Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Go down

Pisanie 16.03.17 23:46  •  Sala spotkań - Page 4 Empty Re: Sala spotkań
Los potrafi płatać najdziwniejsze figle. Tego dnia przeszedł sam siebie.
Wydarzenia działy się tak szybko, że mało kto byłby w stanie się w tym wszystkim odnaleźć.
Nim Azazel zdążył odpowiedzieć choćby na jedno z zadanych przez chłopca pytań, do pomieszczenia wpadła zaaferowana kobieta. Wyglądała tak, jakby przed chwilą przebiegła cały maraton, próbując się przy tym ubrać. Miała na sobie tylko o wiele za dużą, przedziurawioną tu i ówdzie koszulkę. Otwierając drzwi, niemal wbiła je w i tak już sfatygowaną ścianę, jednak nie zwróciła na ten fakt najmniejszej uwagi. Przemknęła rozbieganym wzrokiem po zgromadzonych i zatrzymała się na osobie Azazela, do którego zaraz przyskoczyła.
- Ty jesteś ten lekarz? Ze mną, natychmiast, facet mi umiera! - zawołała, wyraźnie spanikowana. Nie czekając na reakcję, złapała mężczyznę za rękaw i szarpnęła w kierunku wyjścia. Druga z prostytutek, choć nie wiedziała zbytnio, co jest na rzeczy, pomogła koleżance przepchnąć medyka do drzwi. Może liczyła na to, że odciągnięty od dzieciaka w końcu skusi się na odpowiednią transakcję, a może też chciała zobaczyć, co się stanie ze wspomnianym przez zaaferowaną dziewoję klientem. Bez względu na przyczyny skutek był taki, że młody wymordowany został w pokoju całkiem sam i nastała grobowa cisza.
W tym samym czasie o wiele starsza anielica przedzierała się przez Apogeum, próbując ustalić jakiś dalszy plan swojego działania. Dopiero co zostawiła pod kasynem nieznajomego, któremu zdiagnozowała psychozę krwiopaty. Martwiła się, czy będzie w stanie sobie poradzić ze znalezieniem leku, bo w tym już niestety nie mogła mu pomóc. Pogrążona w myślach, nie zauważyła stojącej przy drzwiach do jednego z budynków znajomej istoty. Sama za to została rozpoznana, o czym świadczył głos, który wyrwał anielicę z rozmyślania.
- Lottie! - zawołała dziewczyna, co od razu zwróciło uwagę blondynki na inne tory.
- Betty? - Nie rozpoznała drobnej osóbki od razu, jednak gdy podeszła bliżej, odpowiednia szufladka w pamięci otworzyła się i uzupełniła brakujące informacje. - Betty! W życiu bym nie przypuszczała, że cię tu spotkam. Co tutaj robisz?
- No cóż, pracuję. Tak jest bezpiecznie niż samej szukać klientów, no i przynajmniej ktoś się mną opiekuje.
- To dobrze. Doszłaś już do siebie po tamtej chorobie? Nie było problemów?
- Tak, wszystko poszło dobrze. - Dziewczyna zamyśliła się na chwilę. - A masz chwilę? Mamy jednego chorego dzieciaka, a słyszałam, że jak szybko nie wyzdrowieje, to szef dostanie dzikiej furii. O ile już nie dostał. Znaczy wiesz, ja się tam nie znam, ale może dałabyś radę mu pomóc.
- Jasne, nie ma problemu. Wiesz, gdzie go znaleźć? Trochę by mi było głupio tak wiesz... wejść i szukać. - Zmieszała się nieco. Tolerowała fakt, że jej znajoma pracowała burdelu; nie były na tyle blisko, by Lise zamierzała przekonywać ją do zmiany zawodu, a teraz przynajmniej zajmowała się tym w nieco mniej niebezpieczny sposób, niż gdy się spotkały. Nadal jednak trudno jej było wyobrazić sobie przekroczenie progu tego przybytku.
- Luz, nie puszczę cię samej, cholera wie jak byś skończyła. Zresztą, pewnie byś się zgubiła.
Obie dziewczyny weszły do środka, jedna krokiem pewnym i zdecydowanym, druga zdecydowanie kryła się w jej cieniu. Nie minęło pięć minut, gdy drzwi sali otwarły się i anielica została lekko wepchnięta do środka przez koleżankę.
- Widzisz, znalazł się. Dasz sobie radę, jakby co to powołuj się na mnie. Ja tam wracam, kto leniuchuje, nie zarabia - rzuciła dziewczyna na odchodnym, po czym zamknęła drzwi, zostawiając dwójkę "dzieciaków" samym sobie.
Liselotte musiała wyglądać na maksymalnie zmieszaną i zdezorientowaną. Nie wiedziała nawet, jak potencjalny pacjent może mieć na imię ani jaki rodzaj choroby mu dolega, a przez uprzednie szalone wydarzenia jeszcze nie do końca doszła do siebie.
- Umm, cześć. Jestem Liselotte i koleżanka poprosiła mnie, żebym, hm, cię zbadała. Bo rozumiem, że ty jesteś tym chorym, o którym słyszałam? - odezwała się niepewnie, podchodząc nieco bliżej, tak by zobaczyć twarz chłopca.

Nie wiem, co ten post, ale jest.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 26.03.17 0:00  •  Sala spotkań - Page 4 Empty Re: Sala spotkań
Chwi-
Podniósł rękę. Aż tyle, nim drzwi z trzaskiem nie oznajmiły, że jego nowy znajomy został wywleczony za szmaty i tyle go widziano. Pech? To za mało powiedziane. W tej chwili czuł obecność fatum, które chuchało mu w rozgrzany kark lodowatym oddechem. Sądziłeś kiedykolwiek, że masz wybór? Szach-mat. Usta chłopaka drgnęły, ale nie wykrzywił ich w uśmiechu, choć tym razem był o krok od grymasu. „Szach-mat” - czemu go to nie dziwiło?
Nagle drzwi otworzyły się ponownie. W sumie wleciały do środka, z hukiem spotykając ścianę. Hiroki omal nie wrzasnął, ale martwe struny tylko zadrżały, nie wydobywając z siebie żadnego dźwięku. Szarpnął się za to, wbijając mocniej w oparcie kanapy i przez kilka chwil zastygając w pozie ludzika z „exit”.
„Umm, cześć.”
Przełknął żałośnie ślinę.
Um, hej.
Głos w głowie Lilo zaszemrał.
Czarne palce chłopaka powoli puściły zatęchły materiał kanapy i widać było, że większość mięśni na powrót się rozluźnia. Prawdę mówiąc – ledwo mógł ją dostrzec. Tylko jakieś niewyraźne zarysy, jaśniejsze kolory... Ale głos miała miły i tego uczepił się jak brzytwy, za wszelką cenę starając sobie wmówić, że w całym zajściu nie ma nic dziwnego.
Ale to już druga osoba, która przyszła z tym samym zadaniem.
Jeżeli Desperacja – ta dziwna dzielnica – go czegoś nauczyła, to tego, by nie ufać każdej napotkanej osobie.
Teoretycznie tutaj, w burdelu, miał przewagę, jeśli wierzyć Jinxowi i jego obietnicom (marna twoja nadzieja, psie), ale w pokoju był sam i głupio było myśleć, że ktokolwiek usłyszałby jego wołanie.
Znów to dziwne drgnięcie kącika ust.
„Wołanie”, co?
Hiroki wziął głębszy wdech, podnosząc się na nogi. Uda zadrżały niebezpiecznie, przyjmując na siebie cały wątpliwy ciężar, ale utrzymały go w pionie. Odwrócił się więc przodem do dziewczyny i wspierając dłonie tuż nad kolanami pochylił głowę do przodu, aż przetłuszczone włosy nie opadły mu na twarz, kryjąc jej część w cieniu. Widać było tylko poruszające się usta, choć niespecjalnie w takt wypowiadanych słów.
Shirouyate. Ten chory.
Wyprostował plecy, z błyskiem w rozgorączkowanych ślepiach szukając spojrzenia Liselotte. I nawet jeśli udało mu się wcelować wzrokiem w jej oczy, nie dostrzegł więcej, niż wcześniej. Ledwie plama na innych plamach. Przymrużył jednak mocniej ślepia, stawiając pierwszy krok ku dziewczynie, ściskając mocno dłonie w pięści, aż paznokcie nie powbijały się we wnętrze rąk.
Nie chcę być niemiły, ale jaka koleżanka?
Przeciągnął po ziemi drugą nogę, zmniejszając dystans dzielący go od Liselotte. Czoło miał zroszone potem, tak samo jak kark i pierś, do której od kilkunastu minut lepiła się koszulka. Mimo tego głowę trzymał uniesioną, jakby za wszelką cenę zamierzał pokazać, jak bardzo panuje nad sytuacją.
Kim ona właściwie jest? I jaką mam gwarancję, że nie jesteś następną...
Urwał, czując jak gardło się zaciska, jakby jego ścianki powoli, ale nieubłaganie, zaczęły wgniatać się do wewnątrz. Aż wreszcie nabrał charczącego powietrza i kaszlnął. Szybko przykrył twarz pięścią, by wyciszyć odgłosy choroby, ale nawet to nie pomogło. Zacisnął tylko mocniej powieki, nawet nie zauważając w którym momencie dygoczące nogi wreszcie się pod nim zarwały, a on huknął kolanami o deski podłogi, lądując na klęczkach niespełna dwa metry od nieznajomej.
Szach-mat.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.03.17 21:25  •  Sala spotkań - Page 4 Empty Re: Sala spotkań
Przyjrzała się chłopcu uważnie. Wyglądał... no cóż, kiepsko. Co prawda w tej okolicy nikt specjalnie nie tryskał zdrowiem, ale większość mieszkańców Desperacji i tak trzymała się lepiej niż ten tu młodzieniec. Od niego promieniowało chorobą i niechęcią do życia, a przynajmniej tak odczuwała to Liselotte. Podejrzewała, że mogła mu dolegać jakaś poważniejsza dolegliwość; tym większe zaskoczenie, gdy postanowił podnieść się z kanapy, oczywiście wykonując przy tym koncertowe zachwianie na ledwo utrzymujących ciężar ciała nogach. W pierwszym odruchu Lotte chciała go złapać i usadzić z powrotem, ale zupełnie inna sprawa nagle przyciągnęła jej uwagę.
Chłopak prawie na pewno nie mówił. słowa bardziej... pojawiały się w umyśle odbiorcy, gdy ten nawet niekoniecznie poruszał ustami. Było to nad wyraz interesujące zjawisko nawet dla takiej staruszki, która wiele już przecież w życiu widziała. Ale może właśnie dlatego, że z niejedną nietypową mocą już się spotkała - nawet sama miała takich kilka - szybciej niż przeciętny zjadacz chleba przeszła nad nią do porządku dziennego i wróciła myślami do bardziej naglących spraw.
- Ach, hm. Wybacz mi to określenie. Nie wiedziałam jak cię nazwać, dopóki się nie przedstawiłeś.
Uśmiechnęła się delikatnie, jakby na zachętę. w końcu nie należała do tych, których trzeba by się było bać. Rzadko ktokolwiek widział w niej zagrożenie, większość nieznajomych szufladkowała ją od razu albo jako przemiłe stworzenie, albo jako potencjalna ofiarę. Chłopiec wydawał się zaś niezbyt pozytywnie nastawiony, co z pewnością nie będzie ułatwiało diagnozy i leczenia. Ale cóż, w życiu bywało i gorzej, a Lise nie miała w zwyczaju się poddawać. Nie tak szybko.
- Moja znajoma, Betty. Pracuje tutaj od niedawna, nie wiem czy ją znasz. Zresztą, mniejsza z tym. Powinieneś usiąść.
Nie podobało jej się, jak bardzo biedaczyna się forsuje. Jakby na siłę próbował udowodnić, że nic mu nie jest. A przecież, choć blondynka, nie była głupia; znała się na rzeczy i widziała doskonale, nawet z tak daleka, że jest na skraju wyczerpania jakimś paskudnym choróbskiem.
- Następną czym? - strzeliła odruchowo, nim jej rozmówca rozkaszlał się niczym rasowy gruźlik i osunął się na kolana. Od razu ruszyła z miejsca i w kilku krokach zniwelowała dzielącą ich odległość do minimum wymaganego przestrzenią osobistą. Przykucnęła przy jasnowłosym i ostrożnie wyciągnęła do niego ręce, by jeśli zechce, mógł się na niej wesprzeć.
- Chodź. Usiądź na spokojnie, dowiem się co ci jest i będę mogła pomóc. Nie bój się, nic złego ci nie zrobię.
Niemal odruchowo przybrała gładki, uspokajający ton. Mówiła tak cicho, że mogłoby to uchodzić za szept. Robiła tak już wiele razy, gdy jakiś pacjent za żadne skarby nie chciał się poddać leczeniu, gdy się buntował i wyrywał, szkodząc własnemu zdrowiu. Nie dało się nic zdziałać na pomoc, jeżeli sam chory nie był zainteresowany, albo wręcz się sprzeciwiał. Ten tutaj od pierwszej chwili wyglądał na dość nieprzekonanego, choć w sumie to nie było w stanie za bardzo zniechęcić anielicy. Zrobiła rzecz wymagającą od niej wielkiej odwagi - weszła do burdelu, przeszła pół budynku pod ostrzałem najróżniejszych spojrzeń i wcale nie miała gwarancji, że wyjdzie stąd nienaruszona. Wszystko dla tego jednego dzieciaka, którego nawet nie znała.
I, bez ironii, kochała to w byciu aniołem. Pomaganie mimo wszystko.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.17 0:40  •  Sala spotkań - Page 4 Empty Re: Sala spotkań
Jeżeli posiadał jakąś domenę, to na pewno było nią odpychanie ludzi, którzy jakimś szalonym, samobójczym ruchem próbowali mu pomóc, dlatego nie powinno dziwić, że i tym razem odsunął się, kiedy jasnowłosa wyciągnęła do niego ramiona. W pierwszym odruchu chciał złapać ją za przegub i szarpnięciem pokazać, by trzymała ręce przy sobie, ale palce złapały jedynie powietrze i tylko nadgarstek otarł się o dłoń Liselotte, tym jednym ruchem odgradzając chłopaka od jedynej życzliwej mu osoby.
Rozkaszlał się wtedy na dobre, nie mogąc odrzucić myśli, że gardło krwawiło i lada moment dostrzeże na przyciskanej do ust ręce odbijającą światło czerwień. Choć dziecięca wyobraźnia odpowiednio nastroiła jego myśli, żadna taka akcja nie miała miejsca, a on, skulony na podłodze, starał się jedynie ustabilizować oddech, za wszelką cenę hamując charknięcia, które ciskały mu do oczu łzy i związywały żołądek.
Wiedział, że wygląda żałośnie, dlatego miał zamiar jak najszybciej wstać i wyjść, odcinając się od cudzych spojrzeń. Był ostatnią osobą, nad którą powinno się roztaczać ochronne skrzydła, dlatego kiedy poczuł delikatny dotyk, w pierwszym odruchu chciał wrzasnąć, lecz i tym razem struny głosowe tylko utwierdziły go w przekonaniu, że o podobnych atrakcjach mógł co najwyżej pomarzyć.
Zmusił się jednak do spojrzenia z ukosa na dziewczynę i zdawać by się mogło, że jasne brwi młodego wymordowanego lada moment ściągną się ku sobie we wściekłym wyrazie, ale kiedy srebrne oczy natrafiły na palce kurczowo uczepione ubrania anielicy, cała złość wyparowała.
Kiedy chwycił ją w tak błagalnym geście?
Puścił materiał jej koszulki jakby ten co najmniej zaczął go parzyć i przycisnął pięść do własnej piersi, odwracając głowę na bok. Wciągnięcie powietrza przez usta wywołało ból w zdartym gardle, ale dało ukojenie płucom wysuszonym przez zbyt długie wydechy i zbyt krótkie wdechy.
To trwa tak długo, Lise.
Jeżeli jeszcze przed chwilą w ton głosu Hirokiego wdarło się jakiekolwiek poddenerwowanie, teraz nie było po nim śladu, jakby wystarczyła tylko ta chwila, by wreszcie zdał sobie sprawę z oczywistości, na którą wcześniej jakimś ironicznym zbiegiem okoliczności nie zwracał uwagi.
Nie chcę twojej pomocy. Żadnych kolejnych diagnoz, badań i pytań – podjął niemal od razu, nadal na nią nie patrząc. Nie miał też zamiaru wstać z podłogi, ściskając w palcach za duże o kilka rozmiarów spodnie, marszcząc przy tym ich materiał tuż nad kolanami.
Wystarczy, że zaprowadzisz mnie do Miasta. Do centrum, południowej dzielnicy, gdziekolwiek, okej? Ścisnął mocniej tkaninę, bo tylko dzięki temu miał możliwość zapanowania nad drżeniem, choć zaciśnięte zęby, po których nawet jego dziecięce rysy twarzy nabrały ostrości, sugerowały, jak wiele musiał włożyć w to wysiłku. Jezu, Lise, jestem tu...
Ze świstem znów wciągnął powietrze. Znów zadrapało gardło...
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.17 1:14  •  Sala spotkań - Page 4 Empty Re: Sala spotkań
Zazwyczaj rozproszenie nie działało na jej diagnostyczne moce zbyt dobrze. Albo wręcz przeciwnie - kompletnie o tym nie myśląc, przy gwałtownym, przypadkowym dotyku dowiadywała się o danej osobie aż za wiele. Podobnie stało się tym razem, gdy Hiroki próbował ją od siebie odsunąć. Wystarczyło krótkie stuknięcie ręki o rękę, by nawał informacji uderzył anielicę w głowę niczym potężny mentalny młotek. W jej świadomości natychmiast zabłysnęły wszystkie informacje o stanie zdrowia dzieciaka, choć chaotyczne i poplątane. złapała się jedną ręką za skroń i zacisnęła powieki, próbując dojść do ładu z tym całym bajzlem, nim stanie się niezrozumiałym bełkotem. Młody nie wykazywał chęci współpracy, a więc im mniej będzie musiała go przekonywać, tym lepiej pójdzie. Tym bardziej, że wyraźnie miał problem z dotykaniem przez obcych, co Lise z pewnością była w stanie uszanować, ale w aż takim natężeniu był to znaczny kłopot.
Bakteryjne zapalenie płuc. Wirus X.
No tak, to były te najbardziej wybijające się zadry na organizmie młodocianego niemowy. Ale przynajmniej jedno z nich Lotte była w stanie wyleczyć, a przynajmniej dać odpowiednie instrukcje. Zresztą przed wyruszeniem z podziemi zapakowała do apteczki opakowanie antybiotyku i probiotyku, bo bez takiego zestawu w ogóle nie wyprawiała się na Desperację. Zawsze, ale to zawsze znalazł się ktoś, kto potrzebowałby jej pomocy i akurat chorował na coś odbakteryjnego. Zaopatrzeniowcy pewnie przeklinali pod nosem na wciąż proszącą o więcej medyczkę, ale nie mieli zbyt dużego wyjścia, jak tylko uzupełniać zapasy. Lise była zbyt dobra w swoim zawodzie, by Łowcy kiedykolwiek z niej zrezygnowali.
- Spokojnie - powtórzyła łagodnie, tak jak wtedy, gdy się usypia niemowlę. - Nie muszę robić żadnych badań. Taką mam... no cóż, magiczną moc. Wiem, co ci dolega i jak to wyleczyć. Masz zapalenie płuc - oznajmiła, choć w jej ustach zabrzmiało to bardziej jak masz trochę kurzu na ramieniu. - Kilka dni antybiotyków, odpoczynku, i będziesz jak nowy. Tylko daj sobie pomóc.
- Wystarczy, że zaprowadzisz mnie do Miasta.
Do miasta? Nie za bardzo rozumiała, na co Shirōyate liczył. W końcu w jego ciele szalał wirus X, co oznaczało, że do M-3 może wrócić co najwyżej w ramach eksperymentu laboratoryjnego. Wszystkich bardzo skrzętnie sprawdzano przy bramach, chyba że znało się tajne wejścia - przez kanały. Ale chłopak wyraźnie interesował się powierzchnią miasta, co pozwalało przypuszczać, że nie ma nic wspólnego z Łowcami. Choć chciała, nie znała żadnego sposobu, by przywrócić młodemu dawne życie. Za to zawsze istniały inne drogi.
- O co chodzi? Dzieje ci się tu krzywda? - zaniepokoiła się. - Jeśli chcesz, mogę cię stąd zabrać - wypaliła w końcu. Bo rzeczywiście, nawet jeśli biedak był tam przetrzymywany wbrew swojej woli, Lise tez miała swojej sztuczki i była zdeterminowana pomóc chłopcu, jeżeli jest w tym miejscu źle traktowany. W końcu doskonale zdawała sobie sprawę z tego, gdzie się znajdują i jakie panują tam zasady.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.17 1:45  •  Sala spotkań - Page 4 Empty Re: Sala spotkań
Wiedział, że ta nagła wylewność miała swoje dobre i złe strony, ale teraz przytrzymywał się myśli, że wreszcie mógł coś zyskać. Jeśli nie pomoc stricte fizyczną, to przynajmniej informacje, które okażą się jasne i zrozumiałe, nawet jeżeli jej słowa w pewnym momencie wywołały u niego charakterystyczny ścisk w żołądku, który czuje się zawsze, gdy ktoś próbuje cię wykpić.
Zmusił się jednak w tym momencie do spojrzenia na dziewczynę, wciąż nie mogąc wyostrzyć obrazu, choć niewątpliwie, mając ją tak blisko siebie, mógł dojść do przynajmniej jednego wniosku – była jego kompletnym przeciwieństwem.
Magiczną moc – powtórzył za nią, mimowolnie wypuszczając spomiędzy zębów powietrze w niezbyt cichym pokazaniu, jak niewiele cierpliwości mu zostało. Niczemu nie była winna, Hiroki zdawał sobie z tego sprawę aż za dobrze, ale jak inaczej miał reagować, skoro wszyscy wokół udawali czubków? Z całego tego grona była najnormalniejsza, a zamiast tego... znowu...
Pokręcił głową.
Rozumiem. To taka wasza... wasza kultura, jakiś odłam językowy, dziwne... nowe określenia... Posłuchaj...
„Kilka dni antybiotyków, odpoczynku...”
Mięśnie znów przybrały formę stali; nawet trząść się przestał na samą myśl, że był tak blisko celu i kiedy wreszcie wyciągnął po niego rękę to ledwie musnął go opuszkami, a ten już wyślizgnął się i poturlał poza granice jego możliwości.
Nie mogę tu zostać.
Zacisnął powieki, kładąc rękę na oczach splamionych czernią. Nie chodziło o ten pokój, nawet nie o cały burdel. Chodziło o to wynaturzone miejsce, w którym wszyscy wszystkim wmawiali, że mają moce. Jeżeli zostanie tu dłużej, przesiąknie ich sposobem bycia i skaże się na niepowodzenie. Shirouyate był pewien, że wszyscy tutaj to obłąkańcy, ale jeśli był choć cień szansy, że jedna z tych obłąkanych dusz jest w stanie wskazać mu drogę do miasta, którego bezskutecznie szukał od ponad dwóch lat, to czemu miałby nie spróbować?
„O co chodzi? Dzieje ci się tu krzywda?”
Powoli odsunął rękę od twarzy, na której czerwienią odznaczyły się plamy gorączki. Dudnienie w skroniach skrupulatnie uniemożliwiało mu łączenie ze sobą podanych na tacy faktów, ale mimo tego próbował uczepić się wariantu, w którym wreszcie przekracza próg własnego pokoju — czysty, rześki i, przede wszystkim, zdrowy w pełni. Głos dziewczyny mu w tym pomagał. Nawet go polubił. Szczególnie wtedy, gdy ten miękki ton układał się w upragnione zapewnienie.
„Mogę cię stąd zabrać”.
Do miasta, tak?
Przez szklistą powłokę gorączki przebił się błysk nadziei na którą, był pewien, nigdy się już nie zdobędzie.
Dopiero tam mnie wyleczą. Nie tylko z zapalenia płuc. Ze wszystkiego. Z tych plam, tych krzywizn, tego... Hiroki zacisnął nagle usta. Wszystkiego.
Ze wszystkiego.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.03.17 2:10  •  Sala spotkań - Page 4 Empty Re: Sala spotkań
Zbierała się dobrych kilka razy, żeby mu przerwać.
W zasadzie nie powinno to nastręczać zbyt wielkiego kłopotu. W końcu chłopak był niemową a to dawało anielicy wyraźną dominację nad przestrzenią dźwiękową w całym pomieszczeniu. Niestety, kolejne myślowe wypowiedzi pojawiające się w jej umyśle skutecznie uniemożliwiały konkretne zabranie głosu. Im dłużej słuchała, tym bardziej docierało do niej, że Shirōyate jest kompletnie oderwany od rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. Każdy dzieciak z Desperacji prędzej czy później dowiadywał się o mutacjach spowodowanych wirusem X, magicznych mocach aniołów i nadzwyczajnych artefaktach. Ten jak widać był nadal na etapie nierozumienia niczego i zupełnym przypadkiem na Liselotte przypadł trudny obowiązek uświadomienia biedaka, z czym tak naprawdę przyszło mu się zmierzyć.
Westchnęła, nie chcąc przerywać tak pełnego nadziei potoku słów. Najchętniej nie uświadamiałaby młodego o tym, co mu się przydarzyło. Zabrałaby go do miasta i zwróciła ludzkie życie, gdyby tylko miała taką możliwość - ale nie miała. Wymordowany miał przed sobą różne opcje dalszego życia, ale żadna z nich nie była ta, której tak pragnął.
Sięgnęła do plecaka i wydobyła z apteczki tabletkę ibuprofenu. Nie patyczkując się dłużej, włożyła kapsułkę w dłoń chłopca i spojrzała nań spojrzeniem sugerującym brak możliwości jakiegokolwiek sprzeciwu.
- Nie zajdziesz daleko z gorączką. To zwykłe lekarstwo na ból, gorączkę i stany zapalne. No już, raz-dwa - ponagliła, chcąc załatwić najważniejsze sprawy, nim w Hirokim obudzi się pierwszy bunt spowodowany natłokiem nieprzyjemnych informacji. Wstała z cichym strzyknięciem w kolanie, po czym przeszła niewielkie kółko tam, nerwowo pociągając się za włosy. Minęło kilka sekund, nim poukładała w myślach wszystko to, co musiała wytłumaczyć.
- Mogę cię stąd zabrać - powtórzyła, żeby to na pewno było jasne. Żaden dzieciak nie powinien dorastać w burdelu, szczególnie że najwyraźniej nie miał tu zbyt dobrej opieki. - ale obawiam się, że nie do miasta. Słuchaj, Shirō, bo to bardzo poważna sprawa. - Stanęła naprzeciwko niego, usiłując odnaleźć wzrokiem jego mętne spojrzenie. Głos zaczynał jej drzeć, choć starała się pozostać opanowana. Bardzo bała się wypowiadać kolejne sowa, bała się reakcji i tego, że nie okaże się wystarczająco delikatna w przekazywaniu złych wieści. To nigdy nie należało do przyjemnych, a w tej chwili blondynka sama była bliska rozklejenia się nad losem nieszczęśnika.
- Zaraziłeś się wirusem X. W tej chwili twój organizm zmienia się pod jego wpływem, przyjmuje do siebie obce DNA istot, z którymi się stykałeś, na przykład zwierząt. Stąd pojawiają się takie plamy. Osoby, które przeszły taką mutację, nazywa się wymordowanymi. I... - głos jej się załamał. Miała zniszczyć to marzenie, dzięki któremu chłopak jeszcze w ogóle jej słuchał. Wizję, która musiała trzymać go przy życiu, odkąd znalazł się za murami, ilekolwiek to było.
- Tego się nie da wyleczyć. A władze miasta nie wpuszczają nikogo, kto jest zarażony, żeby choroba nie rozprzestrzeniła się w mieście.
Mógł jej jeszcze nie uwierzył. I to ją autentycznie przerażało, bo nie znała żadnego sposobu, by bez większej szkody udowodnić Hirokiemu, że naprawdę i autentycznie nikt go nie nabiera. Przez głowę przemknęła jej myśl, że może nawet chłopiec odnajdzie drogę do Miasta i spróbuje wrócić, po czym wyląduje albo w laboratorium, albo z dziurą po laserze zamiast mózgu. Żadna z tych opcji nie wchodziła w grę, póki Lise miała tu cokolwiek do powiedzenia.
- Rozumiesz? - zapytała w końcu. Było jeszcze bardzo wiele wyjaśnień, których powinna udzielić, ale wszystko po kolei. Miała dziwne przeczucie, że schody zaczną się od samiutkiego początku i nie skończą, chyba że nastąpi jakiś cud. A na takowe już dawno przestała czekać.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.04.17 16:00  •  Sala spotkań - Page 4 Empty Re: Sala spotkań
W jednym miała rację i Hiroki byłby w stanie przytaknąć, gdyby nie głowa po brzegi wypełniona kawałkami szkła, ocierającymi się o siebie ze zgrzytem za każdym razem, gdy przechylił skroń – z gorączką daleko nie zajdzie. Już teraz nogi się pod nim zarwały, a ręce trzęsły się jak w delirium, powodując coraz mocniejsze prężenie się za słabych mięśni. Jeżeli miałby się podnieść, zapewne upadłby dwa kroki dalej, kto wie, czy tym razem tak samo szczęśliwie lądując na podłodze.
Tabletka więc mimowolnie zniknęła za jego zębami, a grdyka poruszyła się w niezbyt chętnym przełknięciu. Ibuprofen. To brzmiało tak normalnie i ludzko. Znajomo. Choć nie mógł mieć gwarancji. Tyle mu tu obiecywano, tyle razy słyszał pełne szczerości słowa... i na co mu to przyszło?
Białe włosy uległy pod naporem czarnych palców, gdy wsuwał je w posklejane kosmyki, starając się za wszelką cenę utrzymać jasność umysłu. Znów odbiegał od tematu, zamiast skoncentrować się na tym, co było mu oferowane.
Tym, co – być może – zaprowadzi go do celu.
No dalej, skup się. Przecież mówi, że cię zabierze ze sobą. Trzymaj się tej opcji. Trzymaj się...
Usta Shirouyate nagle się rozchyliły, jakby żuchwa za mocno się obluzowała i mimo wszelkich starań nie był w stanie jej unieść ponownie. Oczy, którymi krążył pospiesznie po obdrapanych deskach, znów wcelował w twarz dziewczyny, królującej nad jego skuloną sylwetką.
Ale dopiero co...
Reszta zdania wyślizgnęła mu się z rejestru, a on sam pokręcił głową, zbyt gwałtownie, by nie odczuć nagłego impulsu bólu, jednak w tej chwili nawet sygnały wysyłane przez gotujące się od wewnątrz ciało nie były w stanie go uspokoić.
Lise, ja muszę tam wrócić. Władze zrozumieją. To był... – wchodził jej w słowo, praktycznie nie słuchając wytłumaczeń jasnowłosej, samemu nie do końca rozumiejąc nawet to, co sam wypowiadał. Usta przestały zresztą uzupełniać słowa; zamiast poruszać się na ich kształt, zacisnęły się, tak samo, jak zacisnęły się zęby.
To był wypadek. Nie wiem, jak do tego doszło. Po prostu się tu obudziłem. Nie mam nic wspólnego z tym... tym wszystkim, co się tutaj wyprawia. Mogą poddać mnie jakiejś kwarantannie albo... nie wiem, cokolwiek, ale przecież... – Ramiona chłopca nagle drgnęły, nim nie przyciągnął do siebie rąk, zaciskając palce dłoni na przeciwległym rękawie o wiele za dużej bluzy.
„Rozumiesz?”
Znów ta nieprzemożona chęć, by roześmiać się komuś prosto w twarz. Nigdy nie zakładał, że będzie przewalało się przez niego tyle skrajnych emocji, tym bardziej w miejscu, gdzie powinien je trzymać na wodzy, jednak nadmiar nieskładnie przyswojonych informacji skutecznie mu mącił w głowie.
Oddech, i tak niestabilny przez chorobę, nabrał teraz dodatkowej ciężkości, unosząc pierś opętanego i opuszczając ją w zbyt gwałtownych ruchach.
To w końcu Władza, nie? Przecież nie zrobią mi krzywdy.
Nie rozumiał.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 04.04.17 1:35  •  Sala spotkań - Page 4 Empty Re: Sala spotkań
Im dłużej patrzyła na malujące się na twarzy chłopca niedowierzanie, tym bardziej łzy cisnęły jej się do oczu. Zaczynała sobie zdawać sprawę z tego, jak bardzo ten maluch jej nie wierzy. W sumie ciężko było się temu dziwić: wychowany w mieście, nauczony zaufania do władzy, jaki miał mieć powód, by przyjąć do wiadomości całe to wariactwo, o którym mu opowiadała? Próbowała postawić się na jego miejscu i nie ulegało wątpliwości, że tak samo nie umiałaby dojść do ładu z natłokiem nowych, absurdalnych na pierwsze wrażenie informacji. Chociaż starała się jak mogła, trudno było znaleźć jakiekolwiek dowody na poparcie swoich słów, których wymordowany nie byłby w stanie zgasić pojedynczym zdaniem. W końcu zawsze mógł uznać, że ma omamy lub wszystko to mu się śni. Zatrważające, jak wiele jesteśmy w stanie sobie wmówić, by tylko nie uwierzyć w okrutną prawdę.
A więc nie rozumiesz, chciała dopowiedzieć, ale w jej odczuciu byłoby to nie miłe. Owo zdanie stanowiło jednak najszczerszy wyraz tego, co się właśnie działo. Liselotte znalazła się na skraju załamania, ale z całych sił próbowała jeszcze trzymać się w całości i spróbować wytłumaczyć jeszcze raz, może w innych słowach, może z innej strony. Wszystko, byleby w końcu dotarło.
- Przykro mi, Shirō. - Pokręciła głową, rozsypując jasne pasma wokół ramion. - Choćbyś się nie wiem jak starał, władza nie wpuści do miasta nikogo, kto został zarażony. Znam takich, co próbowali wedrzeć się pomimo to. Zostali straceni na miejscu. Niektórzy wymordowani są przetrzymywani w laboratoriach jako obiekty eksperymentów. - Gdy tylko wypowiedziała te słowa, przypomniał jej się własny podopieczny, którego pozostawiła w Edenie. Miała nadzieję, że nie postanowił zrobić niczego głupiego pod jej nieobecność. Wyjeżdżając, dała Infinity'emu ogromny kredyt zaufania. Wypadałoby zajrzeć do niego i sprawdzić, jak sobie radzi.
- Chodzi o to, że władze nie widzą w mieście miejsca dla takich jak ja i ty. Widzą w nas zagrożenie i nie wpuszczają nikogo. Próba wdarcia się siła niczego dobrego nie przyniesie.
Nie wierzył jej, widziała to. Miała w sobie ogromne pokłady determinacji, ale nawet ona nie miała tyle siły, by w nieskończoność walczyć z wiatrakami. Błękitne oczy zaszkliły się przez moment, ale zamrugała gwałtownie, nie chcąc pozwolić na dalszy postęp tego procesu. Wciągnęła powietrze do płuc, gotowa zawalczyć jeszcze trochę o nieszczęsnego młodzieńca.
- Nie mogę cię zabrać do miasta. Nie mogę, bo wiem, że stanie ci się tam krzywda. Ale jeśli mogę cokolwiek dla ciebie zrobić... - Wbiła w chłopca bardzo stanowcze spojrzenie, twarde jak stal chirurgiczna, a jednocześnie zadziwiająco łagodne i spokojne. - Jeśli mogę ci jakoś pomóc, to zrobię, co tylko będzie się dało. Wiem, że to wszystko bardzo skomplikowane. Może gdybyśmy mieli więcej czasu, mogłabym wszystko dokładniej wytłumaczyć. Zresztą, nadal jesteś chory. Potrzebujesz się wyleczyć i odpocząć.
Posłała Hirokiemu pokrzepiający uśmiech. Nie mogli zapominać o tym, że biedaczek wciąż cierpiał na dość paskudne zapalenie płuc, które wymagało wyleczenia. Warunki Desperacji nie sprzyjały chorowaniu, szczególnie gdy w grę wchodził organizm ledwie co zarażony wirusem, w dodatku tak młody i nieprzyzwyczajony do niebezpieczeństw świata poza murami. Chłopiec wymagał profesjonalnej opieki i dostał ją podstawioną pod nos.
Wystarczyło współpracować.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.17 1:35  •  Sala spotkań - Page 4 Empty Re: Sala spotkań
Nie mógł dostrzec jej łez, ale w obecnej sytuacji tak było lepiej. Gdyby zobaczył, że mu współczuje, pewnie zrozumiałby, że był ku temu powód. Bez tego mógł przynajmniej wmawiać samemu sobie, że był najlogiczniej myślącą osobą w pomieszczeniu.
Nie.
W całym tym pochrzanionym uniwersum.
Widać było jednak, że powoli odpuszcza. Liselotte mówiła, łagodnie i miękko, wręcz kojąco, a on coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że niczym nie różniła się od osób, które otaczały go od czasu... pobudki, dlatego coraz mniej miał chęci – i sił – na to żałosne skomlenie.
Oczywiście, że nie mogła go zabrać do miasta.
Wszyscy tutaj mówili dokładnie to samo i to najwyższy czas, żeby zdać sobie sprawę, że nie było innych wariantów. Drzwi do świata Miasta, do normalności, jaka się tam kryła, były już zatrzaśnięte i zabite dechami. Ramiona Hirokiego opadły o kilka centymetrów, gdy odegnał od siebie szczątki nadziei. Wciąż się trząsł, ale teraz nie tylko z zimna, ale też z rozdrażnienia i niepewności.
Była taka miła, a łgała jak pies.
Łgała jak każda dziwka w burdelu, jak cholerny Jinx i jego przydrożna straż, wiecznie głaszcząca go po dupie i całująca po stopach. To tylko utwierdzało w przekonaniu, że wszyscy byli chorzy, byli...
Shirouyate nabrał powietrza do płuc, naraz uświadamiając sobie, że sam nie grzeszył zdrowiem. Zacisnął ręce w pięści, chcąc pohamować ich drżenie, ale bez skutków. Postanowił się jednak dostosować do jej słów.
Zrezygnowany podniósł się z podłogi, od razu żałując zbyt gwałtownych ruchów, bo gdyby nagle nie przestawił nogi do tyłu, na pewno runąłby, poznając potylicę z twardymi deskami. Sapnął pod nosem, z ledwością utrzymując równowagę. Postanowił jeszcze raz. Teraz spokojniej i wolniej.
Pomożesz mi dojść do kanapy?
Nie dało się dosłyszeć choćby cienia prośby w tonie chłopca, ale nie ze względu na jego brak manier. Beznamiętność tyczyła się przegranej sprawy, jaką toczył aż do ostatniej sekundy, a która okazała się bolesna w skutkach – i ból ten sprawił, że wyparowały z niego pokłady jakiegokolwiek zaangażowania, nawet jeśli zaangażowanie tyczyło się powrotu do pełni sił.
W pokoju obok powinny być też jakieś koce... i inne rzeczy.
Ciężkie powieki opadły, gdy o tym wspominał.
Tylko uważaj. Szczególnie na niego. Nie odpuściłby ci.
Potarł nagle twarz, chcąc pozbyć się gorąca, jakie ją oblało. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że wypowiedział kolejne słowa:
Nikomu nie odpuszcza. Cholera.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Pisanie 07.04.17 2:00  •  Sala spotkań - Page 4 Empty Re: Sala spotkań
Próbowała.
Nikt nie mógłby jej zarzucić, że nie starała się przekazać prawdy. Podchodziła z każdej możliwej strony, tłumaczyła najprościej, jak tylko umiała. Niestety tak długo, jak chłopiec nie chciał jej uwierzyć, nie była w stanie do niego dotrzeć. W końcu jak zmusić kogoś, żeby ci uwierzył? Nie ma na to metody, a w dodatku działanie wbrew czyjejś woli byłoby zdecydowanie nieuczciwe.
A jednak, to było niemożliwie rozbrajające, jak bardzo wymordowany tkwił w swoich przekonaniach wbrew wszystkiemu temu, co widział, słyszał i czego doświadczał. Prawdopodobnie dopiero próba przedostania się do miasta i aresztowanie mogłyby go otrzeźwić, ale nawet taki szok nie dawał gwarancji na to, że rzeczywiście uwierzy. Gdyby to nie podziałało, mógłby nawet postradać rozum, a wcześniej może nawet zginąć. Zginąć, nie dowiedziawszy się nigdy, że ci wszyscy ludzie i nie-ludzie dookoła naprawdę nie kłamali, a świat nie ogranicza się do utopijnego M-3.
- Ostrożnie - wyskoczyło jej z ust, gdy tylko młodzieniec zachwiał się przy wstawaniu. W pierwszym odruchu chciała pospieszyć mu na pomoc, podtrzymać, nawet zanieść, gdyby było trzeba. Pohamowała się jednak, pomna wcześniejszych doświadczeń. Dopiero wyraźna prośba - a może żądanie - ośmieliła ją do ujęcia Hirokiego pod ramię i doprowadzenia bezpiecznie na kanapę. Chociaż tyle, że w kwestiach zdrowotnych pozwolił sobie pomóc.
- Na kogo mam uważać? - Jedna ze złotych brwi uniosła się nieco do góry, gdy anielica wypowiadała to pytanie. To prawda, wiedziała w jakim miejscu się znajduje i jakie osoby mogą tenże przybytek zajmować. Przemieszczanie się korytarzem w towarzystwie obeznanej i pewnej siebie koleżanki lub zamknięcie w pokoju było w miarę bezpieczną opcją, nieporównywalnie łatwiejszą w realizacji niż samotne wyjście do innego pomieszczenia. Niestety, najwyraźniej nie miała wyjścia.
- Zobaczę, co uda mi się znaleźć i zaraz wrócę. Połóż się wygodnie i odpoczywaj - zakomenderowała. Przez kilka ciężkich sekund obawiała się zrobić pierwszego kroku w stronę drzwi. Mięśnie poruszające nogami zastygły jakby w cichym proteście, jednak stanowczy sygnał ze strony mózgu przywołał je do porządku. Najpierw jedna stopa, potem druga przeciągnęły się nad podłogą, powoli przesuwając anielicę ku korytarzowi. Z ciężkim sercem nacisnęła klamkę i przemknęła do najbliższego pokoju niczym duch, nieomal sprintem, gdy spanikowane serce próbowało wyskoczyć jej gardłem.
Ale musiała - nie mogła zawieść chorego chłopca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 3 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach