Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Pisanie 11.10.14 19:25  •  Śnieżny Szczyt Empty Śnieżny Szczyt
Śnieżny Szczyt 39034096216167469788

Wzbija się ponad chmury i sięga Niebios, szczyt góry Babel, osnuty pledem z białych kłębków i czapą śnieżną. Wiecznie oświetlony blaskiem Słońca, nie boi się złej pogody. Można śmiało orzec, że jest ponad to. Stojąc tutaj można podziwiać ocean cumulusów, przepływający i kołyszący się wokół. Gdy zaś spojrzysz w drogę, którą przybyłeś zobaczysz surowe, chropowate zbocze niby to drabinę, która posłużyła ci do wspięcia się w inny wymiar. Inny, piękniejszy świat.




Ostatnio zmieniony przez Bade dnia 01.11.14 17:42, w całości zmieniany 1 raz
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 12.10.14 20:46  •  Śnieżny Szczyt Empty Re: Śnieżny Szczyt
Pośród miejsc Edenu w jakich mogli się zetknąć przelotnie, Bade nie znalazł nic interesującego na tyle, by zaakceptować chociaż jedną z propozycji serafina. Nie zamierzał pokazywać się publicznie, nie ścierpiałby prywatnych komnat ani sal. Jeżeli jego noga miała postanąć w rajskim ogrodzie, to tylko tutaj, na górze Babel. Prawą nogę oparł wygodnie na skałce, umieścił papierosa pomiędzy wargami i dotknął jego końcówki palcem. Rzecz jasna zdjął wcześniej skórzaną rękawiczkę, by użyć Dotyku Zniszczenia. Majestat jego funkcji - Niszczyciela - umarł razem z żarem gasnącym w śniegu, gdy Bade rzucił niedopałek za siebie. Oczywiście był wcześniej, nie daj Boże, żeby się spóźniał! Musiał mieć odrobinę szacunku do samego siebie i... zapierającego dech w piersiach krajobrazu. Gdyby był na czas, mógłby wiele stracić z owej potęgi natury. Obserwował jak chmury leniwie kołyszą się niby to fale oceanu. Oddychał pełną piersią, prezentując ją oczywiście nieskalaną przyzwoitym ubraniem. Czy naprawdę upadł tak nisko, by ubierać się galowo na spotkanie z najwyższym serafinem? Nie, sądząc po nagim torsie, na który narzucił tylko skórzaną kamizelkę z piórami wciąż miał tupet i zdecydowaną odporność na zimno. Był zahartowany. Zresztą... Jako dzielny wojownik Niebios musiał znosić każde warunki, by napędzać ich chwałę i męstwo. Bla, bla, bla!
Oblizał spierzchnięte wargi, nasuwając rękawiczkę z powrotem na dłoń i zaraz wsunął obie do kieszeni zwykłych jeansów. Podziwiał krajobraz, bezsprzecznie przejęty i zachwycony tym spokojem. Cieszył się nim, póki nie nadeszła jeszcze pora zwierzeń. Zamierzał wykorzystać spotkanie z Razjelem do wyjaśnienia sprawy miecza. To stawało się już na tyle niewygodne, że postanowił zasięgnąć rady. Pomocy. Czegokolwiek. Może serafin był w stanie wyjąć go z obrazu? Chodziły słuchy, że ma takową umiejętność. Hyc, zaraz Szalhevas znalazłby mu jakiś obrazeczek z Abbadonem. Przecież tego było pełno w tym nowoczesnym, upadłym świecie. Może nie byłoby tak upiornie. Westchnął, spuszczając głowę w dół i grzebiąc czubkiem czarnego, kowbojskiego buta w śniegu. Wyglądał nieco niepoważnie w tym całym stroju, rodem z Ghost Ridera, ale bynajmniej do śmiechu mu nie było. Nie lubił Edenu. Not anymore. Nie tęsknił za nikim i niczym. Wszystko było mu nieco obojętne i chociaż powód mógł leżeć jedynie w jego klatce piersiowej, około 3 cm wgłąb, Abbadon uznawał, że to doświadczenie i spokój zrodziły w nim obojętność. Czekał na niego. Cierpliwy, znużony, prawdziwie i bezkresnie obojętny.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.10.14 19:54  •  Śnieżny Szczyt Empty Re: Śnieżny Szczyt
Proponował mu naprawdę wiele opcji...
Razjel był zaskoczony, gdy przedwczoraj, według Ziemskiego czasu, siedząc w swoim ogrodzie i oddając się czytaniu jednej z ksiąg, otrzymał wiadomość od samego Abbadona, o tym, że chce się spotkać i porozmawiać. Prawdopodobnie sam fakt wiadomości, w ogóle by go nie zaskoczył, ale sformułowanie 'porozmawiać' naprawdę niemal go rozbawiło. Pan Tajemnic oczywiście miał świadomość w jakim temacie, najprawdopodobniej, Abbadon potrzebuje rozmowy. Sam już miał się do niego udać w tej sprawie, zwłaszcza, że była nieco niepokojąca w swej niezwykłości. Tak więc, zaproponował mu, żeby Shalhevas pojawił się w Edenie, by odbyć spotkanie twarzą w twarz. Abbadon jednak wyraźnie odmówił, gdziekolwiek by to nie miało być. Tak więc nie widząc wyjścia, Serafin zapytał, co on proponuje. I padło na Szczyt. No tak, ale cóż poradzić. Razjel nie miał zamiaru oddawać się podziwianiu krajobrazów, po pierwsze było jak dla niego nieco za biało, a po drugie zbyt wietrznie. Gdy Bade oddawał się kontemplowaniu bezkresnego, białego morza obłoków, spośród nich wyłoniła się łamiąca krajobraz postać, początkowo wielkości ogromnego ptaka, po chwili już normalnych kształtów przedstawiciela mieszkańców Raju. Jego czarne skrzydła przecinały powietrze przywodząc na myśl ruchy skrzydeł ogromnego kruka. Razjel, Książe Magów i Pan Tajemnic wylądował niedaleko, może około 5 metrów, przed Abbadonem i strzepnął, eleganckim ruchem, szron z górnej części swojego edeńskiego stroju. Rozejrzał się po szczycie, a potem po otaczających go chmurach. Odgarnął włosy, które niesfornie osunęły mu się na twarz podczas lotu i jego intensywnie zielone oczy spoczęły teraz na postaci Anioła Zniszczenia
- Witaj, Shalhevas. Abbadonie. Długo mnie oczekiwałeś?
Czysta formalność, tak jak zwykle. Serafin po prostu nie potrafił być całkowicie rozluźniony. Poza swoim typowym strojem, miał dodatkowo narzucony płaszcz, z dość ciepłego i nieco ciężkiego materiału z futrzanym, czarnym kołnierzem. Jego szyję zakrywała stójka od kamizelki, zapięta na trzy aksamitne guziki. A wszystko w odcieniach czerni. Śnieg, pod jego wysokimi do kolana butami, zatrzeszczał, kiedy Razjel ruszył się z miejsca i podszedł do bardziej płaskiego kawałka terenu. Zsunął skórkowe rękawiczki ze smukłych dłoni, po czym klasnął w nie. Światło błysnęło i chwilę później Pan Tajemnic siedział już na stworzonym z energii światła, eleganckim krześle. Był na tyle sprytny, by usiąść w takim miejscu, gdzie od wiatru zasłaniała go sporych rozmiarów skałka, tak więc zapewnił sobie w miarę odpowiednią wygodę w tych mało dogodnych warunkach. Założył eleganckim ruchem nogę na nogę, po męsku i czekał na to, by Abbadon zaczął swoją 'rozmowę'...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.11.14 18:11  •  Śnieżny Szczyt Empty Re: Śnieżny Szczyt
Zauważył go natychmiast. Czarna rysa na śnieżnobiałym obrazie. Jakby kot przedarł pazurem idealne płótno. Bade zacisnął na sekundę szczęki, nieco spięty. Bynajmniej nie działał na niego majestat serafina, chociaż trzeba przyznać, że miał sporą jego dozę. Nie, nie chodziło o tremę. Raczej o swoiste 'zepsucie' krajobrazu. Naraz Abbadon cmoknął z niesmakiem, jeszcze poza zasięgiem uszu Razjela. Wziął głęboki wdech i z naturalną obojętnością w lewym oku obserwował jak surogat samego Pana idealnie wpasowuje się w śnieżną zaspę swoimi edeńskimi, eleganckimi trzewikami. Kpiący uśmieszek zaigrał w bursztynowym ślepiu bruneta, toteż spuścił na chwilę głowę, skupiając całą swą uwagę na zgaszeniu motocyklowym butem dopalonego do samego końca papierosa. Leniwie przeczesał włosy i obrócił się do Razjela, który właśnie umościł się w świetlistym krześle. Wspaniale, audiencja jak u króla. Abbadon rozejrzał się, jakby szukał drugiego krzesła i usiadł na ośnieżonej skałce, opierając łokcie z tyłu na jej wyższej części. Nie grzeszył taktem, gdy nie musiał. Miał w sobie dość kultury i wyczucia, by mieć je w nosie. No przy serafinie miał się krygować i bić po oczach elokwencją, elegancją i innymi przymiotami wysoko urodzonych? Może jeszcze miał mu ucałować stópkę? Był na litość Pańską Abbadonem, mógł zachowywać się jak niewychowany gbur! A jednak odezwał się z szarmanckim, pociągłym akcentem, niemal kokieteryjnie jak na standardy Edenu.
- Skłamałbym wierutnie mówiąc, że zmarzłem na kość. Byłoby to nie w takt, skoro sam wybrałem owe miejsce. Jak zdrowie, serafinie? Tron Pański nie wpija się zbyt mocno twardym kantem w twoje szanowne... plecy? - urwał na pół sekundy, dla zasady, nim skończył pytanie. Nieco bezczelnie, ale jednak zaraz wyprostował się godnie i skinął mu głową. -Moje maniery, wybacz. Oczywiście nie miałem na myśli by cię obrazić.
Wet za wet - ty mi krzesło, a ja cię Tronem - mówiło jego iskrzące się oko.
- Zagubił się mój miecz.
Abbadon miał to do siebie, że niezbyt długo czekał z sednem tematu, ale i nie wystrzelał z nim bez powitania czy choćby namiastki pogawędki. Ton jego wypowiedzi jasno mówił, że to koniec jego słów i że następne być może ciężko będzie wydobyć. Z natury był raczej milczącym i kąśliwym typem. Niesamowita gracja z jaką posługiwał się rodzimym językiem kontrastowała z jego ekstrawaganckim ubiorem jak czerń skrzydeł Razjela wobec bieli śniegu, a zarazem podkreślała jego pochodzenie - wysokie, unikatowe, cenne - jedyne w swoim rodzaju. Siedział prosto, ale nie sztywno jak sam Pan Tajemnic. Anioł Zniszczenia zdawał się naturalnie majestatyczny, bez pewnej dozy napięcia, charakterystycznej dla choćby i serafina naprzeciw. Jego twarz wyrażała głębokie i niepowetowane NIC, a lekko podrygujące palce prawej dłoni zdradzały werwę żołnierza.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.11.14 15:54  •  Śnieżny Szczyt Empty Re: Śnieżny Szczyt
Serafin krótko ocenił wygląd i postawę, prezentowane przez Abbadona. No tak. Podejrzewałby o oszustwo i podstęp, gdyby stojąca, a za chwilę siedząca przed nim osoba, wykazywała choć gram taktu, porównywalny do tego, którym szczycił się Razjel. Znał go na tyle długo, by wiedzieć jak Shalhevas zachowuje się zazwyczaj. Jak całą swoją luzacką postawą wykpiwa maniery i konwenanse edeńskie. Przywykł do takiego zachowania, choć już od długiego czasu nie miał okazji się z nim spotkać. Odkaszlnął więc lekko i przechylił głowę, wspierając się teraz jednym łokciem na podłokietniku krzesła. Zanim zdążył się zastanowić, czy aby na pewno wygodnie jest drugiemu skrzydlatemu na tych ośnieżonych skałkach, dostał ripostą na temat tego, czy oczekiwano go długo i dodatkowo równie uprzejmie zapytano go o to, jak to mu się wygodnie siedzi na Tronie. Ściągnął usta w cienką linię, ale nie poruszył się nawet o milimetr.
- Miło z twej strony, że pytasz Abbadonie. Nie sądziłem, że postać tego jakże wysokiego kalibru, dbająca jedynie o swe sprawunki, zainteresuje się stanem zdrowia kogoś zamieszkującego Eden. Moje plecy mają się całkiem dobrze, dziękuję.
Odpowiedział grając w tę małą grę anioła Zniszczenia. Jego spojrzenie dostrzegł, ale zignorował. Oczy Serafina mówiły tylko, że zrozumiał, ale że Shalhevas powinien liczyć się z tym, z kim rozmawia i że za jednym ruchem jego dłoni mógłby zostać na tym szczycie na tydzień, zatrzymany przez sztuczki Księcia Magów. Zdanie co do manier, Razjel skwitował tylko kiwnięciem głowy, które również miało popchnąć Abbadona do kontynuowania tematu. Najwidoczniej mężczyzna załapał, bo już po chwili, niczym pięścią w twarz, Serafin został uderzony krótkim i prostym zdaniem oznajmującym, które dotyczyło dokładnie tego tematu, którego się po aniele Zniszczenia spodziewał. Kącik jego ust drgnął lekko ku cynicznemu uśmiechowi, kiedy podparł głowę na dłoni, układając ją jakby na trzech palcach. W jego oczach igrało wyraźne rozbawienie, ale i dostojna złość. Nie dopuszczalnym w końcu było, by Abbadon zagubił gdzieś swój miecz, którym mógł siać zniszczenie. Gdyby oręż ten znalazł się w niepowołanych rękach...
- 'Zgubił się'... Sam? Nie miałem pojęcia, że miecz, który otrzymałeś od Najwyższego posiadał nogi i własną świadomość.
Nie uniósł głosu. Natomiast wkradły się do niego emocje. Serafin zamilkł, po czym wstał. Krzesło zniknęło, rozpływając się w powietrzu, a on przeszedł się kilka kroków w lewo, zaplatając obie ręce za sobą. Zastanawiał się, co w takiej sytuacji należało zrobić. Ukarać Shalhevas za takie zaniedbanie? Zesłać na Ziemię zastępy, żeby szukały zguby? Wszcząć jakiś alarm? Zająć się tym samemu, czy może zrzucić całą robotę na ręce Abbadona, skoro to jego problem. I tak jak dłuższą chwilę nie patrzył na mężczyznę obok, a wbijał spojrzenie gdzieś w przestrzeń chmur, daleko w oddali, nadal utrzymując tę swoją prostą, wystudiowaną i naturalną dla siebie postawę, ze skrzydłami złożonymi przy ciele, obrócił się w końcu do niego pół bokiem i zagarnął włosy, by mu nie przeszkadzały.
- Sądziłeś, że nie wiedziałem? Czego oczekujesz z mej strony?
Przeszywał go tym intensywnym spojrzeniem, w którym kryło się coś, co mówiło że nie był Bogiem i nie wyciągnie tego miecza z rękawa. Że jest wiele niezliczonych problemów, a ten kolejny znów nie pozwoli mu zmrużyć oka do późnych godzin i wiele dni. Zajmowanie się wszystkim było dla niego męczące, ale on kochał to zmęczenie i jak zwykle miał zamiar dawać z siebie wszystko, by utrzymać sprawy na poziomie. Zacisnął dłoń wokół nadgarstka drugiej. Zmrużył oczy, odwracając wzrok od Abbadona, po czym westchnął ciężko...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 01.12.14 16:46  •  Śnieżny Szczyt Empty Re: Śnieżny Szczyt
Obserwował go z całą możliwą do wykorzystania nonszalancją, na jaką mógł sobie pozwolić. Czytaj: z całą, jaką znał, niemal wyczerpującą całe zasoby Wszechświata. Uniósł się razem z Razjelem, nie pozwalając mu górować nad sobą. Czysty, niemal żołnierski ruch jego dłoni wyrwał z kieszeni elegancką papierośnicę. Kocim gestem zagarnął ze złotego puzderka jedną sztukę po brzegi wypełnioną zielem księżycowym, znanym co poniektórym jako wyborny narkotyk, halucynogen, by zaraz bez wahania uchwycić koniec papierosa. Wkład lekko zadymił od płonącego dotyku Abbadona, który nie spieszył się z odpowiedzią dla Księcia Tajemnic. Głęboko westchnął, tworząc obłoczek pary współ z gryzącym dymem i obrócił się ku wcześniej podziwianemu krajobrazowi. Niezmienny i stabilny spokój pomagał mu myśleć.
-Rady.- odpowiedział zdawkowo. Pominął odpowiedź na pytanie pierwsze, biorąc je za retoryczne. Nie potrzebował udowadniać swojej inteligencji inaczej niż robił to w tej chwili.
-Ściślej biorąc nogi oraz świadomość posiadał złodziej. Zapewne szurnięty jak cała banda wróżek chrzestnych panny Śnieżki. - na myśli oczywiście miał lekkomyślność domniemanego złodzieja. W końcu, nawet najodważniejszy nie powziąłby się przedsięwzięcia tak idiotycznie niebezpiecznego jak kradzież Miecza Zniszczenia z samych rąk Abbadona. Niezaprzeczalnie musiał być to wzięty wariat.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 02.12.14 15:05  •  Śnieżny Szczyt Empty Re: Śnieżny Szczyt
Umysł Serafina sugerował mu teraz, że doskonale doszedł do tego, czego oczekuje od niego Abbadon, już wcześniej. Oczywiście rozważał różne scenariusze o co może chodzić temu aniołowi. Nie miał mu skąd wytrzasnąć tego miecza. Nie miał też jak sprawić, by złodziej szybko został wskazany. Razjel zaplótł dłonie za sobą, prostując się zupełnie. Rady. Przyszedł po radę, jak do kogoś wyższego rangą, czy jak do przyjaciela? Potrzebował pocieszenia, czy może rozwiązania. Razjel stał i kontemplował ten temat z przyjemnością, choć był nim oczywiście zaniepokojony. W końcu zniknięcie tego konkretnego miecza to ogromne nieszczęście i znaczący problem. Ktoś, kto odważył się i podołał kradzieży tego oręża nie mógł być zwykłą przeciętną jednostką, tak więc albo może to być ktoś, kto już od dawna ma z niosącym zniszczenie na pieńku, albo ktoś nowy, kto chce pokazać swą siłę Niebu i kompletnie pogrzebać anioły w chaosie. Tak czy inaczej, w pierwszej kolejności trzeba by było zacząć działać szybko, ale i cicho. Powrócił wzrokiem do Abbadona
- Potrzeba ci mej rady... Widzę tutaj, póki co jedno wyjście. Powinieneś zorientować się, kto z twych żyjących jeszcze wrogów, zechciałby i miałby możliwość upokorzyć cię w taki sposób. Zorientuj się też, czy nie pojawiła się nowa figura w grze. I nie chcę, byś mówił o tym zbyt głośno. Im mniej osób wie o sprawie, tym lepiej.
Podsumował całość. Zastanawiało go jakim cudem ktoś zdołał ukraść ten miecz. Abbadon go nie bronił? To było dziwne, a rozwiązań było zbyt wiele, by chciał dalej zaprzątać sobie tym pytaniem głowę, nie zadając go wprost
- Od momentu gdy jeźdźcy rozpierzchli się na cztery wiatry, wszyscy zrobiliśmy się nieco osowiali. To zniknięcie miecza, to jak preludium do czegoś poważniejszego.
Powiedział jakby do siebie, ale wiedział, że temat jeźdźców dotyczy w równym stopniu jego, jak i Shalhevas. Zatrwożył się...
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 06.12.14 18:40  •  Śnieżny Szczyt Empty Re: Śnieżny Szczyt
Kłótnie, walki, morderstwa. Korupcje, porwania, oszustwa. Świat chory, zepsuty, a w samym jego środku rozwijała się następna zaraza, zmora, sprzyjająca wszelkiemu złu. Ciemność. Czymże jednak jest ciemność bez władcy?
W cieniu nagle coś się poruszyło. Długi, chude kończyny wyprostowały się, mięśnie rozciągnęły, sierść zjeżyła się, wracając szybko do poprzedniego stanu, ogon zamiótł podłoże. Otworzyła ślepia, które połyskiwały teraz, niczym dwa kawałki szlachetnego szkła na słońcu, uszy postawiła na sztorc. Wypełzła z jamy niemal niezauważona, nie wydając przy tym nawet najmniejszego dźwięku, umiejętnie omijała kamienie, gałęzie, liście zdawały się niewzruszone jej ciężarem. Wiatr jakby ucichł, w niskim pokłonie omijając władczynię ciemności. Jej organizm powoli wracał do poprzedniego stanu. Kilkudniowy sen okazał się błogosławieństwem dla jej zmęczonego ciała, w którym uwięziona była strwożona dusza. Ciała, którego najchętniej by się pozbyła.
Jej chód był spokojny, myśli wędrowały jakby koło niej, przez co odłączyła się od rzeczywistości. Dlatego dwie sylwetki zauważyła dopiero, gdy znalazła się pięć metrów od nich. Proces regenracyjnej hibernacji jeszcze się nie zakończył, zmysły nie powróciły do pierwotnej doskonałości, a Kaji mogła jedynie zatrzymać się i pod dyktando niepewności cofnąć o parę kroków, spoglądając nieufnie na nieznajomych mężczyzn.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 13.12.14 23:20  •  Śnieżny Szczyt Empty Re: Śnieżny Szczyt
Obojętnie przyglądał się serafinowi, wykazując tym gestem śladowy szacunek jaki posiadał do wyżej postawionych. Wróg? Miał ich na pęczki, od samego czubka buta aż po daleki horyzont, który przyszło mu zmierzyć teraz wzrokiem. Odziany w biel zdawał się niemym pomrukiem ganić Abbadona za kłamstwo jakiego się dopuścił. Nie, nie ukradziono mu miecza. W każdym razie nie dosłownie. Zagubił go, powiedzmy, w "akcji". Któregoś razu w jakimś niezbyt schludnie urządzonym Domu Uciech musiał zapodziać Miecz Zniszczenia. Pytanie jednak niewiele zmieniało swoje oblicze kto zabrał i nie oddał oręża właścicielowi? Ktoś śmiały, z pewnością. I szybko zacierający ślady. W końcu Bade był raczej wysokiej inteligencji aniołem, podjął śledztwo, gdy tylko wytrzeźwiał na tyle by zorientować się o braku miecza. Jednak śladu nie odnalazł. W pierwszej chwili oczywiście zbagatelizował sprawę, stawiając na to, że pewnie zapomniał miejsce, w którym go zostawił. Jednak później lekki dreszcz niepokoju osiadł mu na plecach i pojawiał się regularnie. Z tego powodu nie był to jego ulubiony temat rozmów. Cmoknął ostentacyjnie.
- Tak czy siak, informacja została przekazana. Nic więcej do powiedzenia nie mam, prócz lekkiej nagany z tytułu zaniedbania stosunków przyjacielskich. Poza tym mój zasób tematów na dzisiejsze, jakże urokliwe spotkanie, zakończył się. Jeśli nie będziesz więc miał nic przeciwko, Serafinie, opuszczę Eden. Nie ma tu miejsca dla starych legend i ich bohaterów. - skłonił lekko głowę w geście pozdrowienia, rozwinął długie, sierpowate skrzydła i potężnym ich ruchem wzbił się w powietrze jak rakieta, po chwili znikając z pola widzenia. Tak, miał żal za to, że przestał być ulubieńcem Niebios. Jednak nie zamierzał topić się w nim i zalewać goryczą. Zamierzał się upić. I pieprzyć. Ku chwale Niebiańskich Ogrodów!

/z.t./
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down


 
Nie możesz odpowiadać w tematach