady i zamknął ją na klucz.
Lekkie drgawki utrudniały mu otworzenie opakowania, ale po chwili jednak udało mu się heroicznie zwyciężyć z plastikiem oplatającym twarde niczym diamenty kwadratowe smakołyki.
Gdyby tą kwestie wypowiedział na głos to stanowczo "smakołyki" otrzymałyby gigantyczną dawkę sarkazmu, ale tego fretka nie wiedziała.
Przesunął nimi po stole i z uśmiechem odezwał się do futrzanej sznurówki.
- Smacznego, maluchu - Po tych słowach jednak skierował wzrok na swojego głównego gościa. - Dla nas mam za to dobry trunek, mam nadzieję, że nie czujesz się zawiedziona? - Zapytał ze zmęczonym już uśmiechem na twarzy.
Stanowczo potrzebował się napić po tej ilości roboty, którą już zdążył wykonać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.07.15 0:49  •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
Chociaż zmiana miasta po tak wielu latach spędzonych w rodzinnych okolicach nigdy nie jest prosta, to Fay czerpała nad wyraz ogromną przyjemność z poznawania nowych miejsc. Wszystko było dla niej tak obce, momentami tak nierealne, że nawet wchodząc do z pozoru zwykłej knajpy i to na dodatek od zaplecza, przystanęła na chwilę pozwalając sobie na chłonięcie widoku. I dokładne zapamiętywanie wszystkiego, co znalazło się w zasięgu jej wzroku. Kiedy Marcus wysłał ją na piętro weszła powoli, krok za krokiem na zawsze utrwalając w pamięci wystrój i architekturę wnętrza. Tym większą radość sprawiło jej wejście do nowego pomieszczenia, gdyż biuro mężczyzny zapierało dech w piersiach. A przynajmniej tym, którzy wiedzieli jak ważnym symbolem był zdobiący niemalże wszystko jastrząb.
Fay usiadła przy stole, pozwoliła Churchillowi zsunąć się z ręki prosto na blat, a sama pozbyła się ciążącego swetra. Fretka zaczęła z uwagą krążyć dookoła, próbując przyzwyczaić się do nowego otoczenia. I wtedy właśnie Marcus wpadł na pomysł tak idealny, że zwierzę momentalnie postawiło uszy, z uwagą kierując swój wzrok prosto w stronę "wystawy" z szufladową bronią. A dokładniej - w stronę krakersów.
- To chyba twój szczęśliwy dzień - Fay zaśmiała się pod nosem, jednocześnie kierując swój wzrok w tą samą stronę, co Churchill. Z tą różnicą, że w tej chwili krakersy interesowały ją najmniej. Uważnie, choć wciąż subtelnie i nienachalnie, obserwowała każdy nawet najmniejszy ruch towarzysza, czując coraz większą ochotę na odkrycie jego charakteru w jak najkrótszym czasie. I wszystko szło dobrze, dopóki nie zwróciła uwagi na walkę z krakersami. Odwróciła wzrok ukrywając nieco zbyt ciepły uśmiech.
Kiedy przekąska dla najmniejszego z trójki trafiła na stół, Churchill wręcz oszalał z radości. Podbiegł do nich z takim entuzjazmem, jakby w jego żołądku panowała posucha od przynajmniej tygodnia, przy okazji zadrapując Fay w lewą rękę. Nie do krwi, ale idealnie w poprzek cieniutkiej blizny.
- Nie zapomnij podziękować - burknęła w stronę zwierzęcia, cofając podrapaną dłoń ze stołu.
Kiedy Marcus dołączył na spokojnie do Fay z alkoholem w ręku, posłała mu spojrzenie tak wdzięczne, że aż żal byłoby odmówić jej poczęstunku.
- No nie wiem. Ten trunek musi być naprawdę dobry, żeby mnie powstrzymać od kradzieży posiłku tej niewychowanej łasicy - zachichotała mimochodem, chociaż ostatnie słowa wypowiedziała tak surowo, niczym matka karcącą własne dziecko. Cholera, jaki ona miała dziś świetny humor!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.07.15 1:26  •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
Zaśmiał się krótko i cicho pod nosem, ale mimo wszystko zaśmiał, pozostawiło to uśmiech na jego twarzy, a to stanowczo zdarzało mu się rzadko od czasu incydentu w organizacji.
Na myśl o tym wszystkim lekko drgającą ręką uniósł szklankę i po chwili z trunku pozostały tylko krople powolnie ściekające po ściankach szkła.
Zadziwiające jak jego humor latał ze skrajności w skrajność w ciągu kilku chwil, wystarczyła mała fretka, potem parę wspomnień i ponownie urocze stworzenie.. i jakże urocza właścicielka.
Na jego rozmówczyni szczęście humor postanowił się ustabilizować i pozostać pozytywny po wypiciu dobrej jakości trunku.
W końcu co innego mogło lepiej zadziałać na alkoholika niż coś wysokoprocentowego.
Spojrzał w czerwone oczy Fay i po chwili na jej palce, brakowało na nich istotnego elementu, który pasowałby osobie o tak drobnej postawie.
Wyciągnął swój telefon i szybkim ruchem jednej dłoni wystukał na nim wiadomość.
Piknięcie potwierdziło wysłanie jej więc oderwał wzrok od ekranu i ponownie skupił się na nowym pionku, który zagościł na szachownicy tego miasta, z jednej strony białymi pionkami było wojsko i rząd, na których czele stał ich prawowity król, a z drugiej strony niezorganizowane kawałki ciemnego drewna o różnych figurach próbowały się zebrać do kupy, dlatego też wiązał tak wielkie nadzieje z nową postacią.
- Twój akcent stanowczo się wyróżnia w tym mieście, aż miło usłyszeć coś czego nie słyszało się od tak dawna. Lata temu posługiwałem się takim samym żargonem jak ty, ale brak możliwości używania angielskiego i wręcz przymuszenie do używania japońskiego sprawiło, że powoli go zatracałem. Także jeżeli wolisz jeszcze przez jakiś czas nacieszyć się ojczystym językiem to śmiało możesz z niego przy mnie korzystać.
Po jego krótkim monologu usłyszał pukanie do drzwi, jak zawszę William miał idealne wyczucie czasu.
Już znacznie pewniejszą i mniej drgającą ręką otworzył drzwi i wpuścił wysokiego i krótko obstrzyżonego blondyna w stroju typowym dla kelnera, z małym jednakże dodatkiem na palcu i krawatem.
Przejął od niego srebrną tacę i postawił ją na stole.
- Jeśli możesz, przynieś mi Filet z polędwicy wołowej z klasycznymi dodatkami. - Powiedział zmęczonym, ale rozluźnionym już tonem i skierował głowę w stronę Fay.
- A ty co sobie życzysz? Możesz przetestować moich kucharzy jak tylko chcesz. - Powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy i usiadł ponownie na swoim miejscu.
Kiedy William ich już opuścił, odchylił przykrywkę i podsunął tacę szpiegowi.
Znajdował się na niej czerwony sygnet z jastrzębiem oraz telefon komórkowy.
- Witamy wśród Łowców, Panno Fay Skyfield. - Powiedział oficjalnym tonem, ale po chwili szeroko się uśmiechnął i napełnioną już szklankę uniósł do góry w geście toastu.
- Jeżeli pozwolisz, chciałbym omówić z tobą teraz poważniejsze sprawy, zaczynając od tego jakie umiejętności posiadasz. - Powiedział głaszcząc dwoma palcami głowę fretki.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.07.15 2:11  •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
Marcus zapewne nie miał jeszcze pojęcia, że każda najmniejsza zmiana zachodząca w jego mimice i wszystkie emocje, które przebiegły przez jego twarz w ciągu ostatnich sekund zostały wyłapane przez Fay i pilnie zateczkowane w katalogu zwanym jej mózgiem. Nietrudno było dostrzec, że mężczyzna czymś się martwi. I to nie byle jaką błahostką, bo ogień, który przez chwilę przemknął przez jego oczy jasno mówił, że zdarzyło się coś poważnego. Na dodatek wcale nie tak dawno, bo sytuacja wciąż paliła go od środka. Sama Fay miała zaś przedziwne przeczucie, że jeszcze tego dnia dowie się o co chodzi. Ale kiedy szczery uśmiech znów zagościł na twarzy rozmówcy, odetchnęła w duchu i opuściła ramiona, które nieświadomie spięła w trakcie odgadywania uczuć Marcusa.
- Obawiam się, że pański akcent wróci. I to całkiem szybko, bo o ile dobrze się orientuję, przez najbliższy czas będziemy często się widywać. Prawda?
Tak naprawdę Fay niewiele wiedziała o swojej nowej misji. A przynajmniej nie tyle, ile rzeczywiście chciała i potrzebowała. Miała świadomość, że jej praca zapewne nie będzie bardzo odmienna od poprzedniej, a ta rozmowa rozwieje wszelkie wątpliwości i odpowie na pytania, które męczą obie strony dyskusji. A jednak wciąż czuła rozżalenie. Nazwisko mężczyzny nie było jej obce i przyczyniło się do obecności Fay w trójce i irytowało ją, że wciąż praktycznie nic o nim nie wiedziała.
- To niezwykle miłe z pańskiej strony - odruchowo odpowiedziała na propozycję posiłku przy użyciu jednej z wielu wyuczonych formułek. Niby Marcus bez większego wahania zwracał się do niej per "ty", ale Fay wciąż starała się pohamować chęć spoufalenia się z mężczyzną. W końcu jak dotąd nie wiedziała nawet jak wysokie stanowisko zajmował w hierarchii Łowców. Na obecność drugiego, nieznajomego mężczyzny odpowiedziała delikatnym uśmiechem i powitalnym skinieniem głowy.
- Jeżeli mogę poprosiłabym smażonego łososia. Przy takiej pogodzie ryby są jedynym, co trzyma mnie przy życiu - odpowiedziała z uśmiechem, szczerze ciesząc się z wizji posiłku. W całym tym zamieszaniu i szukaniu przejścia do kryjówki Łowców zupełnie zapomniała o wrzuceniu czegokolwiek do swojego brzucha.
W między czasie Churchill skończył swoje ucztowanie i z zainteresowaniem skierował skoczne kroki w kierunku Marcusa. Jak już wcześniej zostało wspomniane - kupienie zaufania tego chytrego stworzenia wcale trudne nie było. Tyle, że pan Sleipnir nie miał jeszcze świadomości czym groziło spoufalanie się z Churchillem.
- Widzę, że właśnie straciłam towarzysza - Fay prychnęła pod nosem, patrząc na zachowanie puchatego stworzenia. - Będzie próbował wejść panu na ramiona.
Zanim jednak Churchill zdążył podjąć jakąkolwiek próbę dostania się na wyższe partie ciała Marcusa, potencjalna "ofiara" zwierzęcia zdążyła przygotować niespodziankę. Tyle, że tym razem już dla samej Fay. Z uwagą zwróciła wzrok w stronę tacy, przelatując szybko spojrzeniem po telefonie i skupiając się głównie na sygnecie.
- Och - westchnęła cicho, podnosząc spojrzenie na rozmówcę. - Dziękuję, raz jeszcze. Nie spodziewałam się tak efektownej wyprawki.
Pomimo szczerego zachwytu nie sięgnęła dłonią ani po jeden obiekt, ani po drugi. Z czystej grzeczności, czekając uprzejmie, aż sam Marcus zaproponuje jej przejęcie nowego sprzętu. Słysząc zaś pytanie o umiejętności odruchowo odchyliła się do tyłu, przykładając palec do ust w zamyślonym geście.
- Potrafię mówić - zaczęła wymieniać, przy okazji wycierając serwetką ślady szminki z palca. - Nie tak, jak inni. Od dziecka uczono mnie zasad retoryki, działania perswazji i skutecznego manipulowania ludźmi. Dodatkowo w kwestii ostatniego - posiadam amulet, który potęguje efekt. Nie jest wyjątkowo mocny, ale pomocny.
Zachichotała cicho w reakcji na swój niespodziewany rym. A mówiąc o samym amulecie odruchowo dotknęła lewa dłonią artefaktu zawieszonego na szyi.
- Umiem też hakować. A najważniejsze - zawahała się, spoglądając wprost w oczy Marcusa. - Mam fotograficzną pamięć. I to w takim stopniu, że potrafię odtwarzać raz widziane dokumenty, nawet po kilku latach. Potrzebuję niecałych dwóch sekund, aby zapamiętać obraz, na którym skupia się mój wzrok. Przy pomocy odpowiedniego rysownika umiem również odtworzyć plany i ludzkie twarze. Pamiętam dosłownie każdego, kogo w spotkałam w życiu chociaż raz.
Ostatnie słowa wypowiedziała nieco ciszej, patrząc rozmówcy może zbyt głęboko w oczy. Zupełnie jakby chciała dotrzeć wprost do jego duszy i zasiać tam swoje słowa na zawsze. W końcu jednak spuściła wzrok po kilku sekundach ciszy, po czym opróżniła swoje szkło.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.07.15 2:42  •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
Cicho westchnął kiedy fretka przymierzała się do wejścia na niego, ale po chwili sam wystawił rękę tak aby mogła to bezproblemowo uczynić.
Westchnięcie to jednak było westchnięciem spowodowanym zmęczeniem, dopiero teraz przypomniał sobie dlaczego czuje przepełniające go zmęczenie. Żeby się upewnić zerknął na ekran telefonu.
- Cholera - Powiedział wręcz bezgłośnie do samego siebie.
Nie spał już czwarty dzień.
Kiedy pogodził się z tą myślą przeciągnął się na krześle i pogłaskał stworzonko, które zagnieździło się na jego barku po głowie.
- Na nasze szczęście jest ona bardziej efektywna niż efektowna. Posiada pani w nim numer alarmowy, który w razie nagłej zmiany planu czy niefortunnego zdarzenia, może pani użyć w celu poinformowania nas o tym czy potrzebuje na przykład wsparcia. Od razu mówię, że jest w nim wmontowany czip dzięki czemu będziemy wiedzieli gdzie się pani znajduje, plusem jest to, że w razie porwania będziemy mogli szybko zlokalizować sygnał i wyruszyć na odsiecz. A to na pewno zrobimy jeżeli zajdzie potrzeba. - Powiedział oficjalnym tonem, zwrócił uwagę na to, że jego rozmówca najwyraźniej nadal nie czuje się komfortowo z Łowcą więc po prostu pozwoli jej się na spokojnie oswoić z nowym przełożonym.
Właśnie, przełożony.
Wysłuchał uważnie jej wypowiedzi, coraz bardziej ciesząc się z tego jak wiele przydatnych umiejętności posiada.
Kiedy zaczęła patrzeć mu w oczy zaczął czuć jak zmęczenie daje o sobie zapomnieć choć na chwilę, ale przypomniało mu to o fakcie, że dalej siedzi w soczewkach.
Może gdy je zdejmę to bardziej się rozluźni, pomyślał.
Szybkim ruchem wyciągnął opakowanie z kieszeni jedną dłonią, a drugą ściągnął soczewki i wsadził je do pudełka. Miał w tym już tak wyrobioną wprawę, że cała operacja trwała kilka-kilkanaście sekund.
Minus jest taki, że zobaczy ona jak bardzo przekrwione oczy cały czas ją obserwują.
- Pani umiejętności stanowczo będą miały okazje sprawdzić się w prawdziwym życiu, jestem pewien, że Ciro Eltyar, pani nowy przełożony będzie zachwycony. - Odpowiedział rymem na rym, choć nieumyślnie. - Poza nim będzie pani również pod moją jurysdykcją więc proszę się nie martwić, jeszcze nieraz się zobaczymy, a w razie potrzeby to zawsze może pani się do mnie zwrócić. - Powiedział patrząc na nią swoimi przekrwawionymi ślepiami, po czym dopił resztę trunku ze szklanki.
Znowu zapomniał niestety o jednym.
Na tyle na ile miał chęci, a nie było tego wiele, żwawo się podniósł i wyciągnął z gabloty butelkę wody oraz małą szklaneczkę. Starał się wykonywać wszystkie ruchy płynnie, ale zważywszy na fakt jak bardzo zmęczony był to niestety nie wychodziło mu to tak dobrze jakby chciał.
Gdyby miał siłę to by się na to zapewne zirytował, ale skomentował własny stan jedynie cichym westchnięciem.
wypełnioną wodą szklankę postawił na stole i chwile później położył tam również fretkę.
- W końcu nie tylko my musimy pić, prawda? - Zapytał retorycznie.
Odruchowo sięgnął po karafkę i zapełnił obie szklanki trunkiem, po czym wychylił sporą część swojej.
- Czy jest coś co chciałaby pani wiedzieć, panno Skyfield? - Zapytał stawiając szkło na dębinie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.07.15 3:16  •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
Patrzenie na Marcusa w tak słabym stanie nie sprawiało łowczyni najmniejszej przyjemności. Choć tego nie okazywała, poczuwała się coraz bardziej winna zabierając mu czas, który ewidentnie powinien był przeznaczyć na odpoczynek. Jedynie Churchill zdawał się być zadowolonym z zaistniałej sytuacji, bo głaskany przez mężczyznę zwinął się w kłębek i na dobre zagościł na jego barkach.
- Znam ryzyko zawodowe. A im jest ono większe, tym bardziej uważam na to, co robię - odpowiedziała, słysząc ostatnią kwestię dotyczącą ewentualnego porwania. - Cieszę się, że w razie czego mogę liczyć na wsparcie Łowców. Ale chciałabym również poinformować, że wiem jak się zachować w skrajnie niebezpiecznej sytuacji.
W tym momencie Fay subtelnie wsunęła dłoń w dekolt sukienki, skupiając swój wzrok na coraz wolniej oddychającym Churchillu. Mówiąc o zachowaniu w niebezpiecznych warunkach wcale nie chodziło jej o przetrwanie za wszelką cenę. Wręcz przeciwnie - na środku stołu położyła niewielkich rozmiarów pigułkę.
- Cyjanek potasu, szybki i skuteczny. Jeżeli zdarzy się, że władza mnie dorwie, nie będą mieli czasu na podrapanie się w tyłki. A co dopiero podanie odtrutki.
Pigułka wylądowała z powrotem na swoim miejscu. W odpowiedzi zaś na westchnięcie Marcusa, Fay pochyliła się z powrotem w jego stronę, doszczętnie pozbywając się zawartości swojej szklanki.
- Spójrz na mnie - poprosiła, tym razem nie bawiąc się w zbędne formułki. Znów utkwiła swój wzrok głęboko w oczach Marcusa, wyzbytych już soczewek i przekrwionych od niemalże skrajnego wycieńczenia.
- Dlaczego jesteś taki spokojny? - spytała, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy. Wysunęła swoją dłoń w stronę ręki towarzysza. Wszelkie formalne bariery w ciągu paru sekund odeszły w niepamięć. - Wyglądasz, jakbyś ostatnie dni spędził tylko i wyłącznie na spaniu. Zazdroszczę ci, wiesz? Naprawdę wydajesz się być wypoczęty.
Fay znacznie zniżyła głos, a jego barwa stała się nieco bardziej aksamitna. I gdyby pozwoliła Marcusowi chociaż na chwilę przerwać kontakt wzrokowy, może zauważyłby, że przez akwamaryn w talizmanie przebiegła drobna iskierka.
- Skoro czujesz się już lepiej, wróćmy do naszej rozmowy - uśmiechnęła się, w głębi duszy analizując na jakie nieprzyjemności powinna się przygotować z racji prezentowania swoich umiejętności na własnym przełożonym. - Jeżeli tylko będę miała jakikolwiek problem, będzie pan pierwszą osobą, która się o tym dowie. I dziękuję za tak ciepłe przyjęcie.
Spojrzenie Fay mimochodem uciekło w stronę znów pełniutkiej szklaneczki. I to właśnie ten widok uświadomił jej, jak bardzo miała ochotę zapalić.
- Mogę? - spytała wysuwając cienkiego papierosa z wcześniej wyjętej paczki. W pokoju uniósł się delikatny zapach goździków. Chociaż wciąż trzymała dystans, to czuła się coraz swobodniej w towarzystwie Sleipnira, mając wrażenie, że ich współpraca zapowiadała się lepiej, niż można by się tego spodziewać. I właśnie ta myśl z powrotem wprowadziła uśmiech na bladą twarz łowczyni.
- Chciałabym wiedzieć, gdzie mogę zamieszkać i jaką pracę podejmę w pierwszej kolejności. W miarę możliwości chciałabym również dowiedzieć się o generalniej sytuacji między łowcami a władzą w mieście - odpowiedziała z nadzieją, że w końcu dowie się czegoś na temat miasta.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Pub. - Page 2 Empty Re: Pub.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 2 z 13 Previous  1, 2, 3, ... 11, 12, 13  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach