Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 11 z 25 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 18 ... 25  Next

Go down

Pisanie 27.09.16 14:45  •  (S) Zniszczony las - Page 12 Empty Re: (S) Zniszczony las
Gdy tylko wzrok anielicy padł na poruszający się w oddali cień, serce samo przyspieszyło biegu. Czymkolwiek było to stworzenie, najlepiej było się do niego nie zbliżać. Wystarczył widok, jak drzewa uginały się bądź łamały pod jego naporem, a potężna postać powoli się zbliżała. Lise nie zamierzała dać się potraktować podobnie jak te rośliny, więc bez większego kłopotu szła dalej w swoją stronę, zerkając raz na jakiś czas w kierunku nieznanego stworzenia. Jeżeli nie było groźne, powinno dać jej spokój i zająć się własnymi sprawami. Gdyby zaś przedstawiało jakieś zagrożenie, musiała pozostać czujna. Spoglądając to przed siebie, to na ogromną - w swoim odczuciu - postać, niestrudzenie podążała w kierunku granicy lasu. Pocieszała się myślą, że może nie ma do czynienia z żadną niebezpieczną bestią i nic złego się nie stanie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.16 15:04  •  (S) Zniszczony las - Page 12 Empty Re: (S) Zniszczony las
MG
Skrzypienie pni wątlejszych drzew na chwilę ustało. Cień jakby cię zatrzymał, pokręcił chwilę w miejscu i znów zaczął się kierować w tą samą stronę co ty, a wraz z nim ciągnął się dźwięk leniwego torowania sobie drogi przez przesuszoną roślinność. Nie był to raczej żaden drapieżnik, gdyż niezaprzeczalnie z gracją urodzonego łowcy to coś się nie poruszało. W pewnym momencie, gdy znów się obróciłaś do tyłu, zauważyłaś że cień znajdował się dalej niż początkowo. Prawdopodobnie przez to, że poruszałaś się szybciej i sprawniej w lesie. Do twoich uszu w pewnym momencie dotarł nieprzyjemny dźwięk, który rozniósł się echem w powietrzy na dużą odległość. Ciężko go konkretnie nazwać, lecz przypominał końskie rżenie o bardzo niskiej tonacji. Było w nim coś niepokojącego i mącącego myśli. Dźwięk dobył się z kierunku ciemnej masy w oddali, która znikała ci powoli z pola widzenia, gdy nagle...poczułaś jak coś z impetem na ciebie wpadło i przewróciło cię na ziemie. Wszystko było tak nagłe, że w mgnieniu oka znalazłaś się na plecach, uderzając głową o chłodną ziemię. Przed oczami zakołysały ci się mroczki, lecz byłaś pewna, że to co na ciebie wpadło rozkraczyło się na tobie. Czułaś bowiem nieprzyjemny ciężar na klatce piersiowej, który należał do...czarnego jak smoła źrebięcia. Niezaprzeczalnie było równie zaskoczone, co ty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.16 15:46  •  (S) Zniszczony las - Page 12 Empty Re: (S) Zniszczony las
W miarę jak oddalała się od dziwnego stworzenia, niepokój w sercu powoli ustawał. Cokolwiek to było, nie wydawało się drapieżnikiem i raczej nie miało złych zamiarów. Gdyby było inaczej, na pewno już zdążyłaby odczuć jakieś tego skutki. Tymczasem cień nie wydawał się nawet jej gonić, co pozwalało się domyślać, że do mięsożerców nie należy. Albo nie jest głodne.
Dopiero rżenie zbiło ją z tropu. Czyli to miałby być... koń? Ale tych rozmiarów? Wprawdzie Lotte nie była pasjonatką jazdy i z kopytnymi nie miała za wiele do czynienia, ale one chyba z natury miały trochę mniej wzrostu niż tamta istota i nie łamały drzew ot, tak wchodząc na nie. Dziwne to było i z pewnością zastanowiłaby się nad tym głębiej, gdyby nie została gwałtownie powalona na ziemię. Jeszcze nie do końca zdążyła dojść do siebie po ostatnich wyczynach, z których zresztą jak się okazało nic tak naprawdę nie pamiętała. A jednak zabliźniające się powoli rany po postrzałach były jak najbardziej realne, tak samo jak widmo niedawnego wstrząśnienia mózgu, którego echem były teraz porządne mroczki przed oczami i nagłe uczucie mdłości, przez które minęła chwila, nim do Lise dotarł właściwy obraz sytuacji. A ten miał się tak, że na jej tułowiu usiadł czarny źrebaczek, zapewne przyczyna jej nagłego upadku. Zamrugała zdziwiona, ale pozbierała się jakoś i ostrożnie podniosła na łokciach; nie za szybko, żeby nie przewrócić się znowu. Liczyła na to, że zwierzę poczuwszy ruch pod sobą, zdecyduje się zejść z nieszczęsnej anielicy.
- No już już mały, zejdź ze mnie - zachęciła źrebaka półgłosem. Niewykluczone, że czający się nieopodal cień był rodzicem malucha, a z tym blondynka nie chciałaby mieć do czynienia, szczególnie jako potencjalne zagrożenie dla malca.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.16 21:20  •  (S) Zniszczony las - Page 12 Empty Re: (S) Zniszczony las
MG
Ciężko było o nim mówić "maleństwo", gdyż jego waga była bliska do przypisywanej dorosłemu człowiekowi. Co prawda gabaryty miał niepozorne, lecz jak na źrebię miał dość masywną posturę. Jego chrapy poruszały się gwałtownie, a on sam czując ruch pod sobą poruszył się spłoszony. Nieporadnie podciągnął się na swoich nieproporcjonalnie długich kończynach. W przypływie paniki i nieostrożności niechcący nadepnął cie kilkakrotnie, choć zdecydowanie najboleśniejszy odcisk kopytka zostawiając na twoim lewym udzie. Gdy w końcu dźwigną się - pognał w ciemność i w niej też zniknął.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.16 22:17  •  (S) Zniszczony las - Page 12 Empty Re: (S) Zniszczony las
No cóż, osobnik wylegujący się na anielicy był maluchem w porównaniu z wielkim cieniem, który zaobserwowała wcześniej. Ale racja, źrebiątko było całkiem potężne i jego próby podniesienia się na nogi zostawiły kilka porządnych siniaków na ciele Lise. W końcu jednak udało mu się stanąć na ziemi zamiast na żywym ciele i odbiegł gdzieś, zapewne w poszukiwaniu rodzica. Blondynka nie zamierzała więc leżeć na ziemi i czekać, aż kolejne ogromne stworzenie na nią wpadnie i poturbuje jeszcze bardziej. Teraz oprócz ramienia bolała ją też obita noga, więc bardzo powoli podniosła się najpierw do siadu, a później stanęła na nogi, opierając się przy tym dłonią o pobliski wyschnięty konar. Otrzepała spodnie i kurtkę z leśnej ściółki i kurzu, poprawiła też plecak i ruszyła przed siebie w tym samym kierunku, w którym zmierzała wcześniej.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.16 23:04  •  (S) Zniszczony las - Page 12 Empty Re: (S) Zniszczony las
MG
Nie ważne, jak potężni będziemy w przyszłości zawsze zaczynamy swoją przygodę od nieporadnej, drobnej formy. Źrebaczek, który pognał w stronę wielkiego krzątającego się cienia był tego idealnym przykładem.
Zniknął on tak nagle, jak się pojawił. Niedługo po tym dało się słyszeć, że ta wielka istota nieporadnie przemierzająca las zmieniła swój kierunek podróży, lecz tego już wiedzieć nie możesz. Równie jak źrebię i ty znikłaś w gęstwinie.


z/t dla Lilo

Koniec interwencji MG
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.10.16 1:31  •  (S) Zniszczony las - Page 12 Empty Re: (S) Zniszczony las
Biegł. Biegł. Biegł…
Obraz, który mijał, nie przywodził mu na myśl niczego. Jałowa, pękata ziemia. Pojedyncze, absolutnie nijakie kępy ususzonych badyli. Czasami mijał jakiś większy kamień lub wzniesienie. Nie wiedział jak długo utrzymywał się przy najwyższej prędkości, ale pędzony wizją napastników, przypuszczał, że zapierdalał na tych krótkich nogach przez przeszło ponad godzinę. Pozwolił sobie na mniej dopiero, gdy po setnym obejrzeniu się za siebie, nie dostrzegł choćby zarysu przeklętego budynku, a płuca nie zaczęły go piec, jak nadpalone żywym ogniem.
Zwalniał.
Coraz ciężej stawiał jedną z bosych stóp przed drugą. Nareszcie adrenalina zaczynał opadać, a wraz z nią wzniosła się salwa tak dobrze znanego mu bólu. Mięśnie, zesztywniałe i napięte do granic możliwości, najboleśniej odznaczały się w nogach, które dłużej nie potrafiły utrzymać chłopaka w pionie. Padł na ziemię, początkowo legnąc jak długi, by dopiero po czasie spędzonym na chrapliwym, obrzydliwym wydyszeniu z siebie kilku buchów powietrza, usiąść i oprzeć się plecami i jeden z grubszych konarów wystających z ziemi.
Czy naprawdę… był już wolny?
Zadarł łeb do góry i przyjrzał się błękitnemu niebu, mrużąc niemiłosiernie oczy, nieprzyzwyczajone do światła. Cholera. Miał wrażenie, jakby prawie zapomniał, że górę nie stanowi tylko obrzygany krwią sufit, a istnieją jeszcze chmury. Czuł wiatr, który rozwiewał mu przydługie, przyzwolone do wzrostu w ciągu dwóch lat włosy; tłuste, śmierdzące i brudne od nawet-nie-warto-wspominać-czego. Sam wyglądał jak jedyny ocalały z bitwy – być może faktycznie takim był. Bluza, którą dopiero teraz niezdarnie zarzucił sobie na grzbiet, była w strzępach. Podobnie spodnie i… psiamać, lewa ręka. Skrzywił się niemiłosiernie, natychmiast odwracając od niej wzrok. W dobrym świetle prezentowała się jeszcze bardziej makabrycznie.
Nie miał siły dalej iść. W zasadzie mimo doznania tylu pozytywnych sygnałów, że wyrwał się z piekła… był zbyt oszołomiony, by w jakikolwiek sposób ucieszyć się, że nie musi gnić w zarzyganej, zasranej celi.
Przymknął oczy, łapiąc się zdrową ręką za wciąż wściekle unoszącą się i opadającą klatkę piersiową.
Taki… pusty.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.16 12:08  •  (S) Zniszczony las - Page 12 Empty Re: (S) Zniszczony las
Wszędzie była krew. On był cały we krwi. Spływała po nim gęsta i jeszcze ciepła posoka, o której nie mógł sobie przypomnieć. Czyżby urwał mu się film? Czyżby wirus znowu dał o sobie znać?
Rozejrzał się po pobojowisku jakie zrobił w zasięgu kilkunastu metrów. Zmasakrowane ciała, porywane narządy wewnętrzne i poodrywane kończyny leżące jakby w artystycznym nieładzie.
- Niezła impreza - mruknął do siebie i chcąc się podrapać po głowie, dostrzegł czerwone dłonie. Spróbował krwi, cicho wzdychając pod nosem, a następnie wstając. Kopnął czyjąś głowę, która potoczyła się w krzaki. Ruszył przed siebie, nie zwracając uwagi na swój obecny wygląd. Starł jedynie niedbale zasychająca krew, która spływała mu z czoła wprost do oczu. Ogarnął się jedynie powierzchownie, krocząc.
Im więcej stawiał kroków, tym zdołał uchwycić stukot czyiś stóp. Zatrzymał się w półkroku i nasłuchiwał. Osobnik zbliżał się coraz bardziej w jego stronę. Hitoshi stał. Stał niczym słup soli jakby oczekiwał wybawicielskiego nieznajomego, który był mu potrzebny do szczęścia, co baletnicy młotek. W końcu jego oczom ukazała się gęba dobrze mu znana.
No cholera! Tego jeszcze w tym śmierdzącym świecie nie widzieli. Kundel Marnotrawny! Cały i zdrów. No prawie, cały i zdrów. Wyglądał jak kupa gówna, poturbowana przez niemiecki czołg, ale potrafił o dziwo jeszcze włóczyć swymi krótkimi nogami. Od razu rozpoznał Ailena. Miał z nim wielokrotnie do czynienia. Czasem zmieniali się w patrolach, czasem jeden donosił drugiemu jak wygląda sytuacja na danym obrębie, a informacje potem szły dalej. Dalej, prosto do Wilczura.
Jak miał się zachować? Jak zareagować? Nie widział tej dziecięcej gęby jakieś...cholera wie, przecież ledwo potrafił liczyć.
Parsknął rozbawiony pod nosem, zastanawiając się czy Króliczek kicnie na jego widok. Prawdę mówiąc nie powinien go podobny obraz wcale dziwić. Większość członków w gangu poznając Hitoshiego wiedziała, że jest lekko niezrównoważony, a buzujący w jego ciele wirus jedynie pogłębiał buchające, niczym żar, szaleństwo.
- No proszę - zaśmiał się i mocniej starł sobie krew z twarzy, coby ukazać mu z kim ma do czynienia. - W siedzibie myśleliśmy, że dawno wąchasz zawirusowane kwiatki od spodu, a tu taka niespodzianka! - Nie ruszał się o krok, dopiero wtedy zaczął dokładnie analizować sylwetkę Ailena. Wystraszony wzrok, odrażający wygląd w postaci poszarpanych ubrań i oklapłych włosów. Skrzywił się nieznacznie, kiedy go wyczuł. Obrzydlistwo.
- Gdzieś ty był? - zapytał, robiąc krok w jego stronę, poważniejąc. Czy potrafił być poważny? Jasne. Zazwyczaj był, a zmieniało się to jedynie wtedy kiedy mógł pozwolić sobie na odrobinę zabawy i pozbawienie kogoś życia.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.16 19:33  •  (S) Zniszczony las - Page 12 Empty Re: (S) Zniszczony las
Głos przybysza natychmiast otworzył mu oczy.
Serce zabiło mu dwa razy mocniej, gdy nieprzyzwyczajone do światła źrenice chłopaka, spostrzegły śmiejącą się nad nim postać. Nim zdążył złapać ostrość, oczywiście o mało nie zszedł na zawał. Doskonale wiedział, w jakim znajdował się stanie, więc przez kilka sekund był święcie przekonany, że za chwilę spotka go śmierć. Nie, żeby przyjmował to szczególnie pokornie. Wzdrygnął się na całym ciele, niemalże podskakując w miejscu. Wbił się mocniej plecami o spróchniały, wystający z ziemi pień i zaparłszy się brudnymi od zaschniętej krwi palcami, obnażył kły, jak rozwścieczony pchlarz. Czuł zapach krwi, choć ciężko było mu odróżnić czy była to jego własna posoka czy ta, która obarczała ciało drugiego chłopaka. Zdecydowanie wygląd zwiadowcy nie działał na jego korzyść i najprawdopodobniej, gdyby nie odezwał się do niego dłuższym zdaniem, Kurt nigdy by się nie spostrzegł, że ma przed sobą kumpla po fachu.
Rysy twarzy niemal natychmiast mu złagodniały, malując się w coś na kształt niedowierzania, zaskoczenia. Wpatrzył się w twarz Hitoshiego, dopiero po czasie odnajdując w nim kogoś, kogo znał.
Rozluźnił się ze świszczącym, pełnym ulgi wydechem powietrza. Odchylił głowę do tyłu i zakrył ją rękoma, nim nie poczuł, że serce przestaje tak desperacko wrzeszczeć mu w piersi. Sunął dłońmi przez cały pokiereszowany pysk, w końcu wsuwając palce w długie, brudne kosmyki i przeczesując włosy. Miał paskudne uczucie nierealności sytuacji. Może dlatego mimo tylu emocji, które wstrząsnęły jego głową, na zewnątrz nie wydał się tak poruszony, jak być może powinien. Nawet jeśli nie zalewał się rzewnymi łzami, nie padał do stóp z podziękowaniami, a nawet nie silił się na żaden uśmiech, Hitoshi i tak mógłby odnieść wrażenie, że jego upaskudzony czerwienią łeb, był spełnieniem marzeń młodszego Charta.
„Gdzieś ty był?”
Otworzył usta i… szczęście, że przerwał mu zachrypiały kaszel, który zmusił go do zasłonięcia ręką. Byłby wyśpiewał wszystko jak pamiętał; a brzmiałoby to jak gadanie szaleńca i choć poniekąd znał usposobienie Hitoshiego i wiedział jaki człowiek przed nim stoi, coś czuł, że gdyby porwał się na swoje szczegółowe opowieści, nie zostałby pozytywnie odebrany nawet przez niego. Nie tutaj i nie teraz.
- Biegłem stamtąd. – zaskrzeczał nieprzyjemnie, jakby dopiero przechodził mutację. Wskazując niedbale kierunek, odkaszlnął jeszcze kilka razy, próbując zmusić się do godniejszego brzmienia. Wsparł się palcami zdrowej ręki o korę, próbując jakoś ustawić się do pionu. Szło mu pokracznie, ale uparł się, że zrobi to sam, choćby na drżących nogach. – Z jakiegoś budynku.. ośrodka? Psiamać, sam nie wiem gdzie byłem. – odparł, w końcu potrząsając z niedowierzeniem łbem. – Powiedz, że masz wodę… - spojrzał na niego niemal błagalnie, choć szybko ponownie wzniósł gardę i wzrok zelżał. - … i że nie goni cię stado pum. Czerwień jest teraz w modzie…?
Oboje widocznie lubili iść za trendami.
- Nie mam bladego pojęcia gdzie jestem.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.10.16 10:48  •  (S) Zniszczony las - Page 12 Empty Re: (S) Zniszczony las
Przerażony Ailen był balsamem na skamieniałe serce Charta. Rozbawiony, spojrzał na jego wyraz twarzy i musiał przyznać, że czerwona moda działała niezwykle pobudzająco na poszczególne jednostki. Może na stałe zacznie się tak nosić? Jedynie przeszkadzały mu wiszące skóry zastygnięte wraz z krwią na ramieniu. Niedbale strzepnął je dłonią, jak gdyby stanowiły dla niego niewygodny paproch, którego należy się pozbyć ze względu na nienaganny wygląd.
Hitoshi stał w znacznej odległości, obserwując jak ten krztusi się i kaszle. Głupi nie był. Wiedział, że potrzebuje wody, którą na szczęście chłopak posiadał w małej buteleczce zawiązanej przy pasku spodni. Dopiero zapytany, odpiął ją i podał Ailenowi.
- Stado pum? Stado pum oznacza jedzenie. Sądząc po twoim stanie fizycznym nie jadłeś sporo czasu, więc nie powinieneś nimi gardzić - odparł, wzruszając ramionami. Faktycznie coś tam za nimi chodziło i krążyło. Słuch podpowiadał mu, że TO czai się za jego plecami. Złapał mocniej rękojeść swojej broni i odwrócił głowę przez ramię.
Nie tłumacząc niczego - zniknął. Nie było go jakieś pięć minut, a gdzieś za krzakami dało się słyszeć dziwne zwierzęce zawodzenie, które przerodziło się skowyt bólu. Hitoshi wylazł z zarośli, niosąc przepasaną przez ramię sarnę. Chociaż nie bardzo wiedział czy to sarna. Było to mięso. Mięso, które zapewni im siłę. Chart również nie jadł pewien czas, dlatego też uznał, że najlepszym pomysłem będzie zebranie utraconej energii.
- Ruszaj to chude dupsko - rzucił niedbale, a jeśli Kurt miał problemy z wykonaniem prośby, Hitoshi złapał go za szmaty i podniósł do pionu. Oddalili się w bezpieczne miejsce, a tam chłopak rozpalił ogień, oporządzając zwierzynę.
- Jesteśmy na Czerwonej Pustyni. Trochę daleko od siedziby, dlatego musisz jeść. Nie będę taszczył twoich zwłok do nory. - Skrzywił się na samą myśl. Sam kontakt fizyczny wzbudzał w nim odrazę. Wbił mięso na patyki i je smażył. Szczerze, nie chciał wracać do siedziby. Podobało mu się w dziczy. Tutaj nikt nie jęczał, nie marudził. Po prostu mógł pozabijać wszystko co mu się podobało.
Oparł się plecami o zimną ścianę niewielkiej groty, w której mogli się schronić przed nieprzychylnym wiatrem i ewentualnym deszczem.
Po jakimiś czasie, podał patyk Ailenowi z jego porcją, a sam zabrał się za własną. Nie mówił zbyt wiele. Nie należał do zbyt wylewnych i gadatliwych osób. Przez długi czas sądzono nawet, że jest niemową albo w laboratoriach S.SPEC pozbawili go języka.
Czekała ich naprawdę długa droga. Powrót zapewne zajmie im kilka dnia, zwłaszcza z obecnym stanem Kurta. Przyjrzał się jego obrażeniom, odczuwając poczucie przynależności do stada, a w efekcie czego, pomoc towarzyszom broni. Pieprzone stado. Wzbudzało w nim skrajne emocje, które dotąd stanowiły zbędny element jego życia. Zmarszczył nieco nos, obserwując rękę.
- Co z nią?

                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 31.10.16 12:29  •  (S) Zniszczony las - Page 12 Empty Re: (S) Zniszczony las
Jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się spojrzeć na zwykłą butelkę, jak na najpiękniejszą rzecz na świecie. Choć odczepianie jej od paska zajęło mniej, niż chwilę, pożądliwy, zniecierpliwiony wzrok młodszego wymordowanego wręcz wywiercał w rękach Hitoshiego dziurę, niemo popędzając go do podania wody. Gdy wreszcie otrzymał ją w łapy, rozpaczliwie odkręcił naczynie i łapczywie pochłonął dwa pierwsze łyki. Robił to z takim utęsknieniem i nierozwagą, że nawet nie zauważył, jak strużka cieczy spłynęła mu żwawo po brodzie. Trzy pociągnięcia za nim i dopiero teraz wysilił się na opamiętanie – nie był tu sam, więc nie mógł wyżłopać im całego zapasu. Odczepił spierzchnięte usta od szyjki i podał ją natychmiast koledze, jakby bał się, że zaraz znowu się rzuci i pozostawi ich bez wody na nadchodzącą podróż.
- Gardzić? Ha... – odparł, wycierając posiniaczoną brodę skrawkiem prawego rękawa. Skrzywił się nie tylko ze względu na ból, ale i smak. Owszem, woda była czymś, czego potrzebował najbardziej na świecie, ale smakowała jak metal. Mimo tylu niedogodności, Ai powoli zaczynał się uspokajać. Trudno mówić tu o jakimkolwiek odprężeniu, ale wyglądał na mniej obsranego w gacie, niż kilka minut temu. - … nie gardziłbym nimi, gdyby były już martwe i gotowe do zjedzenia. Stado pum oznacza walkę. – czuł, że nie musiał dopowiadać co sądzi o wystawieniu siebie za zawodnika, będąc w obecnym stanie. Nie tchórzyłby, gdyby już do niej doszło, jednak w ciągu ostatnich dni nawalczył się wystarczająco wiele, by teraz stronić od niepotrzebnej bitwy. Jeśli miałby już rzucić się na polowanie, najchętniej zrobiłby to na ofierze/roślinożercy, a nie na drugim drapieżniku, który ma większe kły od niego.
Wzdrygnął się i niepokój wrócił, gdy Chart bez słowa rzucił się w pobliskie zarośla. Zwalony jak worek ziemniaków na ziemię, nie czuł się na siłach, by pobiec zaraz za Hitoshim i wspomóc go swoją obecnością, cokolwiek usłyszał za krzakami. Wypuścił z ulgą powietrze, gdy ciemnowłosy w końcu wrócił z nie byle jakim łupem.
- No, przynajmniej widać, że się nie pierdolisz. – skomentował zaskakująco szybki czas działania Charta. Albo zrządzenie losu przyprowadziło tu zwierzę wprost w ich sidła i kazało dać się łatwo złapać, albo Hitoshi był wyćwiczony w polowaniu. Sullivan słyszał o nim tyle, że wolałby nie poddawać dyskusji jego zdolności pozbawiania życia. Niech za odpowiedź stanowi sam wygląd chłopaka – ta modna czerwień.
Nie był w stanie wstać, więc podciągnięcie go za fraki do góry było nieuniknione. Te kilka minut odpoczynku nie sprawiło, że nagle mięśnie przestały go rwać, stopy piec, a płuca palić, ale – kulawo, bo kulawo – szedł naprzód za kolegą po fachu, czując przypływ niewyobrażalnej motywacji; w końcu widział jakieś szanse dla siebie.
Zwalił się z głośnym świstem wydychanego powietrza w stosownej odległości od wymordowanego i dał mu w spokoju robić to, co robił. Czuł się cholernie słaby i zmęczony, ale miał siłę, by poczuć się jeszcze głodnym. Co zabawne, przypomniał sobie o głodzie dopiero, gdy wyczuł zapach pieczonego mięsa. O jasna cholera… W swojej karierze jeszcze nie zdarzyło mu się bardziej przypominać zwierzęcia, niż w tej chwili. Zawsze był potwornym łasuchem… ale dopiero wpatrując się w swoją porcję widziało się w nim to szaleństwo za najmizerniejszym kęsem. Myślał, że zakwiczy, gdy otrzymał patyk z upieczonym kopytnym, ale dzielnie zachowywał ciszę i gryzł łapczywie, co mu dano.
„Co z nią?”
Zaaferowany jedzeniem, którego nie widział od wieków, nieświadomie zrzucił rwący ból w lewej ręce na dalszy plan, nawet nie zauważając, że wszystko idzie mu niezdarnie przez używanie swojej gorszej, prawej dłoni – nawet patyk z mięsem trzymał pokracznie przekrzywiony. Jednak nic dziwnego, w końcu był mańkutem.
- Rozdarta na strzępy. – rzucił, z niechęcią odrywając zęby od najdrobniejszych skrawków mięsa, które ostały się z porcji. Opamiętał się jednak szybko i kończąc wylizywanie ostatnich kostek, rozważył swoją powinność wyjaśnień. Napity, najedzony, z jakąś ułudą ochrony i ze znajomą gębą u boku było mu zdecydowanie raźniej.
Wyrzucił ciężko powietrze, wyraźnie zastanawiając się od czego zacząć.
- Zostałem zamknięty w jakimś budynku. Nie sądzę, żeby było to S.SPEC, ale nie miałem wówczas czasu, żeby poważniej się nad tym zastanowić. Ośrodek miał kilka pięter, a na każdym znajdowało się coś na wzór celi. Można było je otworzyć tylko za pomocą czytnika. – w tym momencie Kurt odgarnął włosy na bok i odwrócił się w stronę Hitoshiego, pokazując mu kod kreskowy umiejscowiony na karku. – O swoim dowiedziałem się właściwie przed chwilą. - znowu zaczynał przypominać spłoszone zwierzę, gdy tylko przypomniał sobie, że uciekł z piekła zaledwie kilka godzin temu. Wrócił do normalnej pozycji, opierając się plecami o ścianę groty. – Wszyscy więźniowie mieli je gdzieś na ciele. Nie pytaj mnie dlaczego każdemu dano możliwość ucieczki z klatki, ponieważ sam tego nie rozumiem. Chociaż wyjście z celi było dziecinnie proste, trudniej było utrzymać się przy życiu na korytarzu. Chodzili po nim jacyś mundurowi – wciąż uważam, że nie było to S.SPEC – i… no… jakieś monstra. – spojrzał z żałością na lewą rękę, obtoczoną zaschniętą krwią, drżącą przy najmniejszym ruchu. – To cud, że po tylu starciach, na amen zajebały mi tylko lewą rękę. Patrząc wstecz myślę, że chyba powinienem nawrócić się na wiarę. – odparł i parsknął bez wesołości w jakiejś parodii śmiechu, próbując samemu wyrwać się z podłego nastroju, w jaki się wprowadził, rozpamiętując dzieje sprzed paru dłuższych chwil. – Czuję, że wkrótce się z nią pożegnam, jeżeli czegokolwiek z nią nie zrobię. – zaczął znów, nieco poważniej. - Znasz się na opatrywaniu? Albo przynajmniej pożyczysz jakiś kawałek szmaty, żeby to obwiązać? – zapytał hardo, wbijając wzrok w Charta. Czuł się beznadziejnie, musząc non stop polegać na łasce kolegi, ale… nie chciał, żeby skończyło się na amputacji. Bluzy nie ściągnie, bo na miłość boską, była jesień, a on i tak paraduje na bosaka, w większości z odkrytymi ramionami. Spodni nie ściągnie z tego samego powodu. Poza tym nie będzie dawać Hitoshiemu tej przyjemności patrzenia na jego golizny okolic lędźwiowych.
Niezależnie od decyzji Mitsuyi, Ai szybko pociągnąłby inny temat.
- A co z Psami?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 11 z 25 Previous  1 ... 7 ... 10, 11, 12 ... 18 ... 25  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach