Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 19 z 27 Previous  1 ... 11 ... 18, 19, 20 ... 23 ... 27  Next

Go down

Pisanie 23.10.18 23:36  •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
Ile to już razy powtarzał, że czasy były trudne? W świecie łowców brakowało miejsca na uprzejmości, bujanie w obłokach czy nawet luźne rozmowy. Te ostatnie zdarzały się, owszem, ale rzadko. Jeśli w tych szeregach były kobiety to z pewnością nie należały do grupy słabych i niewinnych. Silne, pewne siebie, zimne i szorstkie jednocześnie. To, że były takie wcale nie było ich winą. To chęć przetrwania, dostosowanie się do warunków i niewątpliwie przejścia kształtowały mocne osobowości. Jednak czy wszyscy są odporni na presję otoczenia? Ile śmierci i widoku choroby może znieść pojedyncza jednostka? Dyskutując z dowódcą Boris zastanawiał się czy ta kobieta w ogóle odpoczywa. Obciążona odpowiedzialności za grupę była niemal ze stali. Przynajmniej takie stwarzała pozory. Czy słusznie?
Świetnie. Mamy punkt zaczepienia a to już coś.
Po tym jak zjawią się na miejscu odpocznie i z ciekawością obejrzy pozostałości po poprzednikach. Chociaż nie brzmiało to zbyt dobrze bo sugerowało, że coś im się stało. Nie warto sobie zawracać tym głowę. Laboratorium to nie zły omen ani laleczka voodoo.
Z czasem zapracuję na Wasze zaufanie. Potrzebuję tylko odrobiny spokoju. Domyślam się, że i Tobie by się przydało.
Przyjaciółmi to nie byli i nie liczył na szczerą rozmowę po 5 minutach znajomości ale jego słowa może dadzą jej chociaż trochę do myślenia. Cox dbał o najbliższych a zapowiadało się, że łowcy zastąpią mu niebawem rodzinę.
Po skończonym posiłku rozejrzał się jeszcze dookoła chcąc zliczyć ludzi. Niestety było to zadanie nie do wykonania gdyż szli bardzo rozproszeni. Grupa stanowiła siłę. Przynajmniej zawsze tak uważał.
Nie zawiedziesz się na mnie.
Jeśli było to możliwe to uchwycił chociaż na moment jej spojrzenie. Pomimo bijącego od niej chłodu, miała w sobie coś co go przyciągało. Prócz tego, że była doświadczonym strategiem, była też kobietą i to młodą. Smukłe ciało naznaczone licznymi bliznami gdzie każda miała swoją historię. Kto wie, może kiedyś mu opowie.
Droga zwęziła się nieco a właściwie strona ścieżki, po której się poruszał zaczęła być porastana co jakiś czas czymś, co kiedyś uchodziło za krzak z kolcami. Przez to na chwilę wycofał się idąc krok za Yu. Nie minęło wiele a poczuł bardzo charakterystyczny zapach. Połączenie słodyczy i, może to głupie ale, ciepła. Tak, mdły, do granic słodki zapach. Właśnie tak śmierdziały zwłoki zaraz po otwarciu. To odór śmierci. Ktoś z doświadczeniem w prosektorium mógł jeść przy tym drugie śniadanie ale tu raczej brakowało podobnych śmiałków. Wyłaniająca się z oddali sylwetka zbliżała się coraz bardziej i bardziej aż w końcu oczom wszystkich zgromadzonych ukazało się prawdziwe monstrum.
Cofająca się Yu oparła plecy o klatkę idącego za nią krok w krok Coxa chociaż było to zupełnie niezamierzone. On sam również się wycofał zwracając przestrzeń osobistą dowódcy. Nawet jeśli nikt nie pytał go o zdanie to z jego ust wydostał się cichy, ledwie słyszalny szept.
Dżuma.
Spoko. Tylko tej dziwki im brakowało do świetnej zabawy. Ukryta broń pozostała na swoim miejscu. Boris był prawie na pierwszym planie więc wyciąganie klamki i machanie nią na lewo i prawo było fatalnym pomysłem. Stojąc w bezruchu nie wiedział co bardziej go zadziwia, ta wielka strzykawka czy w połowie zgnity ogier. Chciałeś, to masz. Witaj w grze!
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.18 20:00  •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
Las. - Page 19 Zaraza-1539959232
Wierzchowiec nie poruszył się nawet o milimetr. Stał jak karykaturalny posąg, swoje niezadowolenie akcentując cichymi prychnięciami wydobywającymi się z pyska wraz z strugami śliny zmieszanej z krwią. Natomiast tajemnicza istota, dosiadająca jego grzbietu, nie zareagowała, gdy wycelowano w jej sylwetkę pistolety. Powinność w postaci wszczynania z nimi wojny i zrobienia im krzywdy nie leżała w jego kompetencjach, a określenie krzywda w ogóle nie obrazowało konsekwencji jego misji.
  By zaakcentować swoje pokojowe zamiary, uniósł dłonie ku górze. Przy wykonaniu tego iście poddańczego gestu rękaw płaszcza opadł po same łokcie, obnażając przed łowieckimi spojrzeniami prawdą w postaci pozbawionych skóry palców i dłoni, nie będących teraz niczym innym, niżeli zakrwawionymi kośćmi i chrząstkami ze śladową ilością tkanek. Tam, gdzie powinien znajdować się nadgarstek, widniały zaledwie niepołączone z niczym naczynia krwionośne, w których nie płynęła chociażby jedna kropla krwi.
  Właściciel szpetnego ciała ulokował spojrzenie w dzielnej jak lwica kobiecie. Pewnie Wojna byłby uszczęśliwiony tym widokiem, gdyż najwyraźniej czarnowłosa nie miała zamiaru dopuścić do uszczuplenia liczby swoich ludzi nawet o jedno oczko. Jeśli posiadłby pełną kontrolę nad mięśniami własnej twarzy, mógłby wygiąć kącik warg delikatnie ku górze, ale nawet gdyby to nastąpiło - Łowczyni nie zauważyłaby tego grymasu, więc takowy na nic, by się nie zdał. Podobnie jak determinacja widoczna w jej spojrzeniu, bo oto jej drogi oddechowe zostały skażone, gdy zaczęła wdychać odór bijący z jego ciała, a był to zapach zepsucia, skażenia i przede wszystkim choroby.
  — Plaga — wycharczał na całe gardło, głosem zniekształconym przez okropną chrypę, stanowiącą pamiątkę po nieuleczalnej chorobie krążącej po jego zgniłym ciele. Po czym, uderzając konia strzykawką, zawrócił w kierunku skąd przybył, a gdy się oddalał - nad jego głową unosiło się siedem motyli. Jeden z nich, zgodnie z rozkazem, już dawno zadomowił się w szeregach rebeliantów. Od dziś kanały miały być jego nowym domem dopóki, dopóty ich nie mieszkańcy nie odczują na własnej skórze prawdziwej definicji słowa „zaraza”.
Tik tak.
  Wskazówki zegary poszły w ruch.
  Zaczął się nowy rozdział w historii ludzkości i podobnych jej stworzeń.
Koniec apokaliptycznej interwencji!

Uwagi technicznie:
— Przede wszystkim pamiętajcie, że informacje zamieszczone poniżej postu fabularnego nie są wynikiem wiedzy postaci, a userów.
— Motyl skrył się w ubraniu jednego z Łowców. Kostka została rzucona po to, by zobaczyć, czy jego obecność zostanie wykryta, czy też nie. Jako, że nie zwróciliście uwagi na obecność owadów w Waszych poprzednich postach, to szansa na odnalezienie motyla automatycznie nieco spadła, ale nadal istnieje jej cień. Przetestujmy Wasze szczęście!
— Yuu oraz Ghost - jako, że stali w niewielkiej odległości od Zarazy i nawdychali się oporów ulatujących z jego ciała - powitali w swoich drogach oddechowych szczep nowej choroby, która stanowi połączenie dżumy i ospy prawdziwej. Reszta Łowców póki co jest zdrowa.

Przebieg choroby:
(1 sesja) Okres jej inkubacji trwa zaledwie kilka godzin, podczas których wirus rozmnaża się i rozpowszechnia się po całym organizmie przy pomocy naczyń krwionośnych.
(2 sesja) W pierwszym jej stadium pojawia się gorączka, potem dochodzą do niej powikłania w postaci bólu pleców, stawów i wrażliwych części ciała, a równolegle na całym ciele pojawią się krosty.
(3 sesja) W kolejnym dają o sobie znać ostre bóle żołądka, wymioty charakterystyczne w przypadku zatruć i problemy z oddychaniem w następstwie męczącego, trwającego niemal non stop suchego kaszlu, a krosty na ciele rosną, zbiera się pod nim woda oraz krew i przekształcają się w pęcherze. Z ciała zaczyna się ulatniać nieprzyjemny, lecz niezbyt intensywny zapach.
(4 sesja i kolejne) W kolejnej fazie do wcześniejszych objawów dochodzi krwioplucie, a pęcherze powstałe na ciele boleśnie pękają. Osoba zarażona wydziela nieprzyjemny zapach, jego źródłem są ubytki w ciele powstała na skutek deformacji pęcherzy. I od tej pory osoba zarażona, zaraża innych w swoim najbliższym otoczeniu.
Do zarażenia może dojść również przez ugryzienie lub jakikolwiek innych kontakt ze śliną zarażonego w każdym stadium choroby.

Choroba sama w sobie nie zabija, ale nie da jej się uleczyć poznanymi ludzkości metodami, ani ukrócić męki cierpiącego. Najpierw osłabia, a potem wyniszcza organizm. By zatrzymać jej proces, trzeba (…), ale tylko (…) sprawia, że jej skutki się cofają i organizm chorego przez okres trzech fabuł wraca do stanu przed chorobą. Samoistnie.
Luki w tekście trzeba uzupełnić drogą fabularną, ale jak widzicie – nie wszystko stracone!

                                         
Apokalipsa
Apokalipsa
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.18 20:00  •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
Rzut kością:
1-38; 53-89 - owad nie zostanie odnaleziony.
39-52; 90-100 - owad zostanie odnaleziony.
                                         
Apokalipsa
Apokalipsa
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.18 20:00  •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
The member 'Apokalipsa' has done the following action : Dices roll


'Kostka' : 20
                                         
VIRUS
VIRUS
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.10.18 20:57  •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
  Słowa Borisa rozpłynęły się gdzieś w powietrzu, zanim sięgnęły celu. Kami nie zrozumiała prawie nic z jego wypowiedzi skupiona w tamtym momencie już na sylwetce nieznajomego. Może to i lepiej, nie rozproszyły jej, gdy sięgnęła spojrzeniem na oryginalny ponad normę duet konia i jeźdźca. Przez moment trwali spoglądając ku sobie i nie działo się nic więcej. Właśnie w takich chwilach czuła buzującą pomiędzy uszami krew bardziej niż zwykle. Martwa cisza pełna napięcia.
  Nie podobało jej się zachowanie tej istoty, nawet jej pozorna uległość, która z racji, że nadal tkwił ponad nimi, na koniu, nic nie znaczyła. Jeden mógł unosić ręce, by się poddać, a inny by rzucić ostrzem ukrytym w rękawie. Mimo to zachowała spokój, nie drgnęła do ostatniej chwili. Być może przez swój beznadziejny upór skazała się właśnie na wiele złego, lecz tego nie mogła jeszcze momencie wiedzieć.
  Ostrze drgnęło w dłoni, gdy ochrypły głos zakrzyknął słowo, którego interpretacja w tym momencie była nazbyt oczywista. Chociaż nie mogła mieć pewności, puzzle układanki łączyły się ze sobą zbyt łatwo. Smród choroby i gnijące ciało jeźdźca na koniu, którego parszywa natura najwyraźniej również nie oszczędzała. Zakryła usta kołnierzem w obawie przed najgorszym, ale czuła jak wnętrze żołądka wypełnia się lawą.
  Wieszcz apokalipsy odwrócił się na koniu i odjechał równie niespodziewanie, co się pojawił. Nie brała nawet pod uwagę próby dogonienia go, tkwiła sparaliżowana w jednym miejscu analizując to, co się stało.
  Szok opadał z każdą minutą, słyszała łowców krzątających się za jej plecami niecierpliwie, jakby w niepewności. Szeptali między sobą, jedni szykowali do dalszej drogi, inni oglądali za siebie, jakby rozważając wycofanie się, a nie podążenie szlakiem, który wcześniej przebył jeździec. A ona nadal tkwiła zapatrzona w zarośla, w punkt, jaki wcześniej zapełniała dziwaczna potwora.
Myśl, myśl, myśl. Ponaglała się zbierając rozrzucone chaotycznie skrawki posiadanej wiedzy. Nie musiała wierzyć w magię, by wiedzieć, że ciało w takim stadium choroby mogło w sposób niezwykle łatwy nieść za sobą aurę śmierci. Nie pierwszy raz widziała coś takiego, nie uczyła się wiedzy z zakresu medycyny tylko po to, by potrafić opatrzyć łagodne rany w sprzyjającym otoczeniu szpitala. Te bardziej mroczne, wręcz historyczne dzieje paskudnych plag znała nie tylko z lektur traktujących o przeszłości, ale również ksiąg przeznaczonych do zwiększania własnej wiedzy o higienie i bezpieczeństwie.
  — Vettori — przywołała do siebie jasnowłosego łowcę. Jeżeli ktokolwiek z nich mógł podzielać jej sceptyczne rozumowanie, to właśnie on. — Oszczędzajcie prowiantu. Wróćcie do bunkra i oczekujcie dalszych informacji. W miarę możliwości nie wychylajcie nosa poza granice tamtejszej kryjówki. Wiem, że jest samowystarczalna. — Upewniła się, że jej twarz nie przybiera koloru ściany i odwróciła się do pozostałych łowców. — Borisie Cox. — Spojrzała na człowieka stojącego obok. — Masz szansę się wykazać. Pójdziesz z nimi jako medyk. Zadbaj o higienę przede wszystkim. — Kiwnęła lekko, a potem skierowała słowa do ogółu. — Środki bezpieczeństwa.
  Skrzywiła się nieznacznie, nie miała nawet ochoty by fałszować pewny siebie uśmiech. Nie, tym razem chciała by powaga wyczuwalna była nawet w powietrzu, musieli potraktować jej słowa śmiertelnie poważnie. Chciała łagodnym spojrzeniem oddelegować ich do wykonania rozkazu, ale ciężkie spojrzenie Vettori'ego skutecznie skupiło na sobie jej uwagę.
  — Wrócę za jakiś czas — obiecała, wytrwale utrzymując swój twardy ton głosu.
  Było kilka spraw, które musiała teraz zrobić. Nawet jeśli rozważała je już wcześniej, pojawienie się ryzyka zarażenia było katalizatorem, który zmienił jej plany z odległych na najbliższe. Była przywódcą, cholera, brała odpowiedzialność za znacznie więcej istnieć niż to jedno, własne. Jeżeli w sytuacjach zagrożenia nie potrafiłaby się zdecydować, byliby straceni. Wszystko ułożyło się więc w całość bardzo szybko.

z/t
                                         
Yū ✿
Przywódczyni
Yū ✿
Przywódczyni
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.10.18 16:51  •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
Realny obraz rodem z horrorów, który zjawił się nie wiadomo skąd niosąc wiadomość w postaci zagadki. Jedno słowo, tak idealne zespolone z jego wyglądem. Drogą dedukcji można łatwo odgadnąć, że sam padł ofiarą ów choroby. Chociaż tej myśli Boris wcale nie chciał do siebie dopuszczać. Dobra śmierć, to śmierć szybka. Ta z pewnością do takich nie należała. Gorączka, ogromny ból rozchodzący się po całym ciele. A to? Gniło jeszcze za żywota na delikwencie. Mężczyzna przełknął ślinę zawieszając wzrok przez dłuższą chwilę na jednym ze zwisających płatów skóry. W swoim życiu widział już wiele ale ten obraz bił wszystkie poprzednie o głowę. Jak widać jego radość z odnalezienia towarzyszy nie trwała długo.
Cisza, która wywiercała dziurę pomiędzy uszami została przerwana donośnym okrzykiem o bardzo zniekształconej barwie. Podobny ton mógł zapowiadać jedynie przejście do ataku. Gotowy na wszystko mężczyzna niemal w tej samej chwili sięgnął po broń kiedy to jeździec zawrócił wierzchowca i odjechał pozostawiając za sobą jedynie niewyobrażalny odór gnijącego cielska. Od tej chwili wszystko nabrało znacznego tempa.
Przywołanie łowcy, szybka wymiana spojrzeń i zdań. Nie trudno było zauważyć stojąc z boku, że tych dwoje dogadywał się bez słów. Mając podobne poglądy i pomysły, wystarczyła chwila żeby podjąć jedyną, słuszną decyzję. Cox w tym czasie usunął się na bok. Nie chciał zawadzać i nie był na tyle ważnym elementem tej układanki żeby zabierać głos. Jego rola polegała na słuchaniu i wypełnianiu rozkazów. Nie sądził, że tak szybko przyjdzie mu zmierzyć się z tutejszymi przeciwnościami ale na to nie był rady. Celem jest przetrwanie. Nie tylko dla niego, dla całej grupy.
Słysząc swoje imię uniósł brwi chłonąc każde wypowiedziane słowo. Na koniec jedynie kiwnął głową na znak, że rozumie co się do niego mówi.
Rozkaz.
Po tych słowach Yu zaczęła się oddalać w szybkim tempie. Nie minęła dłuższa chwila a stracił ją z oczu zupełnie. Reszta grupy zaczęła iść w bliżej mu nieznanym kierunku więc dołączając do szeregów maszerował razem z nimi. Jeszcze wtedy nie wiedział, że jedyną osobą z tej paczki jaka będzie potrzebowała pomocy, będzie on sam. Od kilku minut w jego ciele zaczęły namnażać się liczne drobnoustroje, które już niebawem dadzą o sobie znać. I to w bardzo przykry sposób.

zt
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.18 12:23  •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
Wyruszyli późną nocą, o świcie docierając w okolice terenów, gdzie kiedyś informatorzy donosili o obecności zwierzyny. Shane nigdy nie sprawdzał tych okolic, jednak błądzenie w innych częściach Desperacji, również nie uśmiechało mu się.
Zaryzykował.
Wieczny i Tsuki podążali tuż obok niego, gotowi aby wychwycić wzrokiem jakieś uciekające zwierzę. Stawką było ich przetrwanie. Zapasy żywności, a dokładnie mięsa, znacznie zmniejszyły swoją objętość, gdyż coraz więcej Smoków zaczęło stacjonować w Smoczej Górze. Wracali do domu, uciekając przed nadciągającym zimnem. Większość zleceń głównie było na półmetku, dlatego też Shane z przymrużeniem oka spoglądał na coraz więcej ryjów do wykarmienia.
I nie, wcale nie był dobrym papą, któremu zależało na wykarmieniu rozwrzeszczanych pociech. Standardowo wymykał się z Góry, jednak tym razem pod całkiem przyzwoitym pretekstem. Równie dobrze mógłby wysłać Yury'ego i Tsukiego samych, jednak możliwość zapolowania wydawała mu się na tyle interesująca, że nie mógł odpuścić sobie tej małej przyjemności.
Któryś chętny na noszenie moich ubrań?
Zapytał, mając nadzieję, że szybko zrozumieją jego zamiary.
Zatrzymał się w końcu, spoglądając na śnieg i znajdujące się na nim odciski kopyt.
To jak, panowie, zaczynamy?
Uśmiechnął się szeroko na samą myśl.


\\Takie tam smęty na początek, wybaczcie.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.18 15:25  •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
Utkwiwszy wzrok w przestrzeni przed sobą, włożył wcześniej trzymanego między palcami papierosa do ust i zaciągnął się porządnie, podtrzymując dym na dłużej w płucach. Pogoda może nie była piękna, zimno zaglądało mu pod poły kurtki, ale przynajmniej lepsze to niż spływający po skórze pot zafundowany przez zerkające w ślepie słońce. Nawet wyjątkowo nie założył okularów; nieczynne oko otulała opaska, drugiej zaś zerkało na świat czymś na wzór ni to pogardy, ni to znużenia, ni to rozbawienia, jakby jego właściciel nie potrafił zdefiniować, w jakiej był obecnie kondycji psychicznej. Przez chwilę nawet zapomniał o towarzystwie dwóch innych najemników, dopiero, kiedy jeden z nich zabrał głos, przemieścił wzrok najpierw na niższego, potem na wyższego, a płytka paznokcia palca serdecznego skonfrontowała się ze skronią. Postukał o nią trzykrotnie, wyczuwając pod opuszkiem krzywą strukturę zmarszczek, ale zanim posłużył Shane'owi cenną radą, wypluł pet z ust i nadepnął na niego jednym z ciężkich, wojskowych buciorów.
  — Jeśli potrzebujesz tragarza, załatw sobie konia — podsunął, usiłując bezskutecznie zwalczyć chrypę, która przyległa do wypowiadanych słów.  W tym celu odchrząknął. ale wątpił, że tym sposobem uda mu się naprawić kondycje strun głosowych. —  Jakiś czas temu spotkałem takiego jednego, dość dobrze zbudowanego. Trochę nieokrzesanego, ale skoro poradziłeś sobie z pająkiem, to i jemu dałbyś radę. Poza tym nie po odmówiłem sobie kilku godzin snu, by teraz oglądać twoje nagie dupsko. Miej trochę litości dla mojego oka i weź pod uwagę to, że została mi tylko jedna sztuka. — Wraz z tymi słowami, na wargach ułożył się również kpiarski uśmiech. Nieszczególnie kwapił się do tego typu pomocy, ale skoro Pradawny takowej potrzebował, to niech chociaż ładnie poprosi, albo przynajmniej pochowa te swoje łachmany do worka. Nie miał zamiaru sprzątać bajzlu, który narobi, by przybrać zwierzęcą formę, choć niewątpliwie posiadał w tym pewne doświadczenie. Na samą myśl o centaurze i jego psim towarzyszu parsknął w geście wyraźnego rozbawienia, po czym sięgnął dłonią po kolejnego papierosa.
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.18 22:54  •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
Przez większość drogi milczał, trzymając się bardziej z tyłu. Obserwował to raz idącego przed nim rudowłosego, to biomecha. I chociaż jego głowa była wypełniona różnymi kłębkami myśli, to ciężko było cokolwiek odczytać z jego mimiki. Z każdym kolejnym dniem robiło się coraz chłodniej. Byłoby miło, gdyby udało im się upolować coś puszystego. Mieliby z tego nie tylko mięso, ale również skórę a może nawet i futro, które pełniłoby rolę ciepłego koca, którym mógłby otulić się w zimne wieczory. Westchnął tęsknie, wreszcie zrównując krok ze swoimi Smoczymi towarzyszami.
- Zwariowałeś. - rzucił kąśliwie do rudowłosego, zerkając z boku na jego profil.
- Jeżeli będę taszczył twoje ciuchy, to mnie spowolnią. Niech ten tutaj starzec ci je nosi. - wskazał palcem za ramie wprost na Yurego. Nawet na niego nie spojrzał, ale można było przysiąc, że w tym momencie na głowie Tsukiego pojawiły się niewidoczne różki samego diabła.
- Shane. Nie boisz się, że jak się rozbierzesz, to z zimna będzie jeszcze mniejszy i ciężko go będzie dostrzec gołym okiem? - przekręcił głowę w bok, mówiąc to z zaskakująco niewinnym tonem.
A potem uśmiechnął się chytrze, wyszarpując jeden ze sztyletów, i bez jakiegokolwiek słowa ostrzeżenia wystartował po śladach zostawionych po zwierzęciu, zostawiając pozostałą dwójkę nieco z tyłu.
Kto pierwszy ten lepszy, czyż nie?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.11.18 17:41  •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
Las. - Page 19 Smierc-1539961655
Śnieg skrzypiał pod naciskiem kopyt jak pod podeszwami butów. Każdemu krokowi towarzyszyło wyraźne chrupnięcie, które odstraszało ptactwo siedzące na pobliskich krzakach i gałęziach.
Koń nagle zarżał, odwracając uwagę jeźdźca od krajobrazu. Zarzucił łbem, tym samym zwracając białe ślepia na wędrującą trójkę. Coś zabłyszczało w pozbawionych tęczówek i źrenic oczach. Wodze huknęły w powietrzu, gdy Śmierć popędzała wierzchowca.
Tym razem zmorze nie towarzyszył żaden dźwięk. Wyrzucane przez gnające kopyta grudki śniegu opadały bezdźwięcznie, wiatr nie hulał między odsłoniętymi kośćmi, ziemia nie dudniła od mocnych kroków.
Na sekundę przed zwróceniem czyjejkolwiek, dosłownie krok od wędrowców, jeździec zniknął. Ot tak rozmył się w powietrzu wraz ze zwierzęciem. Idąca trójka poczuła na karkach zimny, lodowaty wręcz oddech. Sekundę później w powietrzu rozbrzmiało przeraźliwe rżenie, choć okolica wydawała się całkowicie opustoszała, jakby martwa.


termin: 09.12


Ostatnio zmieniony przez Apokalipsa dnia 01.12.18 18:12, w całości zmieniany 1 raz
                                         
Apokalipsa
Apokalipsa
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.11.18 21:16  •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
Zimny wiatr buchnął mu twarz, gdy został wyminięty przez Wiwerna.
  — Ej, krasnalu, wiem, że palisz się do powiększenia ilości trucheł, ale bez przesady. Weź pod uwagę nasz wiek. Jesteśmy trochę w gorszej sytuacji niż ty — zauważył z rozbawieniem, bo wcześniej słowa jego towarzysza nie wywarły na nim odpowiedniego wrażenia. Starzec. Nie raz tak na niego wołano. Zresztą – może faktycznie był za stary na takie zabawy. Może…
  Nie podszedł w ślad za Tsukim, który najwyraźniej miał zamiar zacząć bez nich. Po prostu obserwował jak jego sylwetka znika mu z oczu w tumanie unoszącego się przez konwulsyjne drgania powietrza śniegu. Nadal miał w pamięci jego wymizerniała sylwetkę; ciekawe czy wrócił do dawnej sprawności po tym incydencie? Nie miał okazji zapytać, ba, nawet nie miał kiedy odbyć z nim treningu. W zasadzie towarzyszyło mu wrażenie, że Tsukishimaru go unikał, ale może po prostu ani jeden, ani drugi nie mieli czasu, ale jakie to miało znaczenia w obliczu ich dzisiejszego spotkania?
  Yury coraz rzadziej bywał na Smoczej i odpowiadał mu ten stan rzeczy; nawet przestał zaglądać do pomieszczenia, w którym zwykł spać, podczas pobytu w najemniczej bazie i stronił też od towarzystwa swoich smoczych druhów. Miał bowiem wrażenie, że wraz ze zniknięciem Smolistej pod pewnym względem stracił serce do tego miejsca.  
  Zapalił papierosa i zaciągnął się nim, obserwując parę i dym unoszący się podczas wypuszczenia tego drugiego z płuc. W zasadzie nie zaistniały w nim chęci na polowanie, takowe było pretekstem, by wyrwać się ze Smoczej Góry. Poza tym chciał zobaczyć ich obu w akcji. Ocenić ich predyspozycje, umiejętności, chociaż nie wątpił, że takowe była na wystarczająco wysokim poziomie, skoro po tylu latach nie uleciało z nich życie; najprawdopodobniej ich wachlarz przewyższał jego własne w większej ilości aspektów. Starości nie radość, co, Yury?
  Z rozmyślań wyrwał go osobliwy dźwięk w swojej konstrukcji przypominający końskie rżenie. Rozejrzał się dookoła, ale zdezelowane oko nie było w stanie zlokalizować jego źródła. Nie przejął się jego brakiem; zapewne sylwetka zwierzęcia ukrywała się przed ich wzrokiem gdzieś w okolicy, pomiędzy wymarniałymi drzewami. Natomiast podmuch nieprzyjemnego, wdzierającego się pod poły ubrań (oddechu) wiatru, potraktował jak objaw nadchodzącej zimy. Zapiął zamek błyskawiczny kurtki po samą szyję i narzucił na głową kaptur, by zachować odrobinę ciepła. Mimo wszystko nie chciał dopuścić do zamarznięcia swoich starych kości.
   — Słyszeliście? —  zapytał, nieco podnosząc głos, by znajdujący się kilka metrów przed nimi chłopak mógł go usłyszeć. — No, Shane, wygląda na to, że dopisze ci szczęście i faktycznie będziesz miał okazję zaopatrzyć się w wierzchowca, bo wygląda na to, że gdzieś w pobliżu jest koń, albo przynajmniej stworzenie tego typu — stwierdził, bo uświadomił sobie w trakcie wypowiadania słów, że to niekoniecznie musiał być koń. Równie dobrze mogła być to hybryda albo inny dziwoląg. Przystanął, nasłuchując, ale ówże zasłyszany przez niego dźwięk nadal wirował w powietrzu. Był ciężki, jak jego oddech po zbyt intensywnym wysiłku fizycznym,
  Co to mogło być?
  Nie wiedział.
  Znów włożył papierosa do ust. Nigdy nie był myślicielem. Lepiej nadawał się na funkcje mściciela.

|| Shane wyraził zgodę na podmianę kolejności odpisów. Ten leniwy bułek odpisze po mnie. xD
                                         
Yury
Windykator     Opętany
Yury
Windykator     Opętany
 
 
 

GODNOŚĆ :
Wcześniej Kido Arata, teraz Yury. Czasem Wujek Menel (c)Chyży.


Powrót do góry Go down

Pisanie   •  Las. - Page 19 Empty Re: Las.
                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 19 z 27 Previous  1 ... 11 ... 18, 19, 20 ... 23 ... 27  Next

 
Nie możesz odpowiadać w tematach