Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Go down

Pisanie 03.06.15 20:19  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
„N-nie, nie, nie, nie! Żyj, działaj! ”
Co za cyrk, podsumował w myślach z dużą dozą rezygnacji wbijając chłodne spojrzenie w chłopaka, który – a niech to! – właśnie konał na ich oczach. Do pełni szczęścia brakowało im już tylko wygodnego fotela, by mogli podziwiać prawdziwą komedię na scenie. Szkoda tylko, że nikt się nie śmiał, a czarna pantera stosunkowo szybko straciła zainteresowanie czarnowłosym. Swoim nagłym atakiem paniki popsuł całą zabawę, co wymordowany skwitował niezadowolonym pomrukiem. Kocie źrenice zwęziły się do pionowych kresek, jeszcze chwilę przed odwróceniem pyska w stronę mechanicznego królika. Jego twórca miał naprawdę kiepskie poczucie humoru. Jak na zawołanie poruszył pazurami, jeszcze bardziej masakrując głowę mężczyzny. Pod poduszkami łap czuł znajomą wilgoć. Nie musiał spoglądać w dół, by przyjrzeć się kwitnącej na ziemi plamie krwi. Długi ogon bestii poruszył się ostrzegawczo, a pysk zmarszczył się, odsłaniając białe kły już w swojej pełnej okazałości.
„Walcie się.”
A temu nadal było mało?
Odważne słowa, jak na przyszłego trupa.
Zaczynał odczuwać szczere rozczarowanie. Uznałby, że Desperacja schodziła na psy, ale byłoby to ujmą dla tych czworonogów, które jakkolwiek potrafiły się bronić, a przynajmniej próbowały. Ostatnio spotykał się ze zbyt częstym składaniem broni, ucieczkami albo... tym. Jeszcze chwila, a nikt nie będzie musiał kiwnąć nawet palcem, by pozbyć się swojego największego wroga.
Uniósł łapę, wynurzając szpony ze zmasakrowanego ciała. Przez chwilę tkwił w tej pozycji, przypatrując się droidowi, zanim zamachnął się łapą, odrzucając zwłoki wcześniejszej ofiary gdzieś na bok. Gest wręcz przesiąkał cichym wyzwaniem, chociaż nie łudził się, że ta kupa blachy zareaguje na cokolwiek innego niż proste polecenia, na które została zaprogramowana.
A jednak.
Opętany odruchowo szarpnął się do tyłu, widząc, że sztuczny zwierzak próbuje do niego doskoczyć. Już wtedy dookoła zaczęło robić się znacznie zimniej, lodowato wręcz, jakby słup rtęci na pstryknięcie palcami zaczął gwałtownie spadać w dół. Takie warunki kompletnie nie pasowały do wiosennej pory roku, a już tym bardziej nie go wysuszonej pustyni. Ziemia zaczęła pokrywać się grubą warstwą lodu, kiedy Grimshaw instynktownie przymierzył się do obrony. Smoliste pióra i sierść na karku nastroszyły się w akcie agresji, ale puszka... po prostu zatrzymała się tuż obok niego, jakby niewidzialne więzy nagle uniemożliwiły jej dosięgniecie swojego celu. Zerknął z ukosa na Shebę i od niechcenia kłapnął zębami tuż przed pyskiem robota, ignorując głośniejszy huk, który towarzyszył jego upadkowi.
Nadal miał zamiar mówić o zasadach w samym środku piekła?
Zerknął w dół, chcąc przyjrzeć się manipulowanej kupie metalu. Nie zamierzał stać bezczynnie, a korzystając z okazji, że Jinx sprowadził androida na ziemię, pokazując mu, gdzie jego miejsce, spróbował opleść jego łapy grubą warstwą lodu i wpędzić w jeszcze większe gówno. I pomyśleć, że zgubiły go zasady.
Prawie zapomniałem. Moje niedopatrzenie, zauważył i poruszył uchem, odchylając je w stronę leżącego na ziemi chłopaka. Za jego przykładem poszedł cały łeb, kiedy to zatrzymywany miażdżącą siłą „Pan Nie-umiem-powiedzieć-kurwa” przestał być dla niego zagrożeniem. Jay zaledwie musnął łapą zlodowaciałe podłoże, a śliska tafla zgodnie z życzeniem zaczęła przesuwać się w stronę młodzieńca.
W odpowiednim momencie rozległo się dość głośne, ale krótkie trzeszczenie. Gruby, lodowy szpikulec wyrósł spod ciała czarnowłosego, chcąc z dużą siłą przebić się przez jego tors i przedziurawić niezbędne mu do życia organy, połamać przy tym kości. Profilaktyka jak się patrzy.
Dopiero teraz to z ich winy mógł zginąć.

✕ KONTROLA LODU: 1/3 posty. Przebicie klatki piersiowej Luisa i próba przymrożenia Maxa do ziemi.
                                         
Fucker
Rottweiler     Opętany
Fucker
Rottweiler     Opętany
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.06.15 23:02  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Tch.
I tyle byłoby z zabawy. A zapowiadało się tak pięknie. Już pominąć kwestię iście śmiesznej i dość żałosnej śmierci Luisa, to jednak pokładał większe nadzieje w tym królikopdoobnym czymś. Czymkolwiek to było. A tu co? Jedno użycie mocy a ten już leży i się nie rusza. Poważnie?
Sheba kłapnął zawiedziony pyskiem i podszedł bliżej, spoglądając z góry na białe truchło. Poruszył głową na boki, trzepiąc nią i ziewnął szeroko prezentując szereg ostrych zębów. Odwrócił się dookoła własnej osi i stanął bokiem przy króliku. Przesunął dość znudzonym wzrokiem po nim, a następnie uniósł jedną z tylnich nóg i…. obsikał truchełko.
Ach. Zero poszanowania dla martwych istot.
Spotka go za to kara boska.
Ups. Chwila. Przecież boga ani innego boskiego bytu nie ma. No to peszek.
Wilk parsknął niemo i zbliżył się do Ryana, którego musnął swoim pyskiem, dając tym samym niemy komunikat, że powinni ruszać dalej. W sumie dzień był jeszcze młody. Pogoda zapowiadała się znośna, więc po co go marnować na coś, co nie daje im żadnej frajdy. Może gdzieś dalej trafią się inne osobniki, które będą nieco bardziej wytrzymałe od tych tutaj. Oby. Bo takie jednorazowe ofiary były nudne.
Powolnym krokiem skierował się w stronę lasu, machając powolnym ruchem ogonem na bok, nawet nie oglądając się za siebie, czy Grimshaw ruszył za nim. Bo wiedział, że ruszył.


zt x 2 bo nuda
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.15 0:07  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Syknął, gdy piach zazgrzytał pod wpływem ciężkich buciorów, a zapalniczka odmówiła posłuszeństwa, akurat, kiedy miał zamiar zaaplikować płucom kolejną dawkę kojącego nałogu. Wyrzucił ją zły, a może i nawet wściekły, choć przecież nie wstał lewą nogą, nie przegapił porannej, zwyczajowej porcji kofeiny, ani nie zabrakło mu fajek, a znając zdolności artystyczne rzeczy martwych w pogotowiu miał jeszcze ukochane zapałki. Prychnął, wiedząc że źródło złego nastroju nie leżało w bezużytecznym przedmiocie, a rzeczy, która nadal spoczywała bezpiecznie w jego kieszeni. Złapał ją zaraz w palce i przyjrzał się jej uważnie, mrużąc oczy i marszczą brwi do kompletu. Oczy schowane pod szkłami przyciemnianych okularów z wiadomym trudem zlustrowały znajomą, acz teraz starszą o parę nieznaczących lat twarz, mimo że pole widzenia dawało wiele do życzenia; powoli zapadał zmrok, słońce dawno uciekło gdzie pieprz rośnie, karmiąc mieszkańców Desperacji jej jeszcze większą dawką, a jaskra chyba miała okres i jeszcze bardziej się nasiliła.  
Dopiero, zdając sobie sprawę, że zaciśnięte na fotografii palce lekko drżały, a na czole pojawiły się pierwsze krople potu, wyciągnął zapałki, by nie pobudzając do życia głosu rozsądku i anioła w jednym, który siedział na ramieniu i namawiał do spełnienia dobrych uczynków. Yur nie był ani dobrą wróżką, ani czterolistną koniczyną i w przeciwieństwie do swojego właściciela, wyrzucił ze słownika niepotrzebne słowa, które mogły sprawić, że zaraz pojawią się wyrzuty sumienia, czy — nie daj boże — pasująca do niego tak jak pięść do nosa litość. Prychnął pod nosem, rzucając pogardliwe spojrzenie osobie na zdjęciu, osobie, która była echem przyszłości uschniętym pod zardzewiałą warstwą wspomnień. Pokręcił głową tak, jakby chciał odgonić od siebie upierdliwą muchę i potarł zapałkę o jej pierwotne opakowanie. Podpalił fotografię, bo przecież nie ozdobi nią portfela i nie będzie każdego wieczoru, przy kubku mocnej i przede wszystkim gorzkiej jak życie kawy, wspominać zmierzłe, nadające się do kosza na odpady chemiczne czasy.
Nie po to znalazł się na tym wygwizdowie, z dala od cywilizacji, gdzie jedynym towarzyszem były dwa bliźniacze, spróchniałe drzewa, które nawet nie nadawały się na opał w kominku. Odpalił papierosa od trawionego przez zdjęcie ognia, który tańcząc, cal po calu pozbywał się fragmentów twarzy osobnika, przez którego Yury teraz marzł. Fotografia podzieliła los zapalniczki; przeżyła spotkanie pierwszego stopnia z umarłą ziemią.
Zaciągnął się używką z nabożną czułością wypisaną na twarzy w postaci błogiego uśmiechu akceptując obecność zbawczego dymu w płucach, który zaraz wypuścił przez nos. Ale chwila ukojenia trwała tylko chwilę; znów zadominowała w nim tylko nasilona złość, gdy w obrębie wzroku pojawiła się osobą, którą znał, a nie chciał znać. Zamruczał coś niezrozumiałego pod nosem i wpuścił niechętnie papierosa, miażdżąc go czubkiem buta.
Podszedł do tego przeklętego typa, przyczyny wczorajszej bezsenności i, mając nieodpartą ochotę go wyminąć, w pierwszej sekundzie się zatrzymał, a w drugiej wyciągnął spluwę.
— Warner? — Dając upust złość, bez ostrzeżenia, przycisnął lufę do skroni osoby, która była na jego prywatnej liście ofiar do egzekucji. — Nie musisz odpowiadać ani na to, ani na żadne pytanie. I tak cię zabiję.
Zatrzymał palec na spuście. Sam nie wiedział ile w tych słowach było prawdy, a ile kłamstwa. Chciał po prostu wierzyć, że wystarczająco, by dokonać egzekucji, za nim znów nie spieprzy czegoś dobroduszność tego sukinsyna, z którym dzielił ciało.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.15 9:40  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Patrolowanie terenu, tak?
Rutynowa robota w postaci przeczesania konkretnego obszaru poza murami M-3 w celach nie tylko informacyjnych czy kontrolnych, ale także z nadzieją odnalezienia kilku cennych składników, których zapasy powoli się kończą, co oczywiście nie zwiastowało nic dobrego. Zadanie nie należało do tych z rangi najtrudniejszych, więc wyznaczono do niego jedynie trzech S.SPECów. W tym Warnera i dwójkę innych eliminatorów właśnie w tej chwili przemierzających pustynię Desperacji. Yagami - najniższy członek grupy - odznaczał się raczej przystojną twarzą, której uroku dodawała burza blond włosów oraz liczne piegi na policzkach. Prawdopodobnie najbardziej wyluzowany eliminator kroczący teraz przez Czerwoną Pustynię. Poza nim towarzystwa dotrzymywał także Eiji - człowiek po trzydziestce nie znający chyba czegoś takiego jak maszynka do golenia, o czym świadczył jego kilkudniowy zarost. Mógł pochwalić się kilkoma wyraźnymi zmarszczkami oraz brakiem predyspozycji do uśmiechania się - najwyraźniej chciał mieć robotę za sobą i prędko wrócić do utopijnego miasta, by cieszyć się luksusem.
Oczywiście Warner, jak to miał w zwyczaju, zapewniał przełożonych, że nie potrzebuje żadnej pomocy. Nie przepadał za pracą zespołową i jeśli tylko istniała minimalna szansa na indywidualne działanie, nie omieszkał się dopiąć swego. Oni jednak zawsze odmawiali powołując się na ludzką głupotę - ile to niebezpieczeństw czyha poza murami Miasta-3? Jedynie z łutem szczęścia można było powrócić bez żadnego uszczerbku czy zbliżenia się do potencjalnego zagrożenia. Raz wychodziłeś na Desperację, przechodziłeś kilka kilometrów bez spotkania żywej duszy i wracałeś cały uśmiechnięty, a innym razem nie pokonałeś nawet kilkunastu kroków by zostać zaatakowanym przez zmutowane zwierzę czy czatujących w pobliżu przeciwników. Przeciętny zjadacz chleba zginąłby na miejscu, dlatego to głównie wojsko S.SPECu było upoważnione do opuszczania miasta w sidła niebezpieczeństw.
Piasek trzeszczał pod wysokimi butami okularnika, gdy ten zbliżał się do jedynego rzucającego się dobrze w oczy punktu na horyzoncie. Dwóch samotnych drzew.
- Podobno podejść do nich mogą wyłącznie zakochani. Warner, Ciebie pewnie by pożarło w pierwszej kolejności - zażartował Yagami, nie szczędząc na rozbawionym śmiechu. Kroczył tuż za Warnerem, więc gdy ten zatrzymał się gwałtownie, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie, mężczyzna omal na niego nie wpadł. Uniósł ręce w geście niewinności i obszedł go, lustrując najbliższe otoczenie wzrokiem.
- Zbierzcie jeszcze kilka grzybków purri i wracamy - zarządził Ryutaro, przystając niedaleko drzewa i wysuwając z kieszeni płaszcza paczkę papierosów. Wcale nie był uzależniony. Po prostu udzielał mu się klimat tego pustkowia i musiał wypełnić czymś płuca. Jakby nie patrzeć jednemu z nich nikotyna i tak nie zaszkodzi.
- Niech zgadnę, będziesz nas nadzorował? - mruknął Eiji, doskonale znając sposób działania Warnera. Nie lubił się przemęczać, nie w kwestiach tak drobiazgowych jak przejście kilku kilometrów i zebranie składników. Przecież każdy mógł to zrobić, prawda? Żadna sztuka schylić się i zerwać roślinę, by następnie umieścić ją w specjalnym woreczku. Co innego z Wymordowanymi. Okularnik wręcz zbyt entuzjastycznie rwał się do ich eliminacji, nigdy nie odpuściłby żadnej okazji do poderżnięcia gardła tym bestiom.
Moriyama skinął głową, zapalając papierosa i chowając paczkę.
- I tak nie mogę podchodzić do tego drzewa, prawda? - zauważył, zaciągając się z zadowoleniem dymem.
Rozległo się zrezygnowane westchnięcie, po czym Eiji dołączył do blondyna. Obaj kręcili się wokół drzewa, od czasu do czasu wymieniając się spostrzeżeniami i kolekcjonując pojedyncze egzemplarze poszukiwanej rośliny. Warner natomiast stał kilka metrów dalej, skupiony głównie na cienkiej rurce trzymanej między dwoma palcami z wzrokiem wbitym gdzieś w horyzont. Nie było to jednoznaczne z traceniem przez niego czujności. Zwłaszcza, że piasek pod stopami wydawał charakterystyczne odgłosy i eliminator musiał wręcz zorientować się o zbliżeniu kolejnej osoby.
Odwrócił się w jej stronę, mrużąc oczy i zastanawiając się nad pochodzeniem delikwenta. Wymordowany, Łowca, Drug-on a może anioł? Ucieszyłby się z pierwszej opcji, bo wówczas bez wahania wbiłby to i owo w jego i tak nieżyjące serce. Jednak musiał zaakceptować drobne rozczarowanie po wnikliwszym przyjrzeniu się jego sylwetce. Nie prezentował się jak typowy trup z kilkoma mutacjami. Z drugiej strony nie był to konieczny warunek do spełnienia.
Uniósł brew, gdy mężczyzna od tak do niego podszedł i przystawił mu lufę do skroni. Co do cholery?
- Hej! - nieuniknionym była uwaga towarzyszy Warnera, którzy od razu zerwali się ze swoich stanowisk, by podejść kilka kroków bliżej i w razie czego interweniować. Sięgnęli nawet do broni, gotowi w każdej chwili pozbyć się uwierającego problemu.
Ale okularnik uniósł w ich stronę dłoń, tym samym dając do zrozumienia, że jakiekolwiek bojowe działania nie są tu na miejscu. Przynajmniej nie na razie.
- Mhm, interesujące. Czyżby dawali coś za moją głowę? - zapytał flegmatycznie, ani trochę nieporuszony faktem styczności skóry z chłodnym metalem broni. Odtrącił ją palcami, odsuwając się o krok, by lepiej przyjrzeć się delikwentowi. Nie znał go, a przynajmniej nie przypominał sobie jego twarzy. - Ktoś Ty za jeden? - zapytał spokojnie, wbijając w niego chłodne spojrzenie niebieskich tęczówek.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.15 17:17  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Ingerencja MG

Zerwał się przenikliwie zimny wiatr, unoszący w powietrze drobinki pyłu, który spowodował, że drzewa zaczęły skrzypieć i trzeszczeć, uginając się lekko pod jego siłą. Podmuchy szarpały ubraniami obu mężczyzn, jakby próbując ich odciągnąć od siebie. Ciemne chmury pojawiły się na horyzoncie, a wraz z nimi inna, odróżniająca się od nich burym kolorem i wysokością. Wyglądała, jakby płynęła po ziemi.

Da. Za 10 postów Warnera dojdzie do was burza piaskowa i znajdziecie się w niezbyt ciekawym położeniu. Radzę wam znaleźć schronienie, a póki co, bawcie się dobrze. *odlatuje*
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.09.15 22:08  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Yur całkowicie zignorował obecność towarzyszy Warena, mając przed sobie swój cel. Zmrużył oczy, zerkając wprost w te stalowe, ale jeszcze nie tak chłodne, jak jego własne tęczówki. I żałował, że wyrzucił cennego papierosa; smród nikotyny napłynął do jego wyczulonego nozdrzy i natychmiast poczuł jej brak. Uśmiech zależał, a na czole pojawiła się pierwsza, subtelna oznaka irytacji wyeksponowana przez pojedynczą zmarszczkę.
— Przeceniasz swoje możliwości — wysyczał, sugerując tym samym, że eliminator jest tylko warty, co gówno wylenionego kundla na chodniku gorszący stare baby wracające z wieczornego nabożeństwa.
Oblizał spierzchnięte wargi i obnażył zęby w szaleńczym uśmiechu, gdy w głowie zakiełkowała myśl, iż rozwalony łeb gliny doskonale zaakcentuje zdechłe oblicze Desperacji, dodając jej pikanterii. Nie był osobą, która rozwodziła się na temat malowniczych obrazów naszkicowane przez zepsutą chemicznie posokę, która pojawiła się wraz z naciśnięciem za spust, ale dziś był zdolny do takich poświęceń. Z dedykacją dla tego sukinsyna, który, pobudzony do życia przez demony przyszłości, chciał przedrzeć się przez cienką nić szaleństwa i zacząć znów żyć, życiem, które rozpadło się już dawno na milion kawałków i sukcesywnie doprowadzało ich oboje do autodestrukcji.
Odpowiedzi na pytania nie padły; zamiast tego nacisnął za spust, a świszcząc w uszy cisza zadominowana przez napięcia została zakłócona przez głuchy odgłos wystrzału w akompaniamencie ochrypłego śmiechu.
— Spoczywaj w pokoju. Amen.
I zaklął pod nosem, zdając sobie sprawę, że jego misterny plan legł w gruzach, w momencie, gdy ten palant, potocznie nazwany w odległych czasach właścicielem tego ciała, wtrącił się do rozgrywki, nakierowując broń na bliżej nieokreślony punkt nad ramieniem młodego mężczyzny, która zaraz potem skonfrontowała się z piachem pod ich stopami, piachem, który, rozproszony przez nasilający się coraz bardziej wiatr, unosił się swawolnie, zapowiadając coś więcej niż chodny wieczór i zimną noc.
— Ryutaro. — Imię wojskowego zostało wypowiedziane miękko przez popękane usta, który jeszcze przed chwilą należały do członka Smoków, a teraz do byłego wojskowego. — Pozbieraj swoje zabawki i spieprzaj stąd.
 Mocniejszy podmuch sprawił, że kaptur spadł mu z głowy, a beztroski uśmiech pojawił się na jego ustach adresowany do stojącego przed nim mężczyzny, jeszcze przed chwilą kwalifikowanego na lodowatego trupa.  
Sam spierdalaj, usłyszał w głowie i zaśmiał się, chyba trochę za bardzo histerycznie. Wariował coraz bardziej i bardziej, i nie potrzebował żadnego wspomagacza w postaci wirusa X.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.09.15 17:14  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Kompani Warnera pozwolili mu samemu uporać się z tą nagłą komplikacją, co wcale nie skreślało u nich podejrzliwości i gotowości do interwencji. Wprawdzie nie mieli do czynienia z Wymordowanym, gdzie procedura pozbycia się problemu wyglądałaby inaczej, ale każde zagrożenie należało wyeliminować. A przynajmniej je zneutralizować. Zwłaszcza gdy nie wahało się ono strzelić Ci prosto w głowę.
Warnera szczerze zastanawiało to nagłe spotkanie. Było wynikiem zwykłego zbiegu okoliczności czy mężczyzna faktycznie go poszukiwał i miał zamiar posłać do grobu? Jeśli tak, jego motywacją było spełnienie zlecenia czy może osobista zemsta? Mimo wytężania szarych komórek okularnik nie był w stanie przypomnieć sobie postaci stojącej teraz przed nim. Jego twarz nie migała przed nim w żadnym wspomnieniu, a jednak odnosił wrażenie, że to musi być ktoś, z kim już wcześniej miał do czynienia.
- A Ty rzucasz mi połowicznymi odpowiedziami - zauważył spokojnie, unosząc lekceważąco brew.
Igrał z ogniem, ale wcale nie przeceniał swoich możliwości. Przynajmniej osobiście tak nie uważał. Ile to lat poświęcił na ciężkie treningi z myślą, że kiedyś wstąpi do wojska, a nawet jeśli nie, to przynajmniej wykorzysta nabyte doświadczenie w chwilach niebezpieczeństwa. Nabywał umiejętności od małego, choć swój prawdziwie piekielny trening zaczął dopiero wtedy, gdy zawitał w progach S.SPECu, mając jakieś dziewiętnaście lat.
Żaden mięsień nie drgnął z zaskoczenia na głuchy odgłos wystrzału. Jedynie oczy eliminatora zmrużyły się ostrzegawczo, dając jasno do zrozumienia, że kolejny taki wybryk nie pozostanie zignorowany.
- Zmuszasz mnie do odebrania Ci broni. Nie mówiąc o obezwładnieniu - oświadczył, nie ukrywając pewnej nuty groźby w głosie.
Elementem, który go jednak zaskoczył, było rozbrzmiewające z ust obcego imię. Początkowo Warner sądził, że się przesłyszał albo nie załapał sensu. Rzucając mężczyźnie badawcze spojrzenie, utwierdził się tylko w przekonaniu, że nie jest to ich pierwsze spotkanie. Jedynymi osobami, które doświadczyły "zaszczytu" poznania jego prawdziwego imienia, byli nieliczni z członków S.SPECu. A zatem...
Na ułamek sekundy w oczach eliminatora odbiło się zdziwienie, co było w tym przypadku całkiem na miejscu. Kogo w końcu nie zaskoczyłby fakt, że osoba, którą uważał za zmarłą, taka martwa wcale nie jest?
- Arata Kido... - powiedział cicho, zupełnie jakby odnalazł właśnie odpowiedź na trapiące go pytanie. Kącik ust uniósł się w nieznacznym uśmieszku. - Znudziło Ci się figurowanie na aktach jako nieboszczyk?
Chciał dodać coś więcej, czując jak budzi się w nim ciekawość, ale jakiekolwiek próby ponownego zabrania głosu skończyły się fiaskiem przez nagłe zerwanie wiatru.
Płaszcz Moriyamy zatrzepotał wściekle, informując właściciela o nagłej zmianie pogody. Niebieskie tęczkówki przeniosły się chwilowo z twarzy rozmówcy w stronę, z której zbliżały się ciężkie chmury.
- Tsk - skrzywił się odrobinę, dojrzawszy szalejącą w oddali burzę piaskową. - Będzie trzeba się zbierać - rzucił bardziej do towarzyszy, którzy wciąż nie spuszczali czujnego oka z Yuriego. Niemniej Warner nie chciał tak prędko przerywać z nim konwersacji. Miał jeszcze wiele pytań.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 28.09.15 21:46  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
— Możesz ją sobie wziąć w ramach pamiątki — wzruszył ramionami. — Jest twoja. — Zerknął na broń, która została już częściowo zakryta przez wirujący pod wpływem powietrza wiatr.
Zerknął na niebo, które w jednej chwili zostało pochłonięte przez czarne, ołowiane chmury i nie miał wątpliwości, że jeśli będą na tym pustkowiu chociaż pół godziny dłużej, zostaną pogrzebani żywcem przez tworzące się wyrwy. Po chwili znów przerzucił wzrok na stojącego przed nim mężczyznę i zdjął okulary z w połowie ślepych oczu, by móc dokładniej przyjrzeć się znajomym rysom.
— Zakwalifikowanie mnie jako nieboszczka było waszym dziełem — zauważył, lustrując swojego ucznia zaciekawionym spojrzeniem. Nic się nie zmienił. Nadal stała przed nim ta sama zarozumiała osoba z lekką zadartym nosem, która stała się głównym obiektem obserwacji wśród rekrutów, a może i też chwilowych, platonicznych westchnień uwięzionych pod tabu kompetencji, niewypowiedzianych słów i etyki, o którą kiedyś dbał, tak jak o własny tyłek, a teraz miał ją w tym tyłku.
— Arata Kido, wierny, wojskowy kundel, umarł cztery lata na misji. Został po nim tylko pusta trumna wspomnień wydeptana przez ślady czasu. Chyba nie spodziewałeś się, że ten pojemnik — wskazał wymownie na własne ciało — zostanie tak łatwo pokonany— odparł delikatnie, akceptując bez żadnych roszczeń nową rzeczywistość, która go otaczała i którą zafundował sobie na własne życzenie, poświęcając rękę i nogę. I chyba też serce, które przekształcił w maszynę. Żałowanie decyzji, którą podjął, nie miało najmniejszego sensu. Liczył się z poniesieniem kosztów, które jednak szybko przekształcił na zysk, nadal z ukrycia podpatrując poczynania organizacji, do której kiedyś należał, a do której teraz pałał chęcią zemsty.
— Płakałeś nad moim grobem? — zainteresował się z psotnym uśmiechem tańczącym w kącikach ust, chociaż nie spodziewał się, że uczuciowość byłego ucznia pojawiła się w takim kiczowatym momencie, jak pogrzeb mentora. Był przesiąknięty toksycznością wyidealizowanego na pokaz miasta pokrytego niewidzialną płachtą zakłamania. Już wtedy w oczach Warena jarzyła się ta charakterystyczna pustka, która pochłonęła go w całości i nigdy nie był skłonny do zawierania silniejszych więzi.
Wcisnął do ust kolejnego papierosa. Jego teraz beztroskie zachowanie było jedynie grą pozorów. Musiał trzymać na smyczy drugą „połówkę”, która właśnie urządzała sobie krzykliwych koncert w jego głowie, by zwrócić na siebie uwagę, by przejąć nad nim kontrolę, by dopaść Warena tu i teraz. Niedoczekanie.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.15 21:12  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
- Nie kolekcjonuję rupieci - oświadczył, rzucając krótkim okiem na trzymaną przez rozmówcę broń. Jeśli Arata przez cały ten okres swojego "nieżycia" mieszkał właśnie tutaj - na Desperacji - nie mógł zapewne chwalić się dobrym stanem posiadanych rzeczy. Nie mówiąc o tym, że na tych terenach ciężko było znaleźć cokolwiek cennego, będącego najwyżej w stanie dobrym. Oczywiście to były tylko domysły Warnera. Wszakże w innym przypadku, musiałby zakładać, że Kido nielegalnie przebywa na terenie M-3, a to wiązałoby się z jego aresztowaniem. Póki co wolał nie roztrząsać tych kwestii. To w końcu spotkanie z "mistrzem" po latach, nie? - Ani pamiątek - dodał, wbijając znaczące spojrzenie w byłego S.SPECa. Nie trzeba było nawet jakoś wyśmienicie dobrze znać eliminatora, by wiedzieć, że nie należał do osób sentymentalnych. Nie posiadał w mieszkaniu żadnych pamiątek, uważał to za zbędne przedmioty zajmujące przestrzeń.
Zaciągnął się ostatni raz głęboko, po czym pozwolił ustom wypuścić dym, prędko rozwiany przez szalejący wiatr.
- Dziełem przede wszystkim władzy, nie wojska, więc nie mieszaj mnie w to - sprostował spokojnie z przymkniętymi oczami, zgniatając niedopałek między palcami i wyrzucając go niedbale na ziemię. I tak bardziej jej już nie zaszkodzi. Cała Desperacja była przesiąknięta zgliszczami, zepsuciem i smrodem śmierci. Niemniej Warner na pewno nie zamierzał pozwalać na błędne zarzuty kierowane wobec jego osoby. Był całkowicie świadomy manipulacji S.SPECu nad obywatelami, ale póki osiągał swoje cele, nie przeszkadzało mu to ani trochę. Nie mieszał się w żadne spiski, robił wyłącznie to, co do niego należy. Czasami sądził nawet, że im mniej wie, tym lepiej.
- "Wierny"? - powtórzył z kpiną, unosząc brew i wbijając w niego podejrzliwe spojrzenie. - Czy to ta cała "wierność" zmusiła Cię do sfingowania śmierci? Czyżby praca dla S.SPECu przestała przybierać tak kolorowych barw, jakby się to mogło zdawać na początku kariery? - kontynuował, odczuwając pewną dezaprobatę zmieszaną z rozczarowaniem. Eliminator nie miał pojęcia, jaka była przyczyna aktualnych uczuć, ale na pewno wiedział, że wcale nie tęsknił za swoim byłym nauczycielem. - A może taki właśnie był Twój plan? - przechylił głowę niczym drapieżnik chcący przyjrzeć się pod innym kątem swojej ofierze. Nie znał motywów Kido. Na chwilę obecną nie przychodziły mu również do głowy żadne sensowniejsze domysły. Ale chciał poznać prawdę. A potem zanieść dobrą nowinę swoim towarzyszom, którzy ewidentnie nie zostawią tego ot tak.
- Nie - odparł. - Nie zamierzałem się wyróżniać z tłumu - dodał złośliwie, choć jego twarz pozostawała tak samo beznamiętna.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.09.15 22:25  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
Wzruszył ramionami.
— Żałuj, to maleństwo wcale nie jest takie złe — mruknął i, pochylając się, złapał w palce rączkę pistoletu i włożył broń z powrotem do kabury; na wypadek, gdyby znalazł ją groszy szaleniec do niego samego, co mogło doprowadzić do tragedii.
— Wojsko? Władza? Różnica tylko w nazwie — prychnął, prostując się mimo protestu stawów. – Ta „wierność” to bilet w jedną stronę, pieprzona opaska uwiązana na oczach — odparł. — I tak. Taki był plan. Zamydlić wszystkim oczy i zniknąć, zostawiając po sobie bałagan w papierach. — Uśmiechnął się do Warena pobłażliwie, akcentując dosadnie słowa „papiery”,  by zaraz się zaciągnąć i zmarszczył nos, gdy dym wypuszczony ustami został w oka mgnieniu porwany przez wiatr. — I chyba się udało.
Podjęcie decyzji o sfabrykowaniu śmierci nie było dziełem przypadku, niefortunnego zrządzenia losu, presją wywołaną przez uczucia, zobaczenie „co by było gdyby”, ani kaprysem. Dogłębnie przemyślał tą decyzję, analizując krok po kroku wszelkie za i przeciw przez okrągły rok. Wałkowanie tego na okrągło, dwadzieścia godzin na dobę, siedem dni w tygodniu, sprawiło, że sam miał już dość, a potem wszystko poszło z górki. Wedle oczekiwania. Pozbył się tych, z którymi dzielił misję i choć z początku targały nim wyrzuty sumienia, teraz zalewała go fala ulgi na wspomnienia tamtego dnia. I „wysadził się” w powietrze, zacierając ślady, pozwalając, aby wygrali ci „źli”, choć teraz polemizowałby, która strona jeszcze czarna, a która biała. Wszystko było szare, zamglone.
— Ranisz — powiedział, mimo iż w jego głosie nie tętniło nic, co mogłoby go zranić; miał wrażenie, że dawno wyplenił te wszystkie emocje. W żyłach płynęła już tylko nieprzymuszona chęć zemsty, inne uczucia wyparowały. — Jeszcze chwila, a to ja zapłaczę nad twoim grobem — zauważył, zerkając kolejny raz, może ciut nerwowo, na firmament nad ich głowami. Chmur było coraz więcej, wiatr zmógł się na sile, robiąc na jego głowie istny bałagan. — Znam doskonałą kryjówkę — mruknął mimochodem, nie wiedząc skąd nagle pojawiła się u niego chęć rozmowy z tym typem, który pewnie i tak po tym wszystkim pójdzie i doniesie, że trup nie jest martwy, a żywy.
Rozsądne byłoby zabicie go, ewentualnie, przy odrobinie szczęścia — zerknął na nich kątem oka — zlikwidowanie też jego towarzyszy, którzy teraz byli zajęci bardziej warunkami atmosferycznymi, niż bezpieczeństwem. Ale przecież pozbył się rozsądku dawno temu; rozsądni ludzie na własne życzenie nie zrzekają się przywilej, które funduje im przynależność do rządowej organizacji. Zabiję ich za ciebie. Z miłą chęcią.


Ostatnio zmieniony przez Yury dnia 01.10.15 9:38, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.10.15 9:27  •  Dwa samotne drzewa. - Page 6 Empty Re: Dwa samotne drzewa.
- A także w zakresie możliwości - zauważył chłodno, rzucając mu znaczące spojrzenie. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mimo przynależności obu grup do S.SPECu, ta druga miała o wiele większą władzę i smykałkę do manipulacji. W sumie nie było w tym nic dziwnego. Wojsko jedynie podporządkowywało się ich rozkazom, nawet nie wnikając w powody. Każdy żołnierz spełniał rolę bezmyślnej marionetki, mydlono im oczy zapewniając, że to, co robią, jest słuszne. Pomimo tej wiedzy, Moriyama nie zamierzał rezygnować. Od samego początku wiedział, na co się pisze. - Brzmisz jak rozkapryszone dziecko - stwierdził z pewną odrazą, nie omieszkując się rzucić mu spojrzenia pełnego dezaprobaty. Nie tego spodziewał się po swoim "mentorze". - Co dzięki temu zyskałeś? Sądziłeś, że pozbędziesz się krępujących Cię sznurów w postaci obowiązków i powinności wobec M-3? Znudziła Ci się służba i postanowiłeś się zbuntować? - uniósł brew. - Nie mów mi tylko, że jedynym powodem jest to całe zrobienie nas w konia.
Może i sam eliminator nieraz miewał wielkie wątpliwości co do pełnionej funkcji, zastanawiając się, co by było gdyby jednak nie wstąpił w szeregi S.SPECu. Nie zależało mu na szerzeniu sprawiedliwości i zapewnianiu bezpieczeństwa cywilom. Robił to, bo taki był jego obowiązek. Od samego początku kierowały nim jedynie egoistyczne pobudki - "po trupach do celu". Niemniej nigdy nie pomyślał o zdradzie towarzyszy i to nie tak, że się do nich przywiązał. Warnera cechowała zbyt wielka duma i godność, by mógł posunąć się do czegoś tak niehonorowego. Mógł nie zgadzać się z rozkazami albo nawet odmawiać ich wykonania, bo miał swój rozum i swoje zdanie. Ale był niezawodny w tym, co robił.
- Często to słyszę - odparł, jak gdyby traktował te słowa jako komplement. I faktycznie nieraz obiły mu się one o uszy, najczęściej za sprawą braku empatii i zrozumienia osób trzecich. Eliminatorowi jednak na tym nie zależało. Bądźmy szczerzy - nie zależało mu na zawieraniu dobrych relacji, a rzucało się to w oczy od początku jego wojskowej kariery. - Obawiam się, że ta wizja pozostanie wyłącznie w Twojej głowie - stwierdził, niewzruszenie poprawiając poły płaszcza.
Pogoda coraz dosadniej dawała im do zrozumienia, że to dobry czas na ewakuację, chyba że chcieli sobie zafundować niemałe problemy. Chłodne spojrzenie niebieskich tęczówek wbiło się w poczerniały horyzont, a brwi zmarszczyły się niezadowolenie. Czy zdążyliby wrócić do miasta przed rozpętaniem się prawdziwego piekła? To była dość wątpliwa kwestia, zwłaszcza że trochę czasu stracili na konwersację ze zdrajcą. Oczywiście mogli spróbować spiąć pośladki i czym prędzej ruszyć w odpowiednią stronę, ale gdyby to nie wypaliło...
Przeniósł podejrzliwe spojrzenie na Kido. Wcale nie powinien się zgadzać i pokładać w nim jakiekolwiek nadzieje czy zaufanie. I nie zamierzał tego robić, ale zbyt korciła go ochota na kontynuowanie rozmowy. A nuż uda mu się wyciągnąć z niego coś nader interesującego?
- Prowadź - mruknął, postanawiając, że w razie jakichkolwiek komplikacji, pozbędzie się delikwenta bez mrugnięcia okiem. Nie wątpił w swoje możliwości i prawdę mówiąc nie widział większego problemu w osobie Araty. Nie wspominając o tym, że mieli nad nim przewagę liczebną.

[zt]


Ostatnio zmieniony przez Warner dnia 30.01.16 11:23, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 6 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach