Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 1 z 25 1, 2, 3 ... 13 ... 25  Next

Go down

Pisanie 19.05.14 22:29  •  Las blisko Desperacji. Empty Las blisko Desperacji.
Las blisko Desperacji. 9zK9mFL

Im bliżej Apogeum, tym bardziej roślinność jest wysuszona. To samo tyczy się tego, co w dawnych latach można było nazwać lasem. Drzewa są wysuszone i misternie powykręcane, na daremno szukać tutaj wody czy też świeżej roślinności. Jeżeli już na jakąś się natrafi - jest sianem. Ziemia wyjałowiała, a zwierzęta pouciekały, kiedy tereny dawnego lasu przejęły bestie i inne stwory. Niebezpieczne miejsce, zarówno nocą jak i dniem. Lepiej trzymać się z daleka, a jak wybierać się - to tylko w grupie.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 21.05.14 0:10  •  Las blisko Desperacji. Empty Re: Las blisko Desperacji.
Nawet Desperacja potrafiła być piękna. Zwłaszcza o tej porze roku. Co prawda daleko jej było do wiosennego Edenu, ale i tak miała swój urok. Mieszkańcy coraz chętniej wyściubiali swoje mordy z nor, udawali się na polowania czy inne zbiory. Tereny nie wydawały się tak bardzo osamotnione jak podczas zimy. No i aż chciało się spacerować pomiędzy nimi. Co prawda Ev nie wiedziała co o tym wszystkim sądzi jej towarzysz, no ale mniejsza o to. W każdym razie krocząc przez Desperację mała czuła  się niczym jakiś cholerny boss. Wszakże obok niej przemykał sporej wielkości wilk. Niejedna osoba mogła jej w tym momencie tego pozazdrościć. Brakowało tylko okularów przeciwsłonecznych i wielkiego napisu „Like a boss”.
Skierowali się praktycznie od razu w stronę lasu znajdującego się niedaleko Desperacji. Cóż, co prawda miejsce to już dawno nie pamiętało lat swej świetności, a wiele z drzew wyglądało raczej jak przesuszone chrusty, ale z pewnością tutaj szybciej coś znajdą do upolowania, aniżeli gdzieś indziej. Spękana ziemia nieprzyjemnie sczeszczyła pod nimi, kiedy przekroczyli umowną linię oddzielającą las od Desperacji. Dziewczyna widząc w tym bardzo przyjemny i radosny spacer, wyciągnęła ręce na boki i przyspieszyła, niemal wybiegając przed Growa o kilka metrów. Wyglądała tak, jakby na moment zapomniała po co tutaj właściwie przybyli. W sumie, znając ją pewnie i tak było.
Dobiegała od jednego drzewa do drugiego, rozglądając się dookoła i łaknąc wszystkiego, co było tylko w zasięgu jej wzroku. Niczym małe dziecko, które po raz pierwszy zostało wypuszczone do świata zewnętrznego. Co prawda Ev nie była dzieckiem i nie raz latała po okolicach, aczkolwiek nic nie można było na to poradzić. Cieszyła się wszystkim, każdą drobnostką. Z czerwonymi policzkami biegała tam i z powrotem, najpewniej przez to płosząc zwierzynę. No cóż, była mało skomplikowanym stworzeniem i jeżeli ktoś znał jej instrukcję obsługi bardzo łatwo mógł ją rozgryźć. Problem w tym, że nikt nie znał takowej instrukcji.
W końcu postanowiła wrócić do wilka, jednakże jak to ona, musiała wpakować się w kłopoty. Jakżeby inaczej. Poczuła, jak ziemia pod jej stopami zaczyna się osuwać, a ona sama leci w dół. Krzyk zaskoczenia urwał się gwałtownie, kiedy stoczyła się do małej, podziemnej jaskini. Leżała chwilę w dziwnej pozycji, starając się pozbyć gwiazdek, które od uderzenia wesoło jej tańcowały przed oczami. Szybko jednak się pozbierała, wszakże żaden upadek czy potknięcie nie było jej straszne. Otrzepała sukienkę i pomasowała obolały tyłek, gdy wtem usłyszała ciche powarkiwania. Uniosła głowę w lekkim zaskoczeniu, przez chwilę zastanawiając się czy to aby nie jej wyobraźnia i to powarkiwanie nie jest przypadkiem burczeniem w jej brzuchu. W ciemności coś się przesunęła, a po plecach dziewczyny przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Zrobiła krok w tył i wyciągnęła swoje skrzydła. W ostatniej chwili wzbiła się w powietrze, jednocześnie unikając ostrych pazurów, które jedynie rozerwały jej sukienkę z boku. Wyleciała z dziury i opadła miękko na ziemię, po czym ruszyła się szybki pędem przed siebie, szukając wzrokiem Growa. Dostrzegła go i od razu skręciła w jego stronę.
- G.. Growie! Uciekaj! Szybko, biegnij przed si-- – słowa dziewczyny utonęły w gardłowym ryku, kiedy na świat z podziemi wyłoniła się bestia. Puma Królewska zaciągnęła się powietrzem, łapiąc woń swojej ofiary i skierowała kroki w stronę dziewczyny i Wilka. Obnażyła ostre kły, a wyrastające macki z jej grzbietu zadrżały niespokojnie.
- Może jest też głodna? – zapytała bystra Ev pół szeptem, jakby bała się, że stworzenie może ją usłyszeć. Ale ono ją usłyszało, co zakomunikowało zwężeniem oczu i głośniejszym powarkiwaniem. Z otwartego pyska spływała gęsta ślina, a macki powoli ocierały się zębami o pobliskie drzewa, zdzierając z nich korę, niczym skórę z żywej istoty.
Wtem Evendell stanęła przed Growem, zasłaniając go pełną rozpiętością swych skrzydeł.
- Uciekaj Growie! Ja Cię obronię! Odciągnę ją na bezpieczną odległość! Nie pozwolę by Cię zaatakowała! – powiedziała poważnym tonem. Wystarczyło jej dać teraz srebrzystą i świecącą zbroję, a z anioła przemieniłaby się w bajkowego rycerza na białym koniu. Najgorsze, że ona była w pełni poważna z bronieniem Growa.
A Puma zaatakowała.
Tak, Desperacja zdecydowanie potrafi być piękna.


// Meh. Wybacz za jakość. Ale żebyś się nie nudził... A i to masz jej wygląd i dane, jakby co: Klinij na jej obrazek... W razie co.
                                         
Eve
Kotek     Anioł
Eve
Kotek     Anioł
 
 
 

GODNOŚĆ :
Eve, ewentualnie Ewa, Matka Ludzkości, Pierwsza Kobieta na Świecie.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.05.14 17:03  •  Las blisko Desperacji. Empty Re: Las blisko Desperacji.
To mieli ewidentnie kontrastujące odczucia w stosunku do „uroku” Desperacji. O ile na terenach Edenu dało się jeszcze odszukać jakiś ładny chwaścior, który swoim pięknem wzbudza podziw dziewiczych serc, tak tutaj, na tej wiecznie porytej pazurami, spękanej ziemi, nie było nic, co przykułoby wzrok kogoś takiego do Growlithe'a. Brzydota i szarość otoczenia sprawiała, że prędzej zwróciłby obiad, niż pochwalił cudowność krajobrazu. Co krok można tu było spotkać niezawodną śmierć, która przychodziła zawsze na czas i za każdym razem nieproszona. Cudze kły wgryzione w żyły, powarkiwania zza ruin budynków, czerwone ślepia błyszczące z zaułków, nieruchomo wpatrzone tylko w jeden cel, przyczajone bestie o skrzących łuskach, twardych karkach, mocarnych szczękach. Wilk kroczył przy swojej towarzyszce, z nisko zwieszonym łbem, łypając na boki uważnym spojrzeniem. Ogromne łapy pozostawiały po sobie ślady po pazurach, długi jak on sam ogon kiwał się lekko na boki, uszy trzepotały wyłapawszy kolejne odgłosy.
Growlithe warknął, gdy wybiła się poza szereg. Przeszedł przez powaloną, spróchniałą limbę, przełamując jedną z jej gałęzi na pół, dokładnie w chwili, w której z jego gardła wyrwało się ostrzeżenie dla Evendell. Podniósł nagle łeb, gdy spomiędzy krzaków wyskoczyło coś niewielkiego o puszystym futerku. Przeleciało jak cień obok wilka, którego szczęki zacięły się na powietrzu, przepuszczając spłoszone zwierzątko. Ev, kurwa, uspokój swoje libido, mruknął, przenosząc na nią zmęczone spojrzenie, które mówiło dokładnie to samo.
Jak miał jej coś upolować, gdy straszyła dosłownie wszystko, co byłoby w stanie wejść jej do gardła? Growlithe pociągnął nosem, wietrząc jej zapach. Od razu ruszył w jej kierunku, omijając sprawnie masę tłoczących się pni drzew.
Krzyk.
Ja pierdolę.
Przyspieszył, wyrywając się nagle przed siebie. Przebył kawałek, przetruchtał przez szary kamień, tak długi, że mógłby okazać się wyciętą w pień górą, a zeskakując z niego, ześlizgnął się w dół, by zaraz, stając pewnie na ziemi, dostrzec biegnącą anielicę. Była cała. To dobrze. Potrzebował jej mocy, by wyleczyć Nathaniela. Gdyby mógł prawdopodobnie nawet by się pobłażliwie uśmiechnął. No ale. Spojrzał zaraz za nią, wprost w oczy Pumy Królewskiej. Ohm. Cała do czasu. I'm out. Wtem Evendell stanęła przed nim, rozpościerając swoje ramiona, jak ważny retor przed zbuntowanym ludem. „Uciekaj, Growie!” To że podwinie teraz kieckę i ucieknie w akompaniamencie trąbek było równie prawdopodobne jak to, że dziewczynie udałoby się pokonać wściekle toczącą pianę z pyska bestię.
Choć pod ciężarem schematów strzelały stawy w kolanach, seria niekończących się, coraz to ambitniejszych sytuacji, zdawała się nabierać tępa, wzrastając w swej doskonałości wraz z czasem, jaki chłopak spędził u boku blondwłosej personifikacji totalnej niewinności. Puma skoczyła, wybijając się naprzód, a kły Growlithe'a, zamiast skierować się jej na spotkanie, chwyciły za brzeg ubrania dziewczynki, zbierając do pyska parę fałd ślicznej sukienki. Nim został odrzucony do tyłu, zdążył jeszcze szarpnąć pyskiem i odepchnąć Evendell na bok, wprost w szeleszczące paprocie o wielkości przekraczającej ludzkie pojęcie. Sam przeturlał się kawałek. Łapy obu drapieżników splątały się, a zębiska zakleszczyły na mięsie przeciwnika.
Puma wykorzystując przewagę, jaką niewątpliwie były macki, wgryzła się w bark wilka, zaciskając zęby tak mocno, że Growlithe czuł niemalże jak stykają się w środku, a „pysk” próbuje oderwać kawał mięsa, jaki odgrodziły zębiska. Zresztą, nie tylko te zęby okazały się dla niego istnym utrapieniem. Niebezpieczeństwo rosło szybciej niż polska dziura budżetowa, gdy macki wężowym slalomem dorwały się do jego ciała. O ile pierwsza zajęła się dokładnie jego ramieniem, druga starała się wgryźć w wijące się cielsko, przygniecione przez gigantyczną pumę. Srebrna bransoletka zalśniła, wyłapując promienie słońca. Niewielka tęcza prześlizgnęła się wzdłuż błyskotki w towarzystwie ostrego wilczego wycia. Nim dźwięk nadbiegających zwierząt się zakończył, spomiędzy drzew zaczęły wybiegać wychudłe bestie, toczące pianę z pyska, która skapywała na dół kroplami wielkimi jak śliwki (wtf? Ten brak pomysłów na porównanie). Puma zdążył jeszcze kłapnąć pyskiem tuż przy czarnym nosie Growlithe'a, nim jeden z jego towarzyszy naparł łapami na jego szyję. Drapieżnik charknął, zrzucony z przeciwnika. Dwójka nowych agresorów zaatakowała pumę królewską ― konkretniej jej wijące się macki. W tym czasie Growlithe zdążył pozbierać się z ziemi i nie otrzepawszy się nawet z grudek ziemi wyrwał się do przodu jak pocisk Cruise'a. Białe zęby zamigotały na czarnym futrze wielkiego kota, prześlizgując się po nim, aż w końcu zagłębiły się w boku jej szyi. Głośny ryk wybił z gałęzi lotne zwierzęta, których trzepot skrzydeł i skrzek zagłuszył nagłą ciszę, a sylwetki przykryły niebo. Nim ostatnie ptaszysko zapikowało w dół, ponownie chowając się w koronach lasu, puma zdążyła otrzymać solidne rany po kłach i pazurach, samej nie pozostając dłużną.
Warczenie, trzask pękających gałęzi od powalonych pni, huk ryknięcia, popiskiwania, okropny odgłos zrywanej z drzew kory. Nie wiedział, co w tym czasie działo się z Evendell ― prawdę mówiąc, nie zdziwiłby się, gdyby wraz z upadkiem, uderzyła się w głowę i straciła przytomność albo zdarła sobie kolana i próbowała utrzymać się w pionie, z walecznym duchem starając się dotrzeć do miejsca walki ― póki jednak mu nie przeszkadzała, nie rozpraszał się otoczeniem. Uderzył ogromną łapą, ocierając się pazurami o pysk pumy, w chwili gdy jej łeb naparł na jego cherlawą pierś. Był wilkiem ogromnym, ale jego sylwetka pozostawała wiele do życzenia, a starcie z takim niebezpieczeństwem przeceniało nieco jego bojowe możliwości. Gdyby nie dwójka pomocników, która zajęła się kłapiącymi szczękami macek, prawdopodobnie byłby zbyt przytłoczony siłą przeciwnika. Jak teraz, gdy ciężar jej ciała, gwałtownie zmusił go do pochylenia się, aby nie upaść płasko na ziemię. Miast zaatakować jej odsłoniętą szyję, szarpnął łbem i wgryzł się w jej przednią łapę, łamiąc kości. Ryk odrzucił jego uszy do tyłu, sierść nastroszyła się, ale nie został ogłuszony na długo. Sekunda, dwie może, nim ponownie zaatakował, uderzając pogryzionym i pulsującym z bólu barkiem. Puma odsunęła się, wycofała o parę kroków, kulejąc i powarkując, gotowa na odparcie kolejnego nalotu, na który nawet nie musiała czekać. Zaproszenie wysłane ekspresem, przyjęte przez Growlithe'a bez żadnego „ale”. Rozwarł pysk.
Wszystko trwało może... cóż. Pięć minut? Dziesięć? Gdyby odjąć chwile, gdy taksowali się spojrzeniem, okrążając się niespokojnie i próbując wyczuć grunt lub gdy dysząc czekali na ruch drugiej strony... tak. Tyle właśnie mogło wyjść. Ale wkrótce walka dobiegła końca. Czarne mary, lojalni pomocnicy Growlithe'a rozmyli się jak mgła rozproszona ostrym powiewem wiatru, a wilk uniósł pysk, wciąż kłapiąc pyskiem. Spomiędzy szczek zwisały nicie żył, skapywała posoka, kawałki mięsa upadały w głąb dziury, która zionęła pustką w szyi pumy. Leżała płasko na ziemi, nieżywa, ale wciąż gniewna. Patrzyła się martwymi ślepiami przed siebie, w jakiś nieznany nikomu punkt, gdy kolejne porcje jej ciała były miażdżone przez silne szczęki przeciwnika. Aż w końcu Growlithe, dysząc ciężko i rzucając na prawo i lewo wściekłe spojrzenia, otworzył pysk, a gdy wyleciało wszystko, co nim wyrwał, wycofał się, chwilę jeszcze przyglądając się pumie królewskiej.
Już nie wilk, a człowiek, odnalazł Evendell. Gdziekolwiek była i cokolwiek robiła ― nieważne. Chwycił ją za nadgarstek i pociągnął za sobą, krokiem, jaki nie był dla niej odpowiedni. Zbyt szybki i narwany, stosowny tylko według Growlithe'a. W tym momencie skończyła się chęć na upolowanie słodkiego zajączka. Liczył się tylko Levittoux i jego czekające zdrowie, które przyjdzie dopiero, gdy pojawi się u niego anielica.

| zt → tutaj
Ta walka godna gladiatorów. |
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 17.09.14 21:50  •  Las blisko Desperacji. Empty Re: Las blisko Desperacji.
Auraya dreptała przez Desperację od dobrych dwóch godzin. Tak na dobrą sprawę nie miała pojęcia gdzie idzie i w ogóle dlaczego to robi. W mieszkaniu Hyena było jej całkiem dobrze. Miała ciepłe miejsce do spania i żarcia pod dostatkiem. Jednak coś było nie tak. Było jakieś ale. On nadal nie wrócił. Obiecał, że wróci, a minęło już kilka tygodni a po nim ani śladu. Aura miała szczerą nadzieję, że wszystko z nim w porządku. Może po prostu zapomniał? Może... Może nie chciał do niej wracać? A więc to jej wina, że nadal nie pojawił się w swojej norze. Tak. Na pewno tak. Musiała odejść. On wróci do siebie i nawet nie zauważy, że jej nie ma. Pomyśli, że padła trupem. I tak jest cała podrapana i zapewne ma sto tysięcy różnych chorób.
Fenek pokręcił głową by odgonić te myśli. Teraz najważniejsze było jedzenie. Musiała coś zjeść i to jak najszybciej. Tylko gdzie ona coś znajdzie na tym pustkowiu! No, na szczęście znalazła to, co mogła przypominać las. Drzewa przypominały wykałaczki, jednak ona tego nie widziała. Zielony kolor, zapach oraz dźwięk poruszających się liści nakazał jej iść w tym kierunku.
To miejsce jednak nie okazało się dobrym źródłem pożywienia. Większość zwierząt pachniała wrogo, a reszta była po prostu za duża, by Auraya mogła sama zapolować. Nawet słaby osobnik byłby dla niej zbyt silny. Znalazła za to sadzawkę. Woda śmierdziała mułem i zgniłą roślinnością, jednak mimo to, dziewczynka zanurzyła zwierzęcy język w nieprzyjemnej wodzie i upiła kilka łyków. Skrzywiła się delikatnie i zmieniła się w człowieka. Na wyczucie dotarła do najbliższego drzewa i usiadła pod nim, powoli zapadając w sen.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.09.14 15:31  •  Las blisko Desperacji. Empty Re: Las blisko Desperacji.
Fenek nawet jej nie usłyszał, dopóki się odezwała.
Dzień dobry. – Głos był szorstki, zachrypnięty. Niski, ale zdecydowanie kobiecy. Dziwnie brzmiało uprzejme powitanie wypowiedziane w ten sposób. – Całkiem sama w takim paskudnym miejscu? Gdzie zgubiłaś rodziców, kiciu?
Kobieta stała jakieś trzy kroki przed nią, trochę po jej lewej. Głos nie brzmiał znajomo, lekki zapach ziemi, potu i mięty nie przypominał nikogo. Kto to do diabła mógł być?

Identyczne pytanie zadawała sobie w tej chwili Delilah. Znalazła dziewczynkę zupełnym przypadkiem – wyszła zapolować na świnie, drobne, dzikie mutanty, o których wiedziała, że zdarza im się pić z tej sadzawki i odpoczywać przy niej, ale zamiast obiadu znalazła to małe, biedne dziewczątko. Podeszła cicho, ostrożnie, chcąc ją sobie dokładnie obejrzeć, zanim wybudzi ją ze snu. Mała, chuda… Zeżarłoby ją pierwsze zwierzę, na które by tu wpadła. Lamia nie mogła jej tak po prostu zostawić w spokoju.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 18.09.14 18:09  •  Las blisko Desperacji. Empty Re: Las blisko Desperacji.
Dziewczyna spała w najlepsze póki nie usłyszała jakiegoś obcego głosu. Pośpiesznie otworzyła lekko zamglone ślepia i rozejrzała się wokół, najpierw w lewo, potem w prawo, licząc na to, że zobaczyła osobę, która się odezwała do niej. Jednak to wszystko na nic, wokół nadal panowała ciemność. Jej ciało drgnęło delikatnie i jakby zapadło się w sobie.
- N-nie w-wiem... - odpowiedziała cicho, przyciskając plecy do kory drzewa i zaciskając pobrudzone palce na pluszowym króliku. Auraya w duchu pragnęła, by kobieta nie była złą osobą. Jej głos był szorstki i wydawał się niemiły, jednak jej poprzedni opiekun również miał nieprzyjemny głos. Wzięła płytki oddech i jej klatka piersiowa delikatnie uniosła się.
- Nie wiem... Nie wiem... Nie wiem... Chce do domu, ale nie wiem gdzie on jest. Nie wiem gdzie jestem. Jestem głodna. Bolą mnie ręce i nogi. Chce do domu. - skuliła się, wtulając głowę w swoją najukochańszą zabawkę. Jej ramiona i nogi pokrywały siniaki i liczne bandaże, niektóre były jedynie zabrudzone błotem i krwią, inne zaś odpadały, ukazując smutną prawdę. Jej obrażenia były poważne i zaniedbywane przez dość długi czas. Skóra wokół ran przybrała czerwony odcień i dość mocno napuchła. Z wnętrza wyciekała biało-żółta ropa. Nie goiły się, mimo, że minęło już tak dużo czasu.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.09.14 15:29  •  Las blisko Desperacji. Empty Re: Las blisko Desperacji.
Jak to? Zostawili cię tu? – Głos dobiegł ją z mniejszej odległości; kobieta najwyraźniej podeszła trochę bliżej. Skrzypnęły skórzane buty – usiadła albo kucnęła, dokładnie naprzeciwko niej. Raya poczuła na kolanie delikatny dotyk; kobieta musnęła je opuszkami palców, lekko położyła na nim dłoń.
Jestem Delilah – powiedziała miękko. – Chodź. Zabiorę cię do domu.

Już się zorientowała, że dziewczynka jest niewidoma. Tym bardziej jej żałowała i tym bardziej nie mogła jej pozwolić tu zostać. Szybko budziła się jej nienawiść do rodziców czy innych opiekunów małej; kimkolwiek byli, musieli nie mieć serc, żeby ją opuścić. Odruchowo zaczęła planować, jak ich znaleźć i do czego przymusić, ale otrząsnęła się. Na razie liczyło się to, żeby pomóc dziewczynce, na wszystko inne czas przyjdzie potem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.09.14 21:18  •  Las blisko Desperacji. Empty Re: Las blisko Desperacji.
- Opiekował się mną taki pan... Ale... ale on poszedł. Powiedział, że musi znaleźć ben... baz... banzyliszka! Chciałam pomóc, ale on powiedział "nie". Nie wrócił. Nie wiem gdzie jest... On żyje, prawda? - w niewidomych oczach zapłynęła mała iskierka nadziei, która jednak szybko zgasła kiedy kobieta podeszła bliżej i dotknęła kolana Aury. Dziewczynka skrzywiła się, jeszcze bardziej wklejając się w drzewo za jej plecami. Spojrzała na wprost, wnioskując, że to właśnie tam znajduje się kobieta.
- De...lil...ahh. - powtórzyła cicho pod nosem, zastanawiając się, czy może jej ufać. Pf! Co za głupie rozmyślanie. Auraya nie miała innego wyboru. Może i była młoda, jednak nie była głupia. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jest chora i że nie może wiecznie się plątać po jakiś dziwnych, obcych ziemiach. Zacisnęła delikatnie usta i wyciągnęła jedną dłoń w stronę obcej kobiety. Odnalazła jej rękę i delikatnie dotknęła jej skóry.
- A-Auraya. - powiedziała cicho, i zmusiła się do uśmiechu który wyglądał co najmniej żałośnie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 20.09.14 13:35  •  Las blisko Desperacji. Empty Re: Las blisko Desperacji.
Nie wiem, miśku – westchnęła. – Nie wiem. Możemy go kiedyś poszukać. Ale to później, na razie trzeba się tobą zająć. Auraya? Ładne imię. Chodź, wezmę cię na barana.
Nie wymagała od niej żadnej współpracy. Trochę nie chciało jej się zastanawiać, jak to zrobić krok po kroku, więc po prostu przykucnęła tyłem do Rayi, wypuściła macki i, pomagając sobie nimi, usadziła dziewczynkę na swoich plecach. Dobrych kilka razy zdarzyło się, że rąk czy nóg Aury dotykały trzy albo i cztery dłonie jednocześnie, kobiecie jednak nie przeszło przez myśl jej tego wyjaśniać. Trudno, będzie chciała, to spyta.
No, i już. Złap mnie za szyję i idziemy. – Nakierowała jej drobne ręce na swoją szyję, a kiedy dziewczynka siedziała już bezpiecznie, Delilah podniosła się do pionu i ruszyła przed siebie. Szła żwawo, ale starała się nie wybijać za mocno, żeby Raya nie trzęsła się jak worek ziemniaków; w jej stanie było jej to kompletnie niepotrzebne. Rozplotła korzenie, pozwoliła im się owinąć z powrotem dookoła rąk. Nie spodziewała się kłopotów.
Byłaś kiedyś w kościele? – zagadnęła ją, żeby przerwać niezręczną ciszę i jakoś ją zabawić. – Mój dom to coś w tym rodzaju. Świątynia w jaskini, wyobrażasz sobie? Jak w bajkach…
Całą drogę opowiadała jej o miejscu, do którego zmierzały. Niech młoda wie, czego się spodziewać.

zt x2, zaraz napiszę kolejny post
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.14 4:56  •  Las blisko Desperacji. Empty Re: Las blisko Desperacji.

    Las! Las niedaleko Desperacji! To naprawdę było dobrodziejstwo, które spadło z nieba. A może nie? W końcu bóg opuścił ten świat i wybrał się jak najdalej od niego. Co prawda był jeszcze Ao, jednakże sam Eugene nie do końca w niego wierzył. Wydawał mu się on zbyt nierealny, a jego zasady zbyt brutalne, aby naprawdę miał istnieć lub przynajmniej opiekować się swoimi wyznawcami. Jednakże pomimo tego wszystkiego miejsca takie, jak te przywracały Cradlewoodowi poczucie spokoju i chociażby cząstkę nadziei, że tam gdzieś istnieje jego brat, który cieszy się teraz życiem bez bólu wywołanego chorobą. W końcu czy nie o to chodzi we wszystkich religiach? Powinny one nie tylko brać sobie za cel wyznaczanie standardów życia swoich wyznawców, zabraniać im konkretnych rzeczy, ale również dawać swego rodzaju nadzieję, która pozowli im przeżyć swoje kilkadziesiąt lat w umiarkowanym szczęściu. Teraz namiastką takowego były drzewa, które tak przyjemnie szumiały pod wpływem delikatnie tańczącego pomiędzy ich gałęziami wiatru. Eugene uwielbiał ten dźwięk i właśnie w dni takie jak te często wybierał się poza granice Desperacji. Może paść pytanie "jakie?', więc od razu na nie odpowiem. Względnie ciepłe, bezchmurne i bez przewidywanych opadów. Zawsze rozczarowanie niezbyt dobrą prognozą pogody można potraktować za swego rodzaju niespodziankę, co też miał w zwyczaju blondyn. Właśnie dlatego uznał, że skoro los dzisiejszego dnia się do niego uśmiechnął, to powinien wykorzystać jego dobroć i zebrać parę rzeczy, których brakuje mu w mieszkaniu. Zaliczały się do tego przede wszystkim różnorakie zioła i przyprawy, o które ciężko w małym edenie wybudowanym przez ludzi niemile widzianych w mieście. Nie trzeba było długo czekać na to, aż torba mężczyzny powoli zapełniała się kolejnymi garściami zielska oraz niezwykle cennych jeżyn! Za te ostatnie pewnie wiele głodujących w Desperacji dałoby niemało, ale niestety Eugene nie zamierzał się nimi z nikim dzielić pomimo swojego dobrego humoru, który był na tyle znaczący, że chłopak zaczął nawet nucić pod nosem. To był dopiero widok! Dość wysoki mężczyzna, który na co dzień był Inkwizytorem, teraz zbierał jeżyny i zioła zupełnie tak, jakby znowu był małym dzieckiem. Zapewne gdyby ujrzeli go ludzie, z którymi miał do czynienia podczas swoich akcji, to nie uwierzyliby własnym oczom. Eugene wbrew pozorom miał jednak i swoją normalną stronę, której czasem dawał wydostawać się na zewnątrz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 11.12.14 21:06  •  Las blisko Desperacji. Empty Re: Las blisko Desperacji.
- Mówiłem. Nie jedz tego, bo się zatrujesz. - słychać było gdzieś tam, wewnątrz zielonych czeluści niezbadanego i zapomnianego zakątka lasu. - To NIE SĄ różane jagody. - Oprócz podejrzanego, groźnego głosu słuchać było dziwne pojękiwania świadczące o jakimś cierpiącym, wolno umierającym stworzeniu. - Zamknij ten głupi pysk. Nie moja wina że znaleźliśmy się w jakimś zadupiu, na dupnym świecie, w dupnym czasie! - A oprócz tego leżący na ziemi biały, niezidentyfikowany obiekt leżący plackiem, chyba nie przejmujący się otaczającym go... a raczej ją światem.
W końcu uniosła się, chwyciła za brzuch i westchnęła głośno. - Dobra, masz rację. Zamiast nawijać załatwiłbyś jakieś zioła. - Chwila ciszy, po kolejnej chwili soczysty facepalm. - Po zioła NA BÓL i niestrawność. - Doczołgała się do pobliskiego drzewa i szybko wskoczyła na jedną z niższych gałęzi. - No nie patrz tak na mnie! - dodała, trudząc się wdrapaniem na chropowaty buk. Wyłożyła się na niej i westchnęła z wielką ulgą. Ufff, już lepiej.
No tak, jedzenie czegoś, co jedynie przypominało owoce jadalne w świecie czarów, nie było dobrym pomysłem. Ale każdy czasami się zapomina! Nawet androidy. Chyba.
Nieznajome kroki nie uszły jej uwadze. Leżąc bezruchu, wsłuchała się w dźwięki natury, które nagle przeszyte zostały obcymi butami/stopami/łapami. Otworzyła oczy i postawiła uszy na sztorc, czekając na pojawienie się kogoś nowego w otoczeniu. Niestety, zmysł węchu miała nie wiele lepiej rozwinięty od ludzkiego, dlatego nie mogła na nim polegać. Wtedy znowu złapała się za brzuch, sycząc dojadliwie. Ból w okolicach brzucha okazał się bardzo silny, niestrawność mogła być poważna. Trzeba samemu znaleźć zioła - wielki kundel nie przyda się na nic.
Zeskoczyła z drzewa, kuląc się za krzewami. Nie widziała nikogo, nie słyszała już kroków. Zrobiła kilka własnych w stronę oświetlonej przez delikatne, nieśmiałe promyki słońca polanki, widząc cel swojej wędrówki cierpienia.
Zebrała kilka sztuk, wkładając do torby. Pachniały cudownie, jednak ich smak przypominał wywar z ropuch, gotowanych na wolnym ogniu wraz z glonami... Marcelinę porządnie zemdliło. Fu. Prędko pomyślała o smakołykach, czekających na nią w jej kuchennej szufladce - wołające ją coraz głośniej i natarczywiej krewetki w panierce - palce lizać! Jeszcze tylko dotrzeć do domu, przygotować potrzebną miksturkę, wypić ją z bólem umysłu i z krzywiącą się buźką... a ból powinien przejść sam. I nigdy więcej czerwonych kuleczek rosnących na kolczastych krzewach...
Odwróciła się, rozglądając przy okazji. Tajemniczy las miał swój urok - majestatyczny, piękny, bardzo obszerny, niebezpieczny i niegodny zaufania, a zarazem taki uspokajający. Delikatna mgła otaczająca najbliższą okolicę. Nawet ptaki ucichły, zamykając zgodnie dzioby. Pewnie odleciały w strony bardziej im przychylne.
- Te, pan śmierci! - zawołała, marszcząc czoło. - Wyłaź! Nie mam ochoty bawić się w chowanego.
Cisza. Marcelina przewróciła oczami, kręcąc przy okazji łbem na "boże, co za kretyn". Do jej super-hiper-czułych radarów doszedł jednak dźwięk łamanych, suchych liści. Odwróciła się z krnąbrnym uśmieszkiem zwycięzcy, jednak zastała jedynie pustkę. Wzruszyła ramionami, odwracając się z powrotem i szykując się do dalszej wędrówki, jednak przed sobą w porę zauważyła głupi, skrzywiony ryj czarnucha.
Jej krzyk wypełnił całą okolicę. Schowała oczy w rękawy, szykując się na atak, po czym, dziwiąc się jego brakiem, ukradkiem spojrzała ponownie na Aragota. Zacisnęła zęby i uderzyła w jego sierść torbą. Na jej pysku rysował się szalony wyraz twarzy mieszany z furią. - Ty... idioto! Najchętniej wytargałaby mu sierść. Serce dalej biło jak szalone, spowodowane nagłą dawką adrenaliny.


Ostatnio zmieniony przez Marcelina dnia 24.12.14 2:12, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 1 z 25 1, 2, 3 ... 13 ... 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach