Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

- Wszczepy, hm? Kto wie, może będziesz chciała się sprawdzić z emerytowanym eliminatorem u siebie po imprezie.
Wiedział, że jest zbyt wygadany, ale taki był jego urok.
Patrzył nieintencjonalnie i dosłownie z góry na policjantkę przez typową przy nim różnicę wzrostu i kiedy zatrzymali się przed drzwiami, a ona postanowiła go opuścić na rzecz służby, pociągnął ją za mundur do siebie i pocałował w usta.
- Taka zachęta na znalezienie mnie potem, do zobaczenia pani mundurowa.
Po tych słowach zdjął z siebie strój, ukazując przy tym mechaniczną rękę i mnóstwo blizn na ludzkim ramieniu, barkach i łopatkach, w końcu nie miał zamiaru zgrzać się jak głupi więc z górnego nakrycia miał na sobie tylko przylegający do ciała podkoszulek.
Odgarnął swoje włosy do tyłu i wszedł pewnym krokiem do środka, zadziornie się uśmiechając do wszystkich napotkanych.
Strój oczywiście zostawił w szatni, miał zamiar go odzyskać potem.
[z/t] przejście do klubu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

poprzedni temat

Ciężko stwierdzić, jakim cudem udało mu się wyrwać z domu. W jednej sekundzie przelatywał z rąk do rąk, migały mu tylko przed oczami wyszczerzone jak clowny twarze ciotek i odległego kuzynostwa, a w drugiej szedł już ulicą z Ylvą u boku. Obiecał jej, że wpadnie o 20, ale mimo deklaracji, spóźnił się o dobre pół godziny, nim faktycznie zapukał do jej drzwi. Poniekąd dlatego, że matka była skora własnoręcznie wpakować się do domu państwa Harakawa i wytargać Ylvę za szmaty, a uspokojenie jej nie należało do najłatwiejszych zadań; poniekąd przez to, że czuł się nieswojo. Zmiana wizerunku niespecjalnie mu odpowiadała i początkowo nie mógł znieść komentarzy rodzicielki, która na każdym kroku podkreślała jego "odświeżony image". Matka Ruuki była przepisowym rodzicem – czyli takim, który zachwyca się wszystkim co dotyczy jego latorośli aż za bardzo, jednocześnie zachowując chłodne opanowanie i zatrzymując wykreowany latami respekt. Może właśnie przez to, choć go drażniła, ani razu jej nie przerwał, ani nie zaprzeczył.
Po godzinie czy dwóch stało się dla niego jasne, że i tak nie miał wyboru, jeśli chciał zrobić krok naprzód – to było coś, do czego był zmuszony przywyknąć. Zdał sobie jednak sprawę, że największym problemem nie było patrzenie na siebie w lustrze, ale wyjście na dwór i to nieprzemożone zimno, żrące mu kark. Jak na zawołanie znów podniósł rękę i wsunął palce w krótkie – o wiele za krótkie – włosy, zaraz zjeżdżając dłonią na kark. Jeszcze rano wyszedł do sklepu i wszystko było jak należy. Teraz pod opuszkami wyczuwał wymykające się z uchwytów kosmyki.
Kątem oka zerknął na Ylvę, przeciągając spojrzeniem po jej szczupłej sylwetce i rudych włosach – była w jego życiu tym, co nie ulegało zmianie. Pory roku klatkowały mu przed oczami, ale mimo upływu lat i "dorośnięcia" pod pewnymi względami dziewczyna pozostała taka sama.
I świetnie – pomyślał mimowolnie, zsuwając dłoń z powrotem do kieszeni zimowej kurtki. Wzrok przeniósł z powrotem przed siebie. Choć był dopiero wieczór, słońce już dawno zaszło. Drogę rozświetlały jedynie latarnie, ale tam, gdzie szli, latarni nie było aż tak wiele. Śnieg chrupał pod podeszwami butów, chłód szczypał w policzki i odsłonięte nosy. Zimno było dobrym argumentem, by milczeć, ale nie głównym powodem, dla którego to robił.
Od czego zacząć?
Wypuścił z roztargnieniem powietrze przez nos akurat w chwili, w której jego noga przecięła wejście do parku.
Chyba nie było tutaj żywej duszy.
Żeby tu dotrzeć potrzebowali dobrych trzydziestu minut – wliczając w to szybki pociąg.
- Przywołuje wspomnienia, co?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Co chwilę zerkała na chłopaka idącego obok, nie mogąc oderwać od niego spojrzenia. Co prawda pierwsze chwile szoku i zaskoczenia minęły, ale naprawdę wiele cisnęło się na jej usta. Zastanawiała się co też takiego skłoniło go do takiego kroku. Od kiedy pamiętała kucyk był nieodzownym elementem jej przyjaciela a teraz… a teraz był prawie łysy. Ruuchan był prawie łysy. Gdyby jeszcze rano ktoś jej o tym powiedział, to najpierw wyśmiałaby go a potem napisała do Ruuki o kawale jaki usłyszała. Ale to była rzeczywistość. I choć mróz doskwierał, każdy oddech przynosił parę i dreszcze, to jednak nie potrafiła milczeć. Nie ona.
- No ja nie wierzę! – powiedziała głośno I wskazała obiema dłońmi na niego, jakby prezentowała go jakimś napalonym dziewczętom. - Jak mogłeś to uczynić?! Musieli cię podmienić. Halo, policja? Porwali mojego przyjaciela i w jego miejsca podstawili nieudanego replikanta! Albo jego ukrywanego w piwnicy brzydkiego brata bliźniaka! – krzyknęła i zatrzymała się, zakrywając sobie usta obiema dłońmi skrytymi pod ciepłymi, jednopalcowymi rękawiczkami.
- Ach! A może wczoraj tak się zatrułeś, że twój umysł przestał na moment funkcjonować?! – zapytała z wyraźną nutą niedowierzenia, ale po chwili ruszyła. Zapewne nadal gderałaby jak nakręcona, gdyby jej przyjaciel nie zatrzymał się, co zmusiło Ylvę do stanięcia obok i zamknięcia jadaczki.
”Przywołuje wspomnienia, co?”
Rozejrzała się po placu zabaw, który teraz był w większej mierze skryty pod białym puchem. Mimo wszystko przywołało to na jej ustach delikatny uśmiech. Pamiętała. Oczywiście, że pamiętała.
- Tam. – wskazała dłonią w stronę huśtawek. - Pierwszy raz cię spotkałam. Zapłakanego i ze spływającymi gilami, pfth – parsknęła cichym śmiechem, chociaż w jej tonie nie było ani krzty złośliwości. To wszystko było cholernie nostalgiczne, chociaż Ylva z pozoru sprawiała wrażenie osoby nie przywiązującej wagi do takich rzeczy.
- A, właśnie. – stanęła na przeciwko niego I sięgnęła do swojej torby, z której wytargała długi, szary I cholernie miękki szalik. - Zawsze biegasz bez wystarczającego ocieplenia, Ruuchan. – powiedziała i zarzuciła go na szyję chłopaka i zawinęła ze dwa razy. - Spóźniony prezent z okazji świąt. Wesołych Świąt, Ruuchan. Nie zapakowałam, bo nie znalazłam żadnego papieru, a i zresztą nie jestem w tym dobra, hehe. – zaśmiała się i złapała go za rękę, ciągnąc bardziej w głąb placu zabaw.
- Ulepimy bałwana! – nie przejmowała się mrozem ani tym, że dookoła panowała ciemność. Właściwie w takich chwilach czuła się najlepiej. Odrzuciła na bok torbę, by ta jej nie przeszkadzała i schyliła się zgarniając trochę śniegu w dłonie, formując małą kulkę.
- Co chciałeś mi powiedzieć?
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

"No ja nie wierzę!"
Uśmiechnął się krzywo. No, Ruu. Do ostatniej sekundy wierzyłeś w Ylvę i się nie zawiodłeś, co? Musiała zrobić show, nawet jeśli znajdowali się teraz na samym środku opustoszałego parku i jedyną widownią był krzak zza ławki. W pierwszej chwili chciał jej wejść w słowo, wybronić się jakoś albo przynajmniej kazać jej poczekać, żeby dała mu się wytłumaczyć, ale szybko oprzytomniał. Od początku wiedział, że nie miałoby to żadnego sensu – urokiem Harakawy była ta niesprecyzowana dawka niekontrolowanej energii, którą teraz atakowała go bez opamiętania.
Usta Ruuki zacisnęły się jedynie pod naporem szczypiących w język wyjaśnień, kiedy wyrzucała ręce w górę, najwidoczniej próbując objąć go całego w rejestr. Gadała i gadała, a on tylko stał z kciukami wetkniętymi w kieszenie spodni i patrzył na nią z góry, w połowie obojętny, w połowie rozbawiony. Teraz powinien wypić piwa, które sam sobie nawarzył, ale z sekundy na sekundę wiedział, że prędzej czy później emocje opadną, zniesmaczenie minie, a Ylva się przyzwyczai.
I tak nie miała szczególnego wyboru.
"Tam."
Tak samo jak on nie miał, jeśli chciał ziścić krążący mu po głowie od lat cel. Przeczekawszy burzę w milczeniu, powiódł teraz spojrzeniem we wskazane miejsce. Samotna huśtawka wydawała się aż nazbyt pusta, ale Ruuka – nawet mimo ciemności – doskonale potrafił sobie wyobrazić tamtą scenę.
Pełnia lata. Cykające owady. Szum pobliskiej fontanny. W pierwszym kadrze ich twarze wykrzywione w zdenerwowaniu, kpiarskich uśmiechach, fałszywym koleżeństwie. W drugim widok czubków drzew na tle nieba – bo to widział, gdy czyjeś ręce oparły się o jego ramiona i pchnęły go do tyłu tak mocno, że stracił równowagę. Upadł wtedy boleśnie na ziemię, drąc o chodnik łokcie. Całość działa się tak ekspresowo, że nie był w stanie zarejestrować chwili, w której przyszła. Po prostu w pewnym momencie mrugnął, a ona stała już przed nim, przodem do gasnących przeciwników. Nie mógł wtedy uwierzyć, że wystarczyło tak niewiele, by podkulili pod siebie ogony i uciekli powarkując i odgrażając się tak długo, aż ich sylwetki nie zniknęły za najbliższym budynkiem.
Długo wtedy płakał.
Teraz, kilkanaście lat od wydarzeń, wydawało się to żałosne. Wtedy, mając chude, słabe ręce i cienkie, łamliwe nogi, nie umiał o siebie zadbać. Na samą myśl o tym coś ściskało go za gardło. Pamięć o tamtych czasach niejednokrotnie spędzała mu sen z powiek, gdy kolejny raz starał się udowodnić, jak wielka jest przepaść między tamtym Ruuką, a obecnym. W końcu przestał zaprzątać sobie tym głowę, uznając, że lepiej będzie, jak Ylva sama dostrzeże różnice, jeśli tylko przyłoży do siebie dwa zdjęcia. Jedno z obecnych lat, inne z dzieciństwa.
Chociażby – zaczął mimowolnie, przyglądając się, jak dziewczyna wyciąga z torby prezent. Jestem wyższy niż kiedyś.
Ugiął automatycznie kark, by łatwiej jej było obwiązać szalem szyję, a potem wyprostował się, wtulając zaczerwieniony z zimna nos w miękki materiał. Wstrzeliła się w sytuację. Jak zawsze. Choć to też nie tak, że wypadał na zewnątrz kompletnie zapominając o standardach. Kurtka była ciepła, tak samo jak buty, nie było więc mowy o poważnym zapaleniu płuc. Aż do teraz był zresztą święcie przekonany, że nie potrzebuje nic ponad to, utrzymując się tym samym na niezbędnym minimum, a jednak przyjemny zapach i tkanina spełniły swoją rolę, skoro dał się złapać za rękę i nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby zaprotestować.
Kilka metrów dalej Ylva już sięgała po śnieg.
"Co chciałeś mi powiedzieć?"
- Mogłaś sobie darować te wzmianki o gilach. – Głos miał dziwnie zachrypnięty, dlatego odchrząknął znacząco, samemu się schylając. Palce czuły zimno, gdy nabierał w nie pierwszą garść białego puchu, próbując go zgnieść w jak najsensowniejszą kulkę, ale głowa nie rejestrowała tego tak, jak powinna, pozwalając mu na ignorowanie podobnych rewelacji odnośnie temperatur. Nie wiedział od czego zacząć i właśnie takie zdanie szczypało go w język. Zamiast tego wypalił niespodziewanie: - Rzucam robotę. – Jakby już samo to było największą zbrodnią świata.
Dłonią toczył powiększającą się z kroku na krok kulkę, aż w końcu sięgała mu prawie do kolon i dopiero wtedy zatrzymał się, przez dłuższy moment po prostu klepiąc ją po bokach, w zamyśleniu sięgając po kolejne zdania z mowy, którą przygotował sobie jeszcze przed wyjściem.
Pół przyjęcia starał się "spisać" wszystko, co miał jej do powiedzenia – łącznie z faktami niezbyt dla nich korzystnymi czy zwyczajnie denerwującymi – ale gdy przyszło co do czego język zaplątał się, a gardło zablokowało, zmuszając go do nieludzkiego wysiłku przy wypowiadania każdego, kaleczącego żołądek słowa.
- Poza tym jesteś denerwująca i stale hałasujesz i nie nosisz sukienek i oblewasz egzaminy i ciapa z ciebie i budzisz mój dom o nieludzkich godzinach i robisz mi burdel i pożyczasz i nie oddajesz i wyżerasz moje śniadania i zostawiasz otwarte drzwi w łazience, gdy mówię, żebyś tego nie robiła i gubisz rzeczy – głównie moje – i jesteś dziecinna i durna i spamujesz mi skrzynkę... wszystkie skrzynki w zasadzie i nie umiesz grać, a i tak robisz najwięcej szumu, by jednak włączyć konsole i nie ogarniasz bankomatów i ekspresu do kawy i wrzeszczysz, gdy ktoś inny wrzeszczy i wchodzisz mi pod prysznic, gdy próbuję być sam – zresztą, chyba wszystkim z mojej rodziny to robisz – i nigdy nie mówisz tego, co powinnaś i nie rozumiesz prostych aluzji, ale sama chcesz, żeby rozumiano twoje i... – Pchnął kulę, zbierając nią jeszcze więcej śniegu, ale po niecałym metrze ponownie znieruchomiał, kucając przed jedną z części bałwana i patrząc na nią niemal tak intensywnie, jakby cokolwiek sensownego sobą reprezentowała. Aż wreszcie zimna para owiała mu twarz, gdy wiatr poniósł kolejne nuty: - I będzie mi tego brakowało.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Szczerze powiedziawszy, to już nie pamiętała, kiedy ostatnio lepili razem bałwana. Cztery lata temu? Może pięć? Jasne, spędzali ze sobą naprawdę sporo czasu, ale im starsi byli, tym więcej energii w ciągu dnia pochłaniały inne obowiązki i zajęcia, tak więc wieczorami, gdy mieli już czas dla siebie, poświęcali na mniej produktywne rzeczy. Ylva od zawsze lubiła zimę i śnieg. Przyjemne uczucie szczypiącego mrozu, zaróżowione policzki, skrzypienie pod butami. A mimo to, będąc w pobliżu przyjaciela zawsze czuła ciepło.
Uśmiechnęła się szeroko, kiedy przetoczyła po raz kolejny śnieżną kulę i zerknęła w stronę przyjaciela, którego… była większa. Momentalnie załączył się jej tryb rywalizacji i z błyskiem w oku oraz miną „pokonam cię” przyspieszyła turlanie, aż…
”Rzucam robotę”
Znieruchomiała i spojrzała na niego naprawdę zaskoczona. Co? Ruuchan rzucał robotę, którą kochał? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. Nie potrafiła wyobrazić sobie Ruuki w czymś innym, niż w twarzy ubrudzonej smarem, z narzędziem wystającym z tylniej kieszeni spodni, ze skupieniem, jakie malowało się w jego oczach, kiedy grzebał pod maską kolejnego samochodu. Wiele razy przychodziła do niego do pracy, wiele razy go obserwowała, czasami z ukrycie. Lubiła go obserwować. Tak po prostu, bez żadnej większej przyczyny. A teraz? To było cholernie nagłe. Nie rozumiała i naprawdę nie potrafiła.
- Co…? Ale jak to? – zapytała cicho, prostując się I nie spuszczając z niego swojego spojrzenia, jakby próbowała wyczytać z jego twarzy… cokolwiek. - Przecież uwielbiałeś swoją pracę. To było twoje marzenie, zostać mechanikiem, Ruuchan! – naprawdę próbowała zrozumieć, ale nie umiała. Mimo to… mimo to… uśmiechnęła się szeroko do niego, jakby tym jednym uśmiechem chciała odegnać wszystkie niewiadome i złe myśli - Cokolwiek postanowiłeś, Ruuchan, będę cię w tym wspierać. – nic innego nie miało znaczenia. Nie rozumiała jego postępowania, i być może nigdy nie zrozumie, ale nie była od tego, aby rozumieć. Była od tego, aby go wspierać, bez znaczenia w decyzji, jaką podejmie. Pochyliła się i zgarnęła swoją kulę śnieżną i przeniosła ją na tą, którą ulepił Ruuka, dzięki czemu ich bałwan miał już dwie części.
- No, to jeszcze głowa! – powiedziała zadowolona, ale Ruuka kontynuował. I Ylva chyba po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła strach, który ścisnął jej żołądek. O ile początkowo jej twarz wyrażała jedno proste: ej, chcesz się bić?! Tak z każdym kolejnym wypowiadanym przez niego słowem zalewała ją fala niepewności i obawa. Aż w końcu nastała głucha cisza, sprawiająca wrażenie, jakby całe miasto ucichło i przysłuchiwało się intensywnie ich rozmowie. Dziewczyna stała naprzeciwko chłopaka, starając się odnaleźć jakieś sensowniejsze słowa, wyjaśnienie, skąd to nagłe wyznanie chłopaka. Wyznanie, które brzmiało dość… niepokojąco.
- Ruuchan… – właściwie… właściwie przynosiło to ze sobą wspomnienie sprzed lat. Kiedy byli dziećmi, kiedy się poznali, polubili, a potem spadła na nich informacja o przeprowadzce Ruuki. Czy to możliwe, że….?
- Przeprowadzasz się? – zapytała cicho, próbując przybrać lekki ton, choć niewątpliwie było wyczuwalne napięcie. - Wiesz, jak na drugi koniec miasta, to przecież nie ma najmniejszego problemu. Nie powstrzyma mnie to przed nawiedzaniem cię. – machnęła ręką i zaśmiała się, co miało świadczyć o tym, że rzeczywiście byłaby do tego zdolna. Gorzej, jeżeli… - …. Do innego miasta? – po śmiechu nie było ani śladu, ale najgorsze nastąpiło dopiero po chwili. Upadła na kolana tuż obok niego i zdjęła swoje rękawiczki, które rzuciła gdzieś obok i złapała chłopaka za policzki, nakierowując jego twarz w swoją stronę, by spojrzał w jej oczy.
- Ruuchan… jesteś… jesteś chory? – nie dopuszczała do siebie takiego scenariusza. Ruuchan nie mógł być ciężko chory…. A co, jeśli? - Potrzebujesz nerki? Oddam ci. Albo pół wątroby. Płuco, żołądek… serce? Oddam ci nawet serce, jeśli jesteś chory, Ruuchan! – nie było miejsca na żarty. Bała się. Cholernie się bała, że Ruuka jest chory i… że go straci. A tego nie przeżyłaby.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Usta poruszyły się, ale jej nie przerwał.
Wcześniej wszystko powiedział na jednym wydechu i teraz zdał sobie sprawę, że mimo chęci nie był w stanie wykrztusić żadnego słowa. W płucach nie zachowała się nawet ociupinka powietrza; w milczeniu więc pozwolił przekierować twarz ku Ylvie i tylko oczy mówiły: „czekaj, daj sobie wyjaśnić”.
Miał jednak do czynienia z żywą furią — jak ją niby ujarzmić? Uśmiechnął się tylko ciepło, kładąc o wiele większą rękę na jej ręce, niemal całkowicie ją przy tym zakrywając. Nawet serce, co?
Skończyłaś dramatyzować? — Odkleił od siebie przywarte do polika palce, nie tracąc jednak kontaktu z jej dłonią. Trzymał ją luźno. — Albo to ja źle zacząłem.
Pomimo warstw ubrań dało się dostrzec, jak klatka piersiowa chłopaka unosi się pod wpływem głębszego wdechu — wreszcie.
Nie jestem chory. I na najbliższe dwa-trzy lata zostaję w M3. Później zobaczymy, gdzie mnie wyślą. — Przykrótka grzywka rzuciła cień na jego oczy, gdy nieco pochylił głowę. — Może po prostu gorzej to zniosę.
Najciężej, co? Gdy nagle okazuje się, że sprawa, przez którą nie możesz spać, dla innych okaże się mniejszej wagi. Nie nieważna, bo dostrzegał w oczach Ylvy zmartwienie, na które zdążył się przygotować, ale jednocześnie usta zacisnęły się na moment w linie w chwili zawahania. Co, jeśli wszystko skonkretyzuje i spotka się z jedynie z: „aha, tylko tyle”?
Językiem przesunął po dolnej wardze.
Dostałem się do szkoły wojskowej. Pod koniec tygodnia jadę podpisać ostatnie papiery i na nowy semestr będę już mieszkał i uczył się w północnej części. Teoretycznie to nie koniec świata. Praktycznie podchodzą z rygorem do niewtajemniczonych osób wałęsających się blisko tych rejonów, dlatego wątpię, że będą wpuszczać kogokolwiek z zewnątrz częściej niż to konieczne. Ale będę wpadał co drugi weekend do domu. — Zacisnął mocniej palce na jej dłoni. Pierwszy raz wydawała mu się taka krucha, dlatego szybko poluzował chwyt, a po chwili wypuścił ją kompletnie.
Czuł zresztą, że to odpowiedni moment, by nieco się odsunąć, bo ręce zaczynały mu się pocić, mimo panujących na dworze mrozów.
Właśnie, Ruu.
Jest ostro na minusie. Noc do reszty ogarnęła niebo. Ile to jeszcze może trwać?
Chłopak przesunął opuszkami po zesztywniałym karku.
Dawniej odpowiedziałby, że „wieczność”, ale dzisiaj zdał sobie sprawę, że takie pojęcie nie istnieje. Przecież miał do końca prowadzić obecny styl życia, a zamiast tego w najbliższej przyszłości — ile miesięcy zostało do finiszu szkoły? — całość obróci się o dobre sto osiemdziesiąt stopni.
Przywalisz gębą o bruk, Kyouryuu.
Usta drgnęły w uśmiechu.
W to nie wątpił.
A w razie czego będę stale pod telefonem. Jest okej?
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

To był ten moment, kiedy czuła, jak ziemia się pod nią obsuwa, a zimny dreszcz otula swym oddechem kark. Wojsko. Nienawidziła go z całego swojego serca dlatego, że odebrali jej jedną z najbliższych w jej życiu osób. Dawniej podziwiała ojca, że był wojskowym, wielokrotnie chwaliła się nim w szkole czy też na podwórku. Z czasem pogodziła się z jego śmiercią, i żyła dalej. A teraz… teraz wojsko ponownie miało zabrać jej drugą bliską osobę? Nie mogła się z tym pogodzić, nie mogła tego przełknąć.
Zawiesiła głowę, a wargi zaczęły lekko drżeć, kiedy jasne oczy zaszkliły się. Miała ochotę wrzeszczeć na Ruukę, błagać go, żeby tego nie robił, przecież chciał zostać mechanikiem, przecież miał zupełnie inne plany a nie pozwolić się zarżnąć w tak młodym wieku.
Nie wierzysz w niego?
Nie przeżyłaby tego. Nie tego, gdyby pod domem znowu zatrzymał się samochód władzy, gdyby z niego znów wysiadło dwóch wojskowych w mundurach, gdyby….
Złapała Ruukę za dłonie, nim ten zdążył je zabrać i zacisnęła na nich swoje palce, nabierając więcej powietrza w płuca. Powinna coś powiedzieć, cokolwiek, ta cisza była przytłaczająca. Powinna się roześmiać, poklepać go po plecach i powiedzieć, żeby jej nie straszył, bo myślała, że stało się coś poważnego. Ale nie potrafiła. Nie tym razem.
- Ruuchan. – zaczęła cicho, a palce zacisnęły się mocniej na jego dłoniach. Nie idź do wojska, Ruuchan. Błagam. Nie chcę.
Uniosła głowę i uśmiechnęła się. Szczerze, choć bolało.
- Nie mogę tego pochwalić. Wiesz, jakie mam podejście do wojska, ale… ale jeżeli to jest coś, czego pragniesz i o czym marzysz, to będę cię wspierać w tym, Ruuchan. Zawsze będę cię wspierać, bez względu na to, jaką drogę obierzesz. Hehehe, dlatego też… gratulacje z powodu dostania się do nowej szkoły. Co prawda na początku będzie smutno bez ciebie, bo przyzwyczaiłam się, że jesteś tuż za ścianą, ale skoro obiecujesz, że będziesz wpadał co drugi weekend, to będę musiała jakoś to przełknąć. Ale w pierwszy weekend zabierasz mnie na lody! A, i jeszcze jedna rzecz. Musisz mi coś obiecać. – przycisnęła do siebie jego dłonie, a sama przysunęła się bliżej niego, niemalże stykając się z nim nosami.
- [b]Masz do mnie dzwonić każdego wieczoru, zrozumiano? Codziennie. Plus musisz mi obiecać, że zawsze wrócisz do mnie. Jak cię wyślą kiedyś za mury to… obiecaj, że wrócisz. Bez względu na wszystko, wrócisz do mnie, okej? – wpatrywała się w jego oczy, w jej spojrzeniu pojawiła się powaga, której u dziewczyny ciężko znaleźć.
Wreszcie z wyraźnym ociąganiem się puściła go, a sama odsunęła się się od niego, powoli wstając z ziemi.
- [b]W takim razie trzeba będzie urządzić przyjęcie! Z okazji, że udało ci się dostać do wojskowej szkoły, a przecież to jest nie lada wyczyn i do najłatwiejszych nie należy! Jeju, jeju, muszę coś fajnego wymyślić. Ale najpierw zapraszam cię na gorącą czekoladę do tej nowej cukierni na rogu. I ja stawiam!
– wyrzuciła obie dłonie do góry w geście radości. Przebiegła parę kroków dalej i schyliła się, zgarniając nieco śniegu w dłonie.
- Plus… wierzę, że sobie tam poradzisz. Pewnie będzie ciężko, ale… ale wiem, że dasz radę. Bo to ty. – dodała cicho, po czym podniosła się, zamachnęła i rzuciła w niego śnieżką.
- Woohoo, jeden zero dla mnie!
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Pochwycony za dłonie zatrzymał całą czasoprzestrzeń, wbijając jeszcze pytające spojrzenie w twarz stojącej przed nim dziewczyny. W tle nie słychać było żadnego samochodu, przytłumionych rozmów, szumu pobliskiego stawu, szelestu gałęzi targanych wiatrem – a mimo tego nie było cicho. W uszach Ruuka słyszał jakiś niski, dudniący dźwięk. W końcu się zorientował, że serce biło mu o kilka tonów za głośno; aż zaczął się bać, że Ylva wyczuje to chaotyczne tępo w opuszkach jego palców.
Zabiorę – wymamrotał gdzieś między jedną częścią jej monologu a drugą.
Tylko mnie już puść.
Ale ona, jak na złość, szła o krok dalej. Nieświadoma napierania na i tak mocno naciągniętą strunę. Kiedy się do niego zbliżyła, usta natychmiast przybrały wyraz mało świadczący o zadowoleniu, a głowa cofnęła się o kilka centymetrów, jakby przekroczenie pewnej bariery było skandalem na miarę znalezienia się w „Newsweeku”. Na okładce.
„Masz do mnie dzwonić każdego wieczoru, zrozumiano? Codziennie”.
Ylv, nie zarabiam kokosów. Nie chcę oglądać rachunków długości...
Przerwała mu w połowie, na co wydał z siebie cichy pomruk oburzenia, ale przynajmniej przestał się tak odsuwać. Nawet nie spostrzegł w którym momencie sam ugiął nieco kark, zaglądając głębiej w jasne oczy. Od kiedy kryło się w nich tyle powagi?
„... wrócisz do mnie, okej?”.
Uśmiechnął się.
Okej, Ylv.
Puściła go, a on zwiesił ręce luźno wzdłuż ciała, wpatrując się w to, jak rudowłosa zaczyna się odsuwać, jak jej usta znów się rozchylają, pierś opada w pierwszym słowie...
Harakawa – syknął, wreszcie zdobywając się na to, by wejść jej w słowo. — Słuchaj, nie chcę przyjęcia. Starczy mi jedno, ledwo się po nim pozbierałem. Zamiast tego moglibyśmy...
„Ale najpierw zapraszam cię na gorącą czekoladę do tej nowej cukierni na rogu."
O. – Pstryknął palcami. — Właśnie coś takiego. To wystarczy. Jestem zmęczony ludźmi, wyniosłością, prezentami, gratulacjami...
Śnieg zaskrzypiał pod naporem jego podeszew, gdy zrobił kilka kroków, święcie przekonany, że może się już rozluźnić. Ylva zdążyła przebiec niewielki kawałek, schylić się po pierwszą śnieżkę i wycelować. Nawet nie miał zamiaru się uchylać, a słysząc jej pełen ekscytacji głos tylko przewrócił oczami, przywołując na twarz nieco pobłażliwy uśmiech.
Kiedy był mały, zawsze mu się wydawało, że nie będzie w stanie jej dogonić. Przecież była najszybsza, najsilniejsza i najpotężniejsza – nawet starsi chłopcy z placu zabaw nie chcieli z nią zadzierać. Szeptano po kątach, że jest nienormalna. Zdecydowanie była. Jak głupi musiał być, by po tych wszystkich latach wciąż opuszczać przy niej gardę? Zęby przegryzły dolną wargę, gdy na powrót przemknął po niej wzrokiem. W jednej chwili szedł wolno przed siebie, z białą plamą ostałego śniegu na kurtce; w drugiej sylwetka pochyliła się nieco, by zaraz wyskoczyć i w dwóch krokach znaleźć się przy Ylve kończącej wykrzykiwać „dla mnie”.
Zaczerwienione od mrozu ręce opadły na jej biodra, nim nie oplótł jej pasa ramionami i nie przyciągnął do siebie; przez głowę za późno przebiegła mu ulotna myśl, że Harakawa jest o wiele lżejsza niż przypuszczał i przypadkiem mógł w ten jeden gest włożyć za dużo siły. Dlatego gdy tylko poczuł, jak kruchsze ciało przylgnęło do jego piersi, poluzował chwyt, nie zabierając jednak rąk. Mogła się wyrywać, jak zawsze traktując całość jak zabawę w kotka i myszkę, a tym razem nie miał zamiaru jej wypuścić.
Gdzie ta powaga, Ylv?
Nosem przesunął lekko po zarumienionym od zimna policzku, na jej ustach kładąc gorąco własnego oddech. Od razu uśmiechnął się, szukając jej spojrzenia, a gdy je znalazł, uniósł prowokacyjnie brew, jakby tylko tym mógł rzucić jej wyzwanie.
Nie będzie mnie tu całe wieki.
Z gardła znów wyrwało się coś na wzór pomruku niezadowolenia. Pochylił wtedy głowę i wsunął wargi tuż pod jej brodę, kładąc je na szyi Ylvy w długim pocałunku.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Gdzieś w oddali odezwał się jakiś samotny pies, rozpraszając poczucie samotności w tym miejscu. Wszystko dookoła jakby na powrót ruszyło pełną parą, a miasto nie wydawało się już takie wyciszone. Uniosła głowę spoglądając na Ruukę z nieco nadętymi policzkami, kiedy odmówił gratulacyjnej imprezy na jego cześć. Jasne, może chłopak naprawdę nie przepadał za tego typu wydarzeniami, jednakże dostanie się do szkoły wojskowej nie było czymś łatwym. Dla Ylvy wyprawienie takiej imprezy było wręcz przymusem. Chciała coś zrobić dla niego. Coś, co na pewno zapamięta na bardzo długo. zapamięta.
Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy spojrzała na swoje buty zanurzone w śniegu. Musiała się uśmiechać. Uśmiechać i być radosna, choć poczucie straty przyjaciela była bolesna. Mimo wszystko ciężko było jej wyobrazić sobie pustkę po drugiej stronie „ściany”. Już nie będzie mogła go podglądać wieczorami, zakradać się w nocy czy wbiegać nad ranem, aby pograć w konsolę. Wszystko się zmieni. Chociaż… zmiany chyba zaczęły następować już jakiś czas temu, a dopiero od niedawna zaczęła przykuwać do nich uwagę.
Bywały jednak chwile, kiedy desperacko próbowała uczepić się nich i nigdy nie wypuścić ze swoich palców.
- No dooobra, niech ci bę—Ruuchan? – spojrzała na niego, kiedy podszedł do niej, a potem zamknął w uścisku. W pierwszych chwilach była pewna, że za moment wyląduje w śniegu a on ją wytarza w nim w zemście za nagły atak śnieżkami. Jednakże kiedy ujrzała ten uśmiech, poczuła rozlewające się ciepło w klatce piersiowej. Lubiła go.
Kiedy Ruu zdenerwował ją czymś (chociaż niewątpliwie o wiele więcej razy to ona doprowadzała go do skraju nerwów), to wystarczyło, żeby uśmiechnął się w ten sposób. Miał w sobie coś, co powodowało odepchnięcie na bok jakichkolwiek złości. I smutków. Tak, jak teraz. Odwzajemniła uśmiech i westchnęła cicho, chcąc coś powiedzieć, ale nim usta poruszyły się, zastygła w bezruchu.
By po chwili wybuchnąć śmiechem.
- Ahahahaha Ruuchan przestań, łas— – ale nawet i śmiech momentalnie przekształcił się w zaskoczenie. - Ruuchan?
Niebo było dzisiejszej nocy wyjątkowo czyste, eksponujące przepiękne konstelacje na granicie. Wpatrywała się w nie przez dłuższą chwilę, nim wreszcie powieki opadły. Bezwiedne do tej pory ręce uniosły się powoli, by zacisnąć zimne palce na materiale kurki chłopaka, choć nie odepchnęła go od siebie. To było nowe. I zaskakująco przyjemne.
Nie lubiła, kiedy ktoś zbliżał się w okolice jej szyi. Zawsze robiła uniki, albo się kuliła. Ale z Ruuką było inaczej. Nie było żadnych niewytłumaczonych obaw. A jego usta były ciepło-zimne, delikatne.
Pamiętała je.
Wielokrotnie próbowała wymazać je ze swojej pamięci, powtarzając w głowie jak mantrę, że to nie ma żadnego znaczenia, że alkohol, że-to był mój pierwszy-Ruuka nawet tego nie pamięta, więc to tak, jakby nigdy się nie wydarzyło.
Ale nie potrafiła zapomnieć. Pamiętała.
- Nic nie piłeś, prawda? – zapytała cicho, a drobne dreszcze przebiegły wzdłuż jej kręgosłupa.
Powieki uchyliły się dopiero w chwili, kiedy jego usta odsunęły się od jej szyi.
A potem uderzyła go lekko pięścią w ramię.
- Kretyn. – mruknęła pod nosem, wsuwając chłodne palce na swoją szyję, miejsce, gdzie wciąż czuła pulsowanie I wspomnienie po miękkości ust chłopaka.
- Nie żartuj tak sobie więcej. – dodała, odwracając nieco głowę i marszcząc przy tym brwi.
To dlaczego nie umiesz spojrzeć mu teraz w oczy?
- To nie jest zabawne.
Przynajmniej czerwień na policzkach można zrzucić na mrozy.[/i]
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

Trzymał usta na jej szyi, aż nie zyskał pewności. Samolubne? Pewnie. Nie miał zamiaru kryć się z tym, co łatwiej mu było zrobić, niż powiedzieć – a skoro słowa grzęzły w gardle, gesty wydawały się przy nich dziecinnie proste. Zwykle hamował ręce, teraz pozwolił im dotknąć bioder dziewczyny, niespiesznie badając to, co zostanie mu odebrane na długie lata.
Oczywiście, będzie przyjeżdżał. Co dwa tygodnie, co cztery. Za każdym razem trochę starszy i odmieniony, zmęczony albo entuzjastyczny. Ona będzie czekać na stacji, a gdy drzwi pociągu się otworzą, na chybił trafił rzuci puszkę napoju, zręcznie przejętą przez palce tego, który wyjdzie z pojazdu jako pierwszy.
To idealny obrazek. „Dwa tygodnie” brzmią jak śmiechu warta kpina, ale dla kogoś, kto przez lata szlifował nawyk codziennego spotykania się były aż nazbyt duszące.
To drugi koniec miasta.
Nie koniec świata.
Z gardła Ruuki wydobył się niezadowolony pomruk, kiedy drobniejsza dłoń opadła na jego pierś. Kilkadziesiąt długich sekund później odsunął się, ale nie na tyle, by mogła poczuć swobodę. Czerwień śladu na szyi pokryła się ciepłą wilgocią, a potem ten jeden punkt okazał się stokrotnie zimniejszy od temperatury powietrza.
— Nic nie piłeś, prawda?
Wyczuł pod palcami wzdrygnięcie. W końcu pokusił się o to, by ręce włożyć pod materiał kurtki, nie na nią.
Tylko morze kawy – odpowiedział, ale nie krył przy tym tej „sceptycznej” nuty, jakby jednocześnie pytał, po co jej ta wiedza.
Cała podejrzliwość jednak uleciała, gdy poczuł uderzenie. Zadziałało jak szarpnięcie za wajchę. Napięcie mięśni od razu zelżało, dłonie ześlizgnęły się z dziewczyny, nogi odstąpiły na krok. Oto twoja wolność. Zadarł głowę, zerkając na nią bez zrozumienia, a kiedy nie udało mu się pochwycić spojrzenia, zmarszczył brwi. Niemal oskarżycielsko.
Kretyn? – powtórzył bezwiednie, jakby wpierw musiał wypowiedzieć to słowo, żeby móc je zrozumieć. Twarz od razu przybrała maskę niezadowolenia. Tym bardziej na to, co słyszał.
— Nie żartuj tak sobie więcej.
Wyglądam na żartownisia?
W gardle kłębiło się już westchnienie. Może tym razem przesadził? Mrowienie ust mówiło, że nie, ale reakcja dziewczyny wręcz przeciwnie – schrzaniłeś, Ruu. Co ty znowu wymyśliłeś? Co się tłucze w tym twoim małym, ptasim móżdżku? Zgrywasz się?
To za randkę – skonkretyzował wreszcie, a gdy dalej na niego nie spoglądała, uniósł wzrok ku niebu. Było rozgwieżdżone jak nigdy. Tryliardy białych ślepi wpatrywało się w nich, oczekując zwrotu akcji.
Burząc prywatność.
Dotarło do niego, że to wszystko dzieje się na dworze i wiatr okazał się jakby chłodniejszy, a ręce bardziej skostniałe. Mimo sztywnych palców wsunął dłoń na policzek – gorący... - dziewczyny i nakierował jej twarz ku swojej.
Tu jestem – zaznaczył, unosząc przy tym brew. — Nie w krzakach po lewej. Patrz prosto na mnie, Ylv, bo ta przystojna gęba niedługo będzie poza zasięgiem – zażartował, cofając rękę i wskazując nią za siebie.
A teraz prowadź do tej cukierni. Weźmiemy coś na wynos i wynosimy się z tego mrozu.
                                         
Kyōryū
Wojskowy
Kyōryū
Wojskowy
 
 
 

GODNOŚĆ :
きょうりゅう るうか (Kyōryū Rūka)


Powrót do góry Go down

Śnieg zaskrzypiał pod jej butami, kiedy szła tuż za Ruuką, ściskając w dłoniach papierowy kubek z parującą gorącą czekoladą. Uniosła go i upiła łyk, uważając, by nie spalić sobie zarówno języka jak i warg.
Wszystko było normalnie.
Bez większych problemów dotarli do cukierni, choć właściwie w ostatniej chwili, gdyż prawie ją zamknięto. Uzbrojeni w słodkie napoje, szli cichymi ulicami, zmierzając do swoich domów.
Wszystko po staremu.
Czyżby?
Uniosła spojrzenie na plecy Ruuki, który szedł krok przed nią.
Niby rozmawiali. Niby to, co się wydarzyło w pewnym sensie zostało obrócone w żart. Niby wszystko było okej…
- Ciekawe czy będziesz miał w szkole jakieś ładne dziewczyny~ Wyślij ich zdjęcia! – rzuciła lekkim tonem, uśmiechając się wesoło. Przyspieszyła lekko i wsunęła swoją dłoń do kieszeni kurtki chłopaka, gdzie miał schowaną swoją i zacisnęła palce na jego chłodnej skórze. Skóra, na której Ruuka pozostawił swój ślad, wciąż pulsowała ciepłem
- Może będziecie mieli kiedyś otwarte dni, to bardzo chętnie was odwiedzę i zobaczę jak sobie tam żyjesz, hehe~ – wiatr zawiał nieco mocniej, a pierwsze płatki śniegu zaczęły spadać, zapowiadając kolejne ciężkie opady.
- A! Śnieg! – rzuciła radośnie. Ciężka. Atmosfera jest… ciężka.
- Hej, Hej, Ruuchan! Chcesz dziś u mnie nocować I pooglądać coś? Słyszałam, że pewien horror, który niedawno wyszedł jest meeeega straszny! Wiesz, rzadko będziemy już mogli oglądać całą noc, a że jutro jest dzień wooolny! – starała się brzmieć naturalnie, jak to ona. Ale nie potrafiła. Coś było nie tak. Ruuka był nieobecny, a i ona łapała się na tym, że wymuszenie próbuje być sobą.
To przez to, że Ruu wyjedzie…? Czy….?
…bo ta przystojna gęba niedługo będzie poza zasięgiem”
Zatrzymała się, kiedy poczuła uścisk w klatce piersiowej. Jej dłoń wyślizgnęła się z kieszeni chłopaka tak, jak sam Ruuka wyślizgiwał się z spomiędzy jej palców. Poczuła gulę w gardle, drżenie skóry, chłód, który przenikał jej kości.
Traciła go.
Tracę… Ruuchana?
- Ruuchan… zły jesteś na mnie?
Nie potrafiła inaczej wyjaśnić całej tej sytuacji. Zawsze była silna, mądra, niezależna. Zawsze miała u boku Ruukę, dzięki któremu czuła, że wszystko może. Była nieśmiertelna. A teraz… teraz była słaba i nie potrafiła udźwignąć tego wszystkiego. Nie sama.
- Wiesz… – uśmiechnęła się lekko I uniosła dłoń, muskając opuszkami miejsca na szyi. - Od zawsze rozumieliśmy się bez słów. I nadal to potrafimy. Nie musimy nic mówić, bo wiemy, co każde z nas myśli. Co zrobi. Co zamierza. Zawsze byliśmy razem, znamy swoje nawyki, znamy siebie wzajemnie. – spojrzała na niego zaciskając palce na ciepłym kubku. - Ale wiesz… myślę, że w pewnym momencie nasze drogi trochę się rozeszły. Dorośliśmy, nasze perspektywy nieco się zmieniły. Ja… nie jestem najbystrzejsza w niektórych aspektach. Czasami nie rozumiem wielu rzeczy, nie potrafię powiedzieć co myślisz, Ruuchan. Dlatego… dlatego czasami mów mi wprost. Jeśli jesteś na mnie zły, jeśli zrobiłam coś nie tak, to… po prostu mi to powiedz, dobrze? Żebym zrozumiała.
                                         
Ylva
Studentka
Ylva
Studentka
 
 
 

GODNOŚĆ :
Ylva Isabelle Harakawa


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach