Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Go down

Starał się ich nie słuchać nie dlatego, że nie był ciekaw. Dlatego, że pewnego dnia mógł przyjść tu ktoś, kto chciałby wyciągnąć od niego informacje o pięknej kobiecie subtelnie zalecającej się do właściciela burdelu, wspominającej co rusz o gangach i niebezpieczeństwie. Nie mając pojęcia o szczegółach jak miałby się wygadać?
Zacisnął usta z niesmakiem.
No tak. Nie mógłby się wygadać nawet wtedy, gdyby chciał się wywrzeszczeć komuś prosto do ucha. Czuł pod palcami szorstki materiał spodni, gdy przycisnął opuszki do nóg. Po prostu nie mógł.
„Milczenie jest złotem.”
Gówno prawda.
Nikt tak doskonale jak on nie zdawał sobie sprawy, jak ciężka bywała cisza. Nawet teraz ich głosy wydawały mu się aż nazbyt krzykliwe, choć ani Jinx, ani nieznajoma - „Hem”. Mówił na nią „Hem” - nie podnosili tonu. Co zrobić? Co w takich chwilach powinien zrobić?
Powietrze przecisnęło się przez zaciśnięte zęby. Wpatrywał się zaciekle w dłonie, teraz zwinięte w pięści i wbite palcami w kolana. Jak trudno być niewidzialnym? Nietrudno. Czternaście lat polegał na swoim atucie. Dlaczego teraz nie mógł się po prostu ulotnić?
Dość, szepnął do siebie, mrużąc mocniej oczy o stalowych tęczówkach. To było aż nazbyt jasne. „Obserwuje mnie”, „Cały czas węszy”, „Nie mam szans, przecież trzyma mnie w potrzasku”. Myśli szumiały mu w głowie w coraz potężniejszym huraganie. Modlił się, żeby żadna z nich nie została „wysłana w eter”, jak wiele słów, o których pomyślał, a które trafiły do umysłów innych mimowolnie.
Jak miał nauczyć się kontrolować swoją moc, skoro ledwo stabilizował oddech?
To nie moja wina, syknął, kątem oka zauważając ruch.
Zdążył jeszcze unieść nieco głowę, odsłaniając oczy, przez które mignął ognik. Funkcje życiowe ciała na chwilę wstrzymały pracę. Nawet czas jakby zwolnił i zatrzymał się całkowicie, pozwalając mu przyjrzeć się jego twarzy przez dłuższą chwilę. Cięte, ostre rysy, podłożone pod oczami cienie, usta jak zawsze wykrzywione w tym beznamiętnym grymasie.
Bawi się z nią, przeszło mu przez myśl, gdy wsuwał palce w czarne włosy na karku Jinxa. Nie były tak zadbane, jak u ludzi z Miasta-3. Mimo znośnych warunków to, co posiadał Sheba, było tylko brudną ruiną wobec najmniej wpływowej meliny Ś3. Ale wystarczyło kilka miesięcy, by przewartościować wszystkie przyzwyczajenia. Może dlatego Hirokiemu wydał się teraz najbardziej zadbany i wpływowy. Y-ym. Przesunął rękę na szyję Jinxa, ledwo dotykając jego skóry, bardziej unosząc się dłonią milimetr nad nią, niż po niej. Nie z nią.
- Spoko.
Shirouyate spojrzał na nią spod cienkich pasm włosów. Prawie nie słuchał ich rozmowy, ale teraz przebiła się przez grubą błonę.
- Trzeba je trochę podciąć.
Drgnął nagle, znów powracając do twarzy Jinxa. Jego własna nie wyrażała żadnych emocji, nawet jeżeli wewnętrznie rozpalił go ogień zdenerwowania, ale na jego dostrzegł coś, czego wcale nie chciał. Odepchnął rękę wymordowanego wierzchem swojej dłoni i zmarszczył brwi – prawie niezauważalnie, ale wprawnemu oku Sheby pewnie nie umknął nawet ten jednosekundowy dyg.
Nie tylko nią.
Świadomość bywała uciążliwa i bolesna; doskonale o tym wiedział. Skąd zresztą ta nagła potulność? Wystarczył beznadziejny zabieg pokazania swojej siły, żeby wyssać całą energię z przeciwnika? Hirokiemu nie chciało się wierzyć, że tak łatwo dał się podejść...
Wróć. Chude ramiona opadły o kilka centymetrów, gdy opuszczał dłoń, kładąc ją na kanapie. Nie było w tym nic dziwnego.
Nie trzeba, mruknął już w pełni świadom używania mocy. Odwrócił głowę, oglądając się na drzwi, które trzasnęły za piękną nieznajomą. Kimkolwiek była – jej odejście otworzyło furtkę do rozmowy, jakiej nie byłby w stanie przeprowadzić przy kimkolwiek nieznajomym. Nie przeszkadzało mu, że zajmowała tyle czasu, obnosząc się ze swoją arogancką aurą. Jej słowa, postawa albo nawet groźby wysyłane pod adresem Hirokiego, w zasadzie nie zrobiły na nim wrażenia. Przywykł do podobnych charakterów – mnóstwo ludzi działało podobnie w M3, więc przez lata nauczył się ich ignorować.
Ich tak.
Gdyby były czyste, inaczej by się ustawiały. Ze znużeniem powrócił do tematu, zerkając na Shebę wpierw kątem oka, a potem przeznaczając mu całe zainteresowanie zwrócił ku niemu twarz. Przyglądanie się mu z góry było... nietypowe. Pod pewnym kątem wręcz dziwne, więc odchylił się tylko do tyłu i wsunął ramiona na tors, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Zejdź ze mnie wreszcie. Bądź chociaż konsekwentny w swoich humorkach. Ja w swoich będę, bo nie mam zamiaru zostać twoją...
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Spodziewał się podobnej reakcji po Hemofilii. Nie dostała tego, czego chciała. I były dwa wyjścia. Albo demonstracyjnie wyjdzie, albo się wścieknie i zacznie rzucać na każdą możliwą stronę kurwami i stołami. Tym razem skończyło się jednak na pierwszej opcji. Machnął leniwie ręką na pożegnanie, nie siląc się ani na przyjemne słowo, ani nawet odprowadzenie jej swoim spojrzeniem. Prawda była taka, że kobieta zrobi co chce, a sprawy DOGS nie były już jego broszką. Interesował go jedynie Wilczur z racji w marę zażyłych i nieco skomplikowanych relacji. To wszystko. A wszelakie próby wpłynięcia zarówno na Jinxa, jak i na jego relacje były bezcelowe. Hemofilia znając go już tyle lat powinna dawno nauczyć się, jak obchodzić się z Poziomem E. Niemniej, wreszcie zapanowała cisza, o którą tak ciemnowłosy zabiegał od jakiegoś czasu. Senność powoli kładła swoje dłonie na jego powiekach, powoli wprowadzając go w trans, aż wreszcie miała wysłać mężczyznę do w miarę spokojnej krainy snu. I choć jego oddech ustabilizował się, mięśnie powoli relaksowały się, to czuć było, że sen ma bardzo czujny, gotowy w każdej chwili na niezadowolony pomruk w odpowiedzi czy też zerwanie się do ewentualnego działania.
Ale nie wyczuwał jakiegokolwiek zagrożenia.
Może ci teraz poderżnąć gardło, wiesz o tym, prawda
Mógł. Ale nie zrobi tego.
Cisza jednak nie trwała zbyt długo, choć Sheba zakładał, że dzieciak pozostanie milczący na dobrą godzinę. Cichy głos wżynał się w jego czaszkę, torując sobie drogę. Powinien już do tego przywyknąć. Ale czy można przywyknąć do głosu w swojej głowie? Nie. Nie można. Chociaż prawda była taka, że Jinx znał tylko jedną osobę, która byłaby w stanie udzielić odpowiedzi na to pytanie.
Uchylił jedno złote oko, spoglądając z dołu, z tej dziwnej pozycji na drobnego chłopaka. Dziwnej i odsłaniającej tak wiele, choć Shiro zapewne nie zdawał sobie sprawy z tego, ile władzy w tym momencie miał w swoim plamistych dłoniach. Być może nigdy się tego nie dowie, a być może zajmie mu to sporo czasu. Tygodnie, miesiące, może nawet lata.
- Umyjemy je. – odparł wreszcie z wyraźnym znużeniem w głosie. - Może potem, jak się prześpię. zamierzasz z nim się kąpać? Oczywiście. Trzeba oszczędzać na wodzie. Bzdury.
Bo nie mam zamiaru zostać twoją….
- Zabawką? – dokończył za niego, choć nawet powieka mu nie drgnęła. Kąciki ust niebezpiecznie uniosły się ku górze, choć ostatecznie wyraz jego twarzy nie miał w sobie nic z uśmiechu a przypominał raczej niezadowolony grymas.
- A pokazałeś mi, że nią nie jesteś, Hiro? – zapytał otwierając powoli oczy, uważnie, wręcz twardo, wpatrując się w anemiczną twarz drugiego wymordowanego.
- Dzisiaj chciałeś zaprzepaścić wszystko, nad czym ludzie dookoła ciebie przez ostatnie tygodnie dbali. O tak. – uniósł dłoń i pstryknął palcami. - Wyrwano cię ze szponów śmierci. Dwukrotnie. I tylko po to, byś ponownie oddał się jej jak na talerzu? Wyjdziesz z burdelu i… co dalej? Nie masz dokąd pójść. Do miasta nie wrócisz, bo SPEC zestrzeliłaby cię od razu, ewentualnie zabrała na tortury i doświadczenia. Na Desperacji nie masz najmniejszych szans na przeżycie. Już nie dlatego, że jesteś słaby, ale nie masz pojęcia o… czymkolwiek. Nie potrafisz się bronić. Posługiwać bronią. Ani też polować. Zresztą, nie znasz nawet fauny i flory. Nie wiesz jakie zwierzę możesz zjeść, a jakie nie. Jak je wypatroszyć, upiec, przyrządzić, by się nie zatruć. Wyjdziesz z burdelu i co zrobisz? Dokąd się udasz? Nie dostaniesz nigdzie wody. Ani jedzenia. Dachu nad głową. Zaatakują cię inni, pobiją, może zgwałcą, okradną ze wszystkiego i zostawią w najlepszym wypadku. Nie jesteś na to gotowy. Nawet nie wiesz jakie masz moce. Nie kontrolujesz ich, Hiro. – zamilkł na moment, jakby chciał, żeby to, co powiedział, zadziwiająco spokojnym głosem, dotarły do jego mózgownicy i na stałe zagnieździły się w niej. - Też byłem w pierwszej chwili zagubiony, kiedy otworzyłem oczy po tym, jak zdechłem. I nie miałem dookoła nikogo, kto mógłby mi pomóc i wytłumaczyłby mi zasady nowego świata. Ale nawet wtedy byłem w lepszej sytuacji, niż ty. Potrafiłem się bronić. A i tak oberwało mi się wielokrotnie. – wolną ręką podciągnął nieco rękaw koszulki z prawej strony, odsłaniając paskudną bliznę dookoła ramienia, a usta wymordowanego ściągnęły się w gorzki uśmiech. - Musisz przestawić się, że teraz żyjesz w piekle. W piekle, z którego nie ma ucieczki. Ale nawet i tutaj można sprawić, żeby nie było najgorzej. Wystarczy chcieć. – wreszcie się podniósł, odciążając kolana chłopaka, aczkolwiek nie odsunął się od niego na stosowną odległość. Jeszcze nie. Odwrócił się bokiem w jego stronę, uważnie przyglądając wyblakłym tęczówkom.
- Nie wiem czemu cię tu trzymam. Ale lubię twoje zakichane towarzystwo, bo przynajmniej nie jest aż tak nudno. I nie chcę, by po przekroczeniu burdelu zaraz coś cię mi rozszarpało. Mogę ci pomóc przetrwać. Nauczyć cię, jak przetrwać. Jak przestać być postrzeganym jako ofiara i przestać być zabawką. Możesz mnie nienawidzić. To jest nawet wskazana. Niech ta nienawiść będzie twoją napędzającą benzyną. Bo tylko tak uwolnisz się ode mnie. Kiedy będziesz gotowy na samodzielne życie na Desperacji.  Co ty na to? – przechylił się w jego stronę, opierając czoło o jego drobne ramię. - Sheba. To moje imię. Wiedzą o nim zaledwie dwie osoby. I niech tak pozostanie. Powiedzmy, że to mały dowód mojego zaufania do ciebie. Taki kredyt.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

- Zabawką? - podsunął takim głosem, jakby podobne sformułowanie było czymś naturalnym. Funkcja taka, jak każda. Pospolita, wysłużona, bez potrzeby wstydzenia się jej. Tutaj tak zarabiało się na chleb. Shirouyate od nikogo tego nie słyszał, a jednak był pewien, że to prawda. Ludzie tutaj nie wstydzili się obnażenia. Wręcz zauroczył ich fakt, że coś tak zwyczajnego jak współżycie, mogło być sprzedawane, jak jakaś błaha rzecz. Nie wszystkim to odpowiadało – minął kilka prostytutek, które ciągnęły za nim tęsknym wzrokiem, gdy wtulony w Jinxa zmierzał do jego pokoju – ale większość dawno pogodziła się ze swoim losem. Były takie, które czerpały z tego przyjemność. I takie, które oddałyby wszystko za minutę w jego skórze.
Bo one były trochę mniej wyjątkowe od zeskrobanego z ulicy dzieciaka, który mimo sprzeciwiania się, wciąż miał głowę na karku.
Jakby na potwierdzenie tej tezy musnął opuszkami swoją szyję. Szybko jednak zabrał rękę od nieskażonej skóry. Nie wiedział jeszcze, jaką chorobę nosił, ale skoro Jinx był takim... znawcą, z pewnością nie była zaraźliwa, skoro jeszcze od niego nie uciekł i nie kazał mu odciąć palców skraplanych czernią.
- A pokazałeś mi, że nią nie jesteś, Hiro?
Drgnął nagle, marszcząc nos. Wcześniej na to nie zwrócił uwagi. Dopiero teraz spojrzał na niego spod przymrużonych powiek, dokładnie taksując profil mężczyzny. Głowa ułożona na jego kolanach przybrała na wadze, a mięśnie młodego wymordowanego zesztywniały do tego stopnia, że zamienił się w trwale nieruchome żelazo.
Od kiedy zwracał się do niego po imieniu?
Nie całym co prawda, ale to wciąż niemożliwe. Czyżby uznał to za jakiś skrót od „Shiro”? Jeszcze bardziej uciął literki jego nazwiska?
Przesunął powoli językiem po spierzchniętej, dolnej wardze. Chciał coś powiedzieć, siłą nawyku używając do tego ust, ale twarde, niepodlegające dyskusji słowa czarnowłosego skrupulatnie wcisnęły go mocniej w oparcie siedzenia i zmusiły do słuchania. Pozostało mu tylko przyjąć na siebie naganę, mimowolnie przyznając mu w niektórych kwestiach rację. Oczywiście, że tego nie przemyślał. Od kiedy wylądował na tym wygwizdowie, umysł przestał racjonalnie analizować sytuację.
Robił rzeczy, o które nigdy się nie posądzał. Powiedział więcej, niż przez całe swoje życie. Złamał zakazy nadane samemu sobie. A teraz, wbrew dalszej logice, wytrzymywał ostre jak brzytwa spojrzenie mężczyzny, nie odwracając swojego wzroku na ułamek sekundy. Nawet mrugać starał się jakby mniej.
Zdawało się, że coś w nim drgnęło dopiero na sam koniec. Besztanie wytrzymał bez mrugnięcia, ale kiedy usłyszał jego imię, usta rozkleiły się, a dotychczas przymrużone w znużonym wyrazie powieki lekko się rozwarły, nadając jego twarzy niemal zdziwiony wyraz. Niemal. Prędko powrócił do poprzedniej formy, wreszcie spuszczając wzrok i odbiegając nim gdzieś na bok.
Tobie też przyda się kąpiel... – zaczął powoli, ale przerwał, kiedy poczuł na ramieniu ciężar. Nie odwrócił się, uparcie wpatrując w stolik. Długo zresztą zbierał się w sobie, by wydukać szeptem: Sheba, dokańczając tym samym zdanie.
Ciężko się było skoncentrować na czymkolwiek, gdy tak łatwo jego... towarzysz zmieniał zdanie. Huśtawki nastrojów przypominały objawy jednej z chorób, o której uczono go w szkolnej sali wykładowej. Bordeline było niebezpieczne samo w sobie. Sheba nie tylko musiał  być obarczony tym schorzeniem – on dodatkowo miał trwale skrzywiony charakter.
I paraliż moralny.
Pójdę po panią Lidkę, żeby wstawiła nam wodę. Młode ciało ruszyło się, uciekając od dotyku Sheby. Domyślał się, że ten mógł go zatrzymać. Ba. Mógł chwycić go za nadgarstek i zwalić z powrotem na kanapę... albo na klęczki. Shirouyate był w stanie precyzyjnie wyobrazić sobie, jak ciężki but wymordowanego wbija się mu w potylicę i wżyna się w niego tak mocno, że nos, w konfrontacji z podłogą, łamie się z głuchym, pojedynczym, głośnym trzaskiem. A jednak zacisnął lekko palce w pięści i skierował się do drzwi. Naprawdę ci się przyda, jeżeli chcesz, by ktokolwiek wytrzymał  z tobą trening.

∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙

Znalezienie Lidki zakrawało o cud. Już od chwili, w której Hiroki zamknął za sobą drzwi, zostawiając w pomieszczeniu tylko Shebę, burdel wydawał mu się o wiele większy, niż sobie to zapamiętał. W dodatku ten uporczywy ból głowy, który nie odstępował go na krok już od kilku dni. Wszystkie te czynniki sprawiły, że ciągnął za sobą nogi i ze wzrokiem wbitym w glebę prawie minął osobę, której szukał. Złapał ją w ostatnim momencie za rąbek sukienki, jaką na sobie miała.
Dziewczyna obejrzała się przez ramię i posłała mu subtelny uśmiech. Musiała się go uczyć przez lata, skoro nawet jego coś ścisnęło w klatce piersiowej. Aż puścił jej ubranie i wbił palce w tors, na wysokości rozszalałego serca, które zabiło jeszcze mocniej, kiedy Lidka zaśmiała się cicho i kiwnęła głową.
- Skoro Jinx tak chce. - Wzruszyła szczupłymi ramionami i poprawiła sukienkę. - Zejdźcie za dziesięć minut. Pójdę po Cris.

∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙

Kimkolwiek była Cris – Hiroki nie drążył. Wrócił po własnych śladach pod drzwi pokoju i czekał jak ostatni osioł tuż przy nich. Konfrontacja z Jin-- z Shebą wydawała mu się teraz dziwnie poważnym wyzwaniem.
Bał się go, to jasne. Był bestią w ludzkiej skórze. W dodatku z niewyjściową mordą i siatką blizn na całym cielsku, dwukrotnie od niego roślejszym. Pewnie nie zdawał sobie nawet sprawy, że czujny węch wymordowanego był w stanie wyczuć jego obecność tak intensywnie, jakby młody wciskał się mu pod nos.
A jednak dopiero po czasie – setkach odliczanych sekund – nacisnął na klamkę i pchnął drzwi, zaglądając do środka. Nic nie powiedział. Wyczekująco przyglądał się tylko Ji-- Shebie, a potem, gdy ten ruszył w jego kierunku, poczekał, aż mężczyzna przekroczy próg pomieszczenia i ruszył za nim.

∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙ ∙

- Jesteście!
Głos Lidki wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał wtedy na nią, a potem rozejrzał się po pomieszczeniu. Było oświetlone świecami – lamp pewnie nie chciano marnować. Albo po prostu ich nie mieli. Wokół było wilgotno, ale ciężko uznać, czy nieprzyjemnie. Raczej nietypowo. Zdaniem Hirokiego – dość dziwnie.
Wzrok siłą rzeczy zatrzymał się jednak na sporej wielkości bali, do której nalano wodę. Obok stała dziewczyna, z ognistymi włosami uwiązanymi w gruby warkocz spływający jej po ramieniu. Jej drobna dłoń o długich paznokciach nie dotykała wody, ale trzymana była tuż nad jej taflą.
Wokół było parno od ciepła cieczy.
- Cris, chyba wystarczy – mruknęła Lidka do dziewczyny, która wyprostowała się, kiwnęła głową i spojrzała na Shebę, w niemym pytaniu, czy jeszcze będzie mu do czegoś potrzebna. Jej żywe, niemal krwiste spojrzenie patrzyło na niego z uwielbieniem, którego Shirouyate nie potrafił zrozumieć.
Jinx nie był osobą, którą się uwielbia.
Jego się nienawidzi. Nie robił tak naprawdę nic złego. Nie wziął go z ulicy, żeby go uratować. Wziął go, by wyszkolić sobie nową, niepowtarzalną zabawkę. Laleczkę, przy której pstryknie palcami, a ta wykona zadanie bez zająknięcia.
Przecież właśnie dlatego wciąż nie ściągnął mu cisnącej krtań obroży.
- Może pomogę się szefowi rozebrać? - Cris błysnęła białymi ząbkami, ruszając nieprędkim krokiem do Jinxa. Sunęła po pomieszczeniu, kołysząc szczupłymi biodrami.
Lidka uśmiechnęła się pod nosem, westchnęła i podeszła do Hirokiego, kładąc mu dłonie na ramionach.
- No, mały. Rozbieramy się.
Jak? – zdążył tylko stęknąć, kiedy poczuł, jak szczupłe palce odpinają jego bluzę, ciągnąc materiał w dół. Zaskoczony przytrzymał tkaninę i spojrzał prosto w oczy Lidki, która zerknęła na niego niemal pytająco.
Jak to... tutaj? – powtórzył niezbyt składnie. Jest tylko jedna wanna, a...
Lidka uśmiechnęła się szerzej, jakby nagle zrozumiała, w czym rzecz. Ponowiła próbę zdjęcia z chłopca górnej narzuty, a kiedy jej się to udało, wyprostowała się i niedbale złożyła bluzę, by odłożyć ją na wysoki, drewniany stolik.
- Przecież nie można marnować wody. Na Desperacji prawie jej nie ma. To i tak cud, że mamy zapasy przeznaczone na kąpiel. Racja? - Ostatnie pytanie skierowała do Sheby. - Za moment przyniosę wam ręczniki i świeże ubrania.
Wyciągnęła znów dłonie do Hirokiego, który delikatnie odsunął je od spodni, jakie na sobie posiadał. Burknął wtedy coś o tym, że sam się rozbierze, więc nie musi mu pomagać, a ona zaśmiała się pod nosem i ruszyła do wyjścia.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Nie miał najmniejszej ochoty na branie kolejnej kąpieli. Jedna na parę dni, czy nawet tydzień powinna mu w pełni wystarczyć. Ale mimo to szedł z dłońmi wsuniętymi w kieszenie spodni, milczący, ze wzrokiem utkwionym tylko w jednym punkcie. Ciężko było wyczytać jakiekolwiek emocje z jego twarzy, jakby na tę jedną chwilę założył kamienną maskę, odcinając się grubym murem od całej reszty. Kiedy tylko przekroczyli próg pomieszczenia, który służył za prowizoryczną łaźnię, jego ściągnięte oblicze nieco złagodniało.
- Jak widać. – rzucił pod nosem I poruszył głową na boki, kładąc rękę na swój kark, wchodząc głębiej. Przy wannie nacisnął butem na tył drugiego i zsunął go z stopy. Z drugim zrobił to samo. Palce sięgały do podkoszulka, by jednym ruchem pozbyć się zbędnego, w tym momencie, materiału. Jednakże burza włosów przysłoniła mu widok, a delikatna nuta kobiecego zapachu uderzyła, pobudzając cielesne doznania. Spojrzał na Cris spod półprzymkniętych powiek, śledząc każdy jej koci ruch, łapczywie muskając wzrokiem krągłe kształty ukryte pod zwiewną sukienką. Ale gdy jej dłonie złapały za pasek spodni, długie palce wymordowanego objęły jej drobne nadgarstki i odsunął je od siebie.
- Nie dziś. – powiedział krótko, może nieco za bardzo stanowczo. Cris wpatrywała się w niego z lekką nadzieją, że może jednak zmieni zdanie, ale zorientowawszy się, że Jinx jest w nienajlepszym humorze, równie szybko zrezygnowała. Wiedziała, że w takich chwilach jak ta lepiej go nie drażnić, a po prostu wycofywać się.
Mężczyzna wyminął ją wreszcie pozbywając się koszulki, którą rzucił niedbale na podłogę, a następnie odpiął pasek i po chwili spodnie wylądowały obok butów. Cris grzecznie odczekała, by móc zgarnąć ubranie ciemnowłosego i je poskładać, nie ukrywając swojego spojrzenia, którym powiodła po nagim ciele Jinxa. Jinxa, który nie odczuwał jakiegokolwiek skrępowania paradując w pełnej krasie, tak, jak go stworzono. Podszedł do wanny i powoli do niej wszedł, siadając wygodnie. Nie spoglądał na Shiro, nieświadomie dając mu tę krótką chwile prywatności, choć chłopak zapewne szalał ze speszenia przed Lidką i Cris. Odchylił głowę do tyłu zamykając oczy i odetchnął przez nos. Zetknięcie obolałego ciała, na którym nadal widniały nieregularne rany i zadrapania, wywołało dyskomfort i pieczenie, co pociągnęło za sobą gardłowe warczenie.
Nie mieli wody. Ciężko było to przyznać, ale zapasy burdelu ostatnio diametralnie uszczupliły się. Nawet z wodą zaczynał być problem. Sheba miał dwie drogi rozwiązania. Albo skołuje skądś dobijając korzystnego dla niego targu/ewentualnie kogoś okradnie, albo będzie musiał poszukać jakiegoś pierzastego dupka z hydrokinezą. Ciekawe czy u Wilczura znajduje się ktoś z mocą wody. Niemniej problem nadal pozostawał. A do tego szykowała się wyprawa za mur, o ile się oczywiście uda, po zapasy. Był koniec lata. Do zimy mieli jeszcze trochę czasu, ale raz zostawił wszystko na ostatnią chwilę przez co wiele z jego dziewczynek jest teraz zakopanych w piaskach Desperacji.
Ciche zamknięcie drzwi obwieściło, że wreszcie są sami. Mięśnie delikatnie rozluźniły się, a Sheba uniósł głowę i podparł ją ręką, opierając łokieć o krawędź wanny.
- No chodź tu. – mruknął już zniecierpliwiony. - Bo woda zaraz będzie zimna. – westchnął przeciągle. Kiedy chłopak wreszcie wszedł do wanny, Jinx złapał go za ramiona i wręcz zmusił, by ten usiadł tyłem do niego.
- Stresujesz się? – zapytał cicho nachylając się nad jego uchem, muskając jego płatek ciepłym oddechem. Kąciki ust wygięły się lekko w uśmieszku, ale nic więcej nie zrobił, tylko wyprostował się i sięgnął po plastikową butelkę, w której znajdowało się zwykłe, szare mydło w płynie. Wycisnął nieco na swoją lewą dłoń, po czym wsunął palce w matowe kosmyki chłopca i zaczął je namydlać, dokładnie, kawałek po kawałku skóry, czując pod opuszkami drobinki piasku i innego brudu.
- Lubisz gry, Shiro? – zapytał odchylając jego głowę nieco do tyłu, by mieć lepszy dostęp do włosów na jej czubku.
- Zagrajmy. – nachylił się na tyle, że pozbawione barwy oczy skonfrontowały się ze złotą dzikością Sheby.
- Zagrajmy w pytania, Hiro. Każdy z nas będzie zadawał po kolei po dwa trzy pytania. Jeżeli któryś z nas nie będzie chciał odpowiedzieć na pytanie, będzie musiał ponieść karę. Powiedzmy…. Karą będzie wykonanie rozkazu drugiego. Ale, żeby nie było tak źle, można nie odpowiedzieć na jedno. Takie koło ratunkowe. – zsunął jedną dłoń na szyję chłopca i przesunął po skórze paznokciami. - Wiem, kiedy będziesz próbował mnie okłamać. – co prawda pytał, czy chłopiec chce zagrać, ale prawdę powiedziawszy ton, z jakim Sheba to proponował nie pozostawało wiele do życzenia. Wymordowany nie przyjmował do wiadomości jakiejkolwiek odmowy.
Odchylił się powracając do mydlenia brudnych włosów dzieciaka.
- Zacznij. Trzy pytania.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

- Lubisz gry, Shiro?
Był pewien, że nie robiło to żadnej różnicy. Lubił czy nie – był tutaj tylko po to, by się z nim zgadzać lub nie zgadzać się, dostać w pysk i jednak zgodzić. Wszystko po to, by wyuczyć się pewnych odruchów. Do samego końca mógł zachować charakter, własne zdanie i argumenty, ale pod warunkiem, że nigdy się z tym nie wychyli. Pielęgnując wewnątrz siebie faktyczne "ja" będzie w stanie pewnego razu przełamać granice; wygryźć mu ten nonszalancki uśmieszek własnymi zębami.
Hiroki żałował tylko tego, że wcześniej nie przyszło mu na myśl, by wziąć się za siebie. Nigdy co prawda nie zakładał, że wybędzie poza mury M3, a nawet jeśli – że i tak prędko wróci do domu, po własnych śladach. O uchodźcach słyszał tylko z plotek, w które i tak nie wierzył. Bo jak to? Ktokolwiek chciał opuścić Miasto, by żyć na kompletnych pustkowiach? Władza gwarantowała bezpieczeństwo; coś, czego Sheba nigdy nie będzie w stanie zapewnić.
Nawet teraz, gdy siedzieli w stygnącej wodzie, zdawał się go osaczać i prowokować. Usta nawet nie drgnęły, choć do mózgu wysyłana była setka impulsów, by się skrzywił, wyrażając niezadowolenie. Nieumiejętność wyrażania tego, co się myśli, bywała jednak negatywna.
Powątpiewał, że jakakolwiek mina ścięłaby Jinxa i uciszyła go choćby na chwilę, ale taka wizja i tak wydawała się aż nazbyt kusząca. Opuszki placów przesunęły się po kąciku ust, które mimo rosnących chęci nie poddały się bodźcom, pozostając kamiennie nieruchomo.
Szlag.
W głowie mu dudniło od chrypliwych słów Sheby, a jego dotyk doprowadzał do furii. Jakby na polecenie
- Zacznij.
sięgnął za siebie, zakleszczając palce na nadgarstku mężczyzny.
Podskórnie był upokorzony. Nie tylko tym, że zmuszono go do wspólnej kąpieli – w Japonii nie było to takie znowu niesamowite; z ojcem kąpał się niejednokrotnie – ale tym, że wciąż traktowano go jak dziecko, które trzeba rozstawiać po kątach. Samo by się nie umyło. Nie rozróżniło produktów. Nie rozebrało.
Nie wymyśliło gry.
Tknięty instynktem odsunął od siebie porozrywaną z mięsa rękę i zsunął ją niżej. Opuszki palców Sheby, być może tylko przypadkiem, zetknęły się z policzkiem młodszego chłopaka, zahaczyły o zaciśniętą żuchwę, aż wreszcie wylądowały na szyi, wciąż "ozdobionej" czarnym pasem.
Byłeś psem, głupim niewolnikiem. Kiedy rzucam ryż na ziemię, jedz go i dziękuj za dobroć. Plując na ciebie daję jasny znak – jesteś nikim, zerem, marnością. Żyjesz tylko dlatego, że ja ci na to pozwalam. Dlatego musisz być wdzięczny.
To miał na myśli zakładając mu obrożę?
Dłoń Hirokiego zacisnęła się mocniej na przegubie wymordowanego, wbijając w jego skórę przydługie już paznokcie. Ciepła woda przesunęła się płynnym ruchem po brzegach wanny, gdy przygarbione plecy wreszcie się wyprostowały, ściągając do tyłu wystające łopatki. Sztywna postawa utrzymała się tylko przez chwilę, jakby musiał mieć pewność, że mięśnie nie odmówią mu posłuszeństwa; dopiero potem odwrócił głowę na bok, spod przymrużonych powiek patrząc prosto w żarzące się żółcią tęczówki.
Był potworem.
Co jeżeli nie chcę?
Pytanie zdawało się trzeszczeć. Było tym niepożądanym dźwiękiem wydawanym przez drzwi tuż przed hukiem ich zamknięcia.
Usta chłopaka zacisnęły się na moment, tworząc na twarzy linię, aż wreszcie rozchylił je lekko, przegryzł dolną wargę i puścił rękę czarnowłosego, przymykając podkrążone oczy.
Zmusisz mnie.
Odpowiedział sam sobie i jak raz dało się wyłuskać z "tonu głosu" śladową ilość emocji – zrezygnowanie. Coś, co zwykle nie odbijało się nawet w jego oczach, teraz było niemalże namacalne, a z racji codziennej ułomności uczuciowej, podobna manifestacja była porównywalna do czarnej kawy wylanej na samym środku białego obrusu.
To było po prostu widać.
Shirouyate w końcu oparł rękę o brzeg wanny, żeby nie stracić równowagi. Lidka dbała o niego podczas choroby na tyle, na ile było to możliwe. Nie był świadom, że ugryzienie na jej śródręczu sam jej zgotował, a cienie pod oczami były wynikiem nieprzespanych nocy, które przeznaczyła na łapanie go, gdy postanowił grasować po burdelu. Świadom był tylko jednego.
Jak ostatnia łamaga przekręcił się przodem do Jinxa, siadając pośladkami na podciągniętych pod ciało piętach. Rozcapierzone palce wsunął w wodę i je wbił w uda, w skórę tuż nad złączonymi kolanami. Po tym spojrzał z dołu na rozpostartego mężczyznę.
Co za ironia, że nawet w wannie rozwalał się jak król królów. Denerwuje cię to?
Trochę.
Przygarbił ramiona, przyglądając się uparcie jego twarzy. Milczenie niektórym mogło wydać się rozwścieczające, szczególnie przy atmosferze, która zdążyła zgęstnieć i zastygnąć, zmuszając Hirokiego do nabrania głębszego niż zwykle wdechu. Jemu nie przeszkadzało. Przywykł do ciszy, dlatego przetrzymał ją tak długo, jak było to możliwe. Dopiero gdy żołądek ścisnął się od wstrzymywanego powietrza, klatka piersiowa opadła, wraz z pierwszymi słowami:
Nie przychodziłeś. Dlaczego?
Niechętnie wynurzył dłoń z wody i czubkami palców przesunął po miejscu tuż pod swoim okiem. Paznokciami prawie idealnie obrysował półkole czarnej plamy; efekt zwyrodnienia.
Bo zachorowałem? To była tylko gorączka.
Przełknął ślinę, spuszczając wzrok. Mętność cieczy uniemożliwiła rozpoznanie tego, co kryło się pod taflą wody, ale po samym napięciu mięśni można było wnioskować, że zacisnął palce w pięść, najwidoczniej przytrzymując tym sposobem wszystkie obelgi, jakie "cisnęły mu się na usta". Był zły, że go zostawiono. Więcej. Zostawiono, by miesiąc później potraktować jak zabaweczkę, która wreszcie wróciła z naprawy i znów można ją kopać.
Znów wziął wdech.
Chcesz mnie wytrenować. Na kogo? Gońca? Zabójcę? Jak to ma niby wyglądać? Ile to będzie trwało? Będę pod twoim nadzorem, codziennie?
Hiro, psujesz zasady gry. Miały być trzy pytania. Nie pięćdziesiąt.
Będą trzy pytania. I kilka pod-pytań.
Ręka, która jeszcze niedawno badała ślady czarnych łat, teraz dotknęła materiału obroży. Palec wsunął się za tkaninę, choć wywołało to spory nacisk na gardło – pas niemal idealnie przylegał do szyi; wkładanie czegokolwiek pod ten żenujący, zwierzęcy dodatek było przejawem jakiegoś masochizmu. Hiroki nie odmówił sobie tego tylko po to, by jasno się wyrazić.
Mam szansę, mistrzu?
Ostatnie pytanie wypowiedział z nieukrywaną ironią, ale pewniej, wznosząc przy tym spojrzenie szarych tęczówek i wbijając wzrok w twarz Sheby; konfrontując się z nim w nierównej walce.
Na zdjęcie tego. Zawahał się na moment; sekunda milczenia, w czasie której przez oczy przemknął mu błysk. I na traktowanie mnie, jak kogoś równego sobie.
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Wypuścił ze swoich ‘szponów’ chłopaka, dając mu tę chwile tylko dla niego, wręcz łaskawie pozwalając, by poczuł się, że ma władzę nad samym sobą. Poprawił się wygodniej w wannie, lecz nawet na moment nie odrywał swojego spojrzenia od drobnej sylwetki dzieciaka. Taki drobny i mały. Wystarczyło nieco siły, by go złamać, zniszczyć, zgnieść. Chciałbyś? Może. Kąciki ust uniosły się nieznacznie obnażając zaostrzony kieł, którym zahaczył o dolną wargę. Może. Może chciałbym go złamać.
Jednakże pomimo nieprzychylnych dla jasnowłosego myśli, Sheba nie poruszył się nawet na moment, nie wzburzając tym samym stygnącej wody. Czekał. Wyjątkowo cierpliwie. Ale nie spodziewał się takiego ataku pytaniami z przeróżnych stron, choć jednocześnie wszystkie kręciły się dookoła jednego tematu. Nieładnie, Hiro-chan. Naginasz zasady. Nie przerwał mu jednak w połowie, pozwalając, by wyrzucił z siebie to, co chciał wiedzieć. Ale nie spieszył się z odpowiedzią. Oparł łokieć o krawędź wanny, a na dłoni ułożył wygodnie policzek, sprawiając wrażenie wyjątkowo znużonego. Prawda była jednak taka, że chłonął każde jego słowo, oddychał jego niepewnością, karmił się butnością. ”Zmusisz mnie.”
Uśmiechnął się szerzej, choć bynajmniej w jego uśmiechu nie było ani krzty radości czy też rozbawienia, a jedynie skrywający się drapieżnik.
- Zmuszę. – odparł bez jakichkolwiek ogródek, postanawiając wyłożyć kawę na ławę. Wreszcie odetchnął i sięgnął po jedną dłoń chłopca, przysuwając go nieco bliżej siebie.
- To nie jest twoja choroba, Hiro. – wymruczał leniwie przesuwając jego smolistymi opuszkami po swoim policzku. - Nie to. To jest twoja mutacja. Nie boję się jej. Ani nie brzydzę. To część ciebie. – przesunął jego dłonią niżej, po swojej ostro zarysowanej żuchwie, potem szyi, gdzie chłopak mógł wyczuć nienaturalnie przyspieszone tętno.
- Nie żyjesz, Hiro. – powiedział cicho, wpatrując się głęboko w pozbawione jakichkolwiek barw oczy chłopca. Zamilkł na chwilę, dając mu czas na przetrawienie. - Tak, jak i ja.
Palce chłopca zostały pokierowane niżej, na jego wystające obojczyki przyozdobione pojedynczymi kolczykami.
- Chociaż nie, źle się wyraziłem. Umarłeś. Wiesz czym jest Wymordowany? To ty. Ja. I połowa Desperacji. Nie jesteśmy już ludźmi. A to – – uniósł jego dłoń i przysunął do swoich ust, uśmiechając się delikatnie. - To dowód. – wreszcie wypuścił jego dłoń, odchylając się, by na powrót oprzeć się o jedną ze ścian wanny.
- Zaraziłeś się wirusem X. I albo coś cię zabiło, albo wirus cię wykończył. Niemniej umarłeś. I ożyłeś, ale już nie jako człowiek, a mutant, Hiro. Zostałeś zamknięty w tym małym ciele. Nigdy więcej nie urośniesz. Nie doświadczysz zarostu, bo wątpię, byś za życia go doświadczył. Ale poza tym wszystko inne normalnie funkcjonuje. Odczuwasz ból. Zimno. Gorąco. Możesz znowu umrzeć. Permanentnie. Każdy wymordowany posiada swoje własne, indywidualne moce. Zapewne jeszcze ich nie odkryłeś, choć jedną ciągle się posługujesz. – uśmiech się poszerzył, choć nie zamierzał więcej powiedzieć. Niech do niektórych rzeczy dzieciak sam dojdzie. Przyda mu się to.
- ”Równy sobie” – powtórzył bezgłośnie a jego brwi ściągnęły się nieznacznie, jakby nad czymś mocno się zastanawiał. Wreszcie woda chlusnęła, kiedy podniósł się do prostego siadu i nachylił w jego stronę, przyciskając chłodny policzek do jego.
- Chcesz sięgnąć po niemal niemożliwe. Ale…. – długie palce wymordowanego odnalazły klamrę obroży, która po chwili rozsunęła się a ciemny pasek wpadł z cichym chlupotem do wody. - Masz szansę. Jak mi udowodnisz, że nie jesteś zwierzyną. – westchnął po czym roześmiał się. Nie prześmiewczo, a z nutą wesołości.
- Zabrałem cię z ulicy jak porzuconego kota. Jesteś dla mnie rozrywką, Hiro. Rozrywką w nudnym, monotonnym życiu. Żyję ponad tysiąc lat. Pamiętam świat przed apokalipsą. Jestem silny, wszyscy dookoła mnie boją się. Życie stało się monotonne i nudne. Potrzebuję bodźców do czegoś nowego, ekscytującego. Bądź moim bodźcem. Zaskocz mnie. Naucz się życia na Desperacji. A wtedy, Hiro – – rozłożył ręce na boki w geście zaproszenia. - A wtedy staniesz się kimś równym mi.
W złotym spojrzeniu pojawił się błysk ekscytacji i oczekiwania na coś. Trwało to jednak zaledwie ułamek sekundy, kiedy twarz wymordowanego na powrót pokrył dziwny cień. Uniósł mokrą dłoń i dotknął boku szyi chłopca. Tam, gdzie było wyczuwalne jego tętno.
- Tutaj. – szepnął cicho, drugą dłonią sięgając po drobniejszą jasnowłosego I przyciskając ją do swojego boku szyi.
- Wbij coś ostrego. Ciśnienie pompującej tętnicy sprawi, że ofiara wykrwawi się w parę sekund. I udusi własną krwią. Szybko i po sprawie. Byłem młodszy od ciebie, kiedy po raz pierwszy zabiłem. Nigdy nie zapomnę ciepła krwi na moich dłoniach. – uśmiechnął się blado, ale żadna emocja nie wskazywała na to, by czegokolwiek żałował. On nigdy nie żałował.
- Chcę cię nauczyć jak przeżyć na Desperacji. Jak się bronić, jak zabić jak będzie trzeba. Masz idealne predyspozycje co do tego. Jeżeli chcesz zaistnieć w moich oczach, musisz umieć się bronić. Kamuflować? Znikać? Poruszać jak cień? Istnieje wiele możliwości. Dopasujemy coś, co będzie najlepiej do ciebie pasować i ci odpowiadać. Na początku zajmę się twoją „edukacją”, z czasem może dołączy do nas ktoś jeszcze wyspecjalizowany w danej umiejętności. Zobaczymy. – gdzieś zza drzwiami dało się słyszeć przechodzących kobiet, za oknem jakieś zwierzę zawyło, a Sheba mozolnie odsunął się od dzieciaka. Zostało jeszcze jedno pytanie. Najgorsze.
- Jak często się boisz? Bo ja nigdy. Nie znam tego uczucia. Nie znam strachu, miłości, empatii. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek to czułem. Złość. Adrenalina. Chora radość i satysfakcja. Jak byłeś chory, zachowywałeś się jak pięcioletnie dziecko. Zapewne nic z tego nie pamiętasz. Niemniej, kiedy zdobyliśmy dla ciebie lekarstwo, potrzebowałeś spokoju. I odpoczynku. Spójrz mi w oczy, Hiro. Czy przy mnie miałbyś spokój? Nie. druga sprawa, że musiał parę rzeczy przemyśleć. I sobie poukładać.
- Ale dobrze. – przysunął się bliżej chłopaka I złapał go za włosy z tyłu głowy, odchylając ją. Jednak postąpił zaskakująco… łagodnie. - Nie zostawię cię już, Hiro. Masz moje słowo. – to był ten moment, kiedy za słowami wymordowanego mogło kryć się właściwie wszystko. I poczucie bezpieczeństwa, ale również… niebezpieczeństwo.
- To teraz ja. – druga dłoń położyła się na bladej klatce piersiowej chłopaka. - Powiedz mi, czego chcesz? Ale tak naprawdę?
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Przytrzymany za dłoń i pociągnięty w paszczę lwa szarpnął się jednokrotnie w przeciwną stronę. Tak dla samej zasady. Być może Jinx był drapieżnikiem, ale drapieżniki atakują wyłącznie ranne ofiary. Słabe. Dlatego wystarczyło zamienić się na pasożyta – nie dać się zdominować, ale podporządkować do stopnia, który uśpi jego czujność.
Pozwolił się więc przysunąć bliżej, przesuwając wzrokiem po nagiej piersi wymordowanego.
- To nie twoja choroba, Hiro. - Te słowa uniosły mu spojrzenie na twarz Sheby. - Nie to.
Nie rozumiał.
Inaczej.
Nie chciał rozumieć.
Obudził się z tym – z bólem, gorączką. Wpierw z niewielkimi plamami przebijającymi się od spodu skóry. Pulsowały, wżerały się w kości, wyciskały łzy. Z czasem czerń przenikała na powierzchnię, prawie jak tusz w tatuażu.
- Nie żyjesz, Hiro.
Pierwszy raz miał ochotę wybuchnąć śmiechem. Nieszczerym, prawda, ale wciąż w gardle drapał go chichot, jakiego dotąd nie czuł. Nie żył. To było absurdalne samo w sobie. Nieżywi nie chodzą, nie odczuwają głodu i pragnienia, zimna ani gorąca i przede wszystkim – nieżywi nie cierpią. Więc jak Jinx miałby wytłumaczyć ból przeszywający ciało, gdy Jasper łamał kość? Jaki argument by zasugerował podczas choroby, której nie dało się ujarzmić?
Pozwolił mu sobą kierować. Bezwładna ręka podążała tam, gdzie została ułożona. Musnęła opuszkami wystające obojczyki, przesunęła się delikatnie po dolnej wardze wymordowanego. Ale gdy ten wypuścił go z uchwytu, z pluskiem wpadła do wody, tonąc pod natłokiem brudnej cieczy.
Nie uwierzył.
Nie trzeba było słów, ani ekspresji twarzy, by dostrzec w jego bezbarwnych oczach błysk wątpliwości. Miał go za szaleńca. Cóż, poniekąd mu się nie dziwił. Siedział tutaj, samotny wśród tłumu, o głodzie, pragnieniu i toczony gorączką. Jak w warunkach tak katorżniczych miałby zachować zdrowe zmysły?
- … jedną ciągle się posługujesz.
Nie.
To nie była żadna zdolność; a z pewnością żaden skutek uboczny choroby. Nie wierzył w magię, nie wierzył również w to, o czym opowiadał Sheba. Nie potrafił jeszcze dokładnie wyjaśnić, dlaczego odzyskał mowę, ale... może tak to właśnie działało? Może na tym polegała komunikacja przez cały ten cholerny czas? Inaczej to sobie wyobrażał – prawda. Ale jako niedoświadczony nie miał porównania.
Może każdy mówił w sposób, w jaki sam to robił.
Może po prostu lepiej kłamali.
Zacisnął usta, cały czas go słuchając. Przesyt informacji sprawił, że w pewnym momencie zaczął nakładać filtr na słowa i wyłapywał jedynie to, co wydawało mu się godne uwagi. Czy może raczej – najgodniejsze uwagi. Wpatrywał się w niego, pozwalając robić to, na co miał ochotę. Dotyk na szyi powinien wywołać skrzywienie ust, a własna ręka na gardle wymordowanego – błysk ekscytacji w ślepiach. Ale ani jedno, ani drugie nie miało miejsca. Całą swoją postawą mówił: niech będzie.
- To teraz ja.
Brwi nieznacznie ściągnęły się ku sobie, gdy poczuł na nagiej piersi dużą dłoń. Chciał zapytać po co to robił. Do rozmowy nie potrzebne były gesty. Na pewno nie tak liczne.
Teraz czy ogólnie? – Powoli podniósł rękę, by odsunąć od torsu jego dłoń. Opuścił też głowę na dawne miejsce, gotów, by stawić opór jego palcom wplecionym w siwe kosmyki. Teraz chcę, żebyś mnie puścił. To mało zabawne. Wzrok, który na moment odbiegł gdzieś na bok, znów wrócił na twarz starszego mężczyzny. A ogólnie mam zamiar się stąd wydostać. Tak naprawdę. Jeżeli w beznamiętności dało się dać nacisk na jakieś słowo, to Shirouyate właśnie tego dokonał. Denerwujesz, gdy mówisz do mnie "Hiro", więc proszę, żebyś przestał. Skąd pomysł na taki skrót?
Odsunął się wreszcie od niego na stosowniejszą odległość, wprawiając wodę w falowanie. Nagimi plecami przylgnął do drugiego rogu wanny i palcem zaczął zdrapywać jakiś zakrzepły brud na przeciwległej dłoni.
Poruszenie na holu na moment przyciągnęło jego spojrzenie ku drzwiom, ale szybko wrócił do próby wyczyszczenia się.
Powinniśmy już wychodzić. Gra może zaczekać. Coś zaszurało. Zamieszanie na zewnątrz chyba nie. Coś się dzieje?
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down

Ingerencja Losu

Jesień, to pogoda sprzyjająca przeróżnym wirusom i bakteriom. Niestety, Hiroki nie zdołał się odpowiednio zabezpieczyć, więc choróbsko dopadło i jego. W pewnym momencie zaczął czuć się słabo, jego ciało przeszywały dreszcze a gorączka zaczęła przejmować umysł. Na dodatek zaczęły występować bóle w klatce piersiowej oraz duszności.

Hiroki choruje na zapalenie płuc
Choroba będzie trwała przez 4 sesje. Jeżeli do tej pory nie znajdzie antybiotyku - możliwość zgonu.
Po zażyciu antybiotyku postać będzie osłabiona przez jedną sesję (potem nastąpi wyzdrowienie)
                                         
Nathair
Anioł Stróż
Nathair
Anioł Stróż
 
 
 

GODNOŚĆ :
Nathair Colin Heather, pierwszy tego imienia, zrodzony z burzy, król Edenu i Desperacji.


Powrót do góry Go down

Westchnął przeciągle, z nutą wyczuwalnej dezaprobaty w głosie. Dzieciak nie rozumiał. A może po prostu nie chciał zrozumieć. Jedno było pewne. Bez znaczenia jak dobre chęci będzie miał wymordowany, jak bardzo będzie chciał mu pomóc, daleko nie zajdą i nie zajadą na tym pokrętnym wózku, jeżeli młody sam nie wykaże chęci do współpracy. Na tej płaszczyźnie Jinx zrobił tyle, ile mógł. Reszta pozostawała w smolistych palcach jasnowłosego. Wsunął jedną dłoń w ciemne kosmyki i oparł się łokciem o krawędź bali, która pełniła funkcję wanny.
- Nie wierzysz mi. W ani jedno słowo. – mruknął rozleniwiony, a jego kąciki ust uniosły się nieznacznie w uśmiechu, który mógłby zaprezentować w krzywym zwierciadle. Mógł mu pokazać. Sprawić, że dzieciak uwierzyłby w jego słowa. Wystarczył jeden ruch, jedna moc, jedna kość, ale…. Po co? Więcej zabawy i frajdy będzie kiedy Hiro zacznie odkrywać uroki Desperacji i zgniłego świata, w którym od niedawna żyje, na własną rękę. Niech się potyka i upada. Żeby potem o własnych siłach się podnieść. Nikt nie będzie prowadził go za rękę przez życie. Wtedy nie stałby się na tyle silny, żeby Jinx uwierzył, że fatycznie sam sobie poradzi na zewnątrz. Małymi krokami sam odkryje prawdę.
- Poczekam. Wtedy sam do mnie przyjdziesz. – dodał z dzikim błyskiem w oku. O ile będzie pamiętał, że w Jinxie ma sojusznika, a nie wroga. No, chyba że dzieciak coś spierdoli i wtedy, cóż, będzie musiał szukać sobie sojuszników na nowo.
- Bo nie znam twojego prawdziwego imienia. Shiroyate to twoje nazwisko, prawda? Powiedziałeś Taihen, że nazywasz się Hiro jak byłeś zdownionym downem. Hiro. Shiroyate. Jak masz naprawdę na imię? Zresztą… na to też poczekam. – dodał przenosząc wzrok na drzwi, gdzie z pewnością coś się wydarzyło, co wznieciło takie poruszenie. Ale póki nikt mu nie przeszkadzał, sam nie zamierzał się spieszyć, ażeby to sprawdzić. Jego pracownicy byli na tyle kompetentni, że w razie problemów byli w stanie sami sobie poradzić. Przynajmniej taką miał nadzieję. Powrócił wzrokiem do chłopaka. Czas się zbierać. Ale nim…
Objął nogą jego szczupły bok i jednym szarpnięciem przyciągnął ciało dzieciaka do siebie, jednocześnie nachylając się w jego stronę i ujął go za podbródek, unosząc nieznacznie jego głowę.
- Będę pamiętał o tym, czego chcesz. Ale pamiętaj, że legalnie będziesz mógł odejść dopiero wtedy, jak spłacisz u mnie swój dług. A żeby to zrobić, musisz zacząć u mnie pracować. A do tego potrzebujesz umiejętności, żeby przeżyć. Masz wolną rękę, Pando. Możesz swobodnie poruszać się po burdelu, nawet opuszczać go, lecz radzę kręcić się w jego pobliżu. A jak będziesz chciał iść gdzieś dalej, zabieraj kogoś z burdelu. Pamiętaj jednak. Jeżeli przyjdzie ci kiedykolwiek do głowy pomysł, żeby uciec bez spłacenia długu, czego bardzo nie lubię, albo mnie zdradzić, to cię znajdę,, Shiroyate. Zapoluję na ciebie. I na pewno cię znajdę. Gdziekolwiek nie pójdziesz, wszędzie cię znajdę. Będziesz czuł mód ciepły oddech na plecach tak długo, aż cię nie dorwę. A wtedy zatopię kły w twoim ciele i cię rozszarpię na drobne kawałki i zeżrę je. Rozumiesz? – i chociaż uśmiechał się, to w jego złotych oczach czaiło się szaleństwo kogoś, kto byłby w stanie uciec się do tego wszystkiego. Ostre, zwierzęce kły błysnęły niebezpiecznie, kiedy Jinx wypowiadał realne groźby, aż wreszcie go puścił, odsuwając się od niego. Podniósł się, zupełnie nie zważając na swoją nagość i wyszedł z bali. Złapał za ręcznik i pospiesznie wytarł swoje ciało, pozostawiając jednak mokre kosmyki i pojedyncze krople, które leniwie spływały po jego ciele. Wsunął niedbale spodnie na dupę i nawet nie spojrzawszy ostatni raz na Hirokiego, ruszył ku wyjściu. Jednakże kiedy mijał go siedzącego w prowizorycznej wannie, poczochrał go krótko po głowie. A potem wyszedł, zostawiając go samego w pomieszczeniu.

| zt |
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

zt
                                         
Shirōyate
Opętany
Shirōyate
Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Shirōyate Hiroki.


Powrót do góry Go down


Drzwi do swojego pokoju otworzył za pomocą nogi I biodra, już wcześniej wypracowując w sobie tę misterną technikę otwierania. Kiedy drzwi trzasnęły za nim, przeciągnął dziewczynę jeszcze kawałek, gdzie wreszcie ją puścił.
- Za parę minut będziesz mogła się ruszać. – powiedział spokojnie, podchodząc do kanapy, gdzie położył Hirokiego. Wyciągnął dłoń i pomiędzy palec wskazujący a kciuk złapał jego szary kosmyk, jakby rozważał, czy szarpnięcie byłoby w stanie wybudzić go z wymuszonego snu.
- Powinnaś zabrać go z tego miejsca. Z dala ode mnie. To byłoby najlepsze dla niego. – odwrócił się do niej i choć na jego ustach był przyklejony uśmiech, daleko mu było do radości. - Ale wtedy zabiłbym cię. - to nie była groźba. W żadnym wypadku. Obiecywał jej.
Odsunął się od kanapy i ciężko siadł na dupie, podbierając głowę i wpatrując się z uwagą w jasnowłosą.
- Masz pięć minut. Kim jesteś, co tutaj robisz, I czego chcesz od młodego. Nie zawiedź mnie i nawet nie próbuj mnie kłamać. – powiedział cicho, nie gwarantując nawet, że i dobre odpowiedzi w jakikolwiek sposób go usatysfakcjonują.
Niech ten dzień wreszcie się skończy.
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 5 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach