Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Strona 9 z 17 Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 13 ... 17  Next

Go down

Pisanie 17.05.15 23:01  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 9 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Przewrócił oczami, akurat, gdy Sheba szarpnął za cyngiel, puszczając w powietrze pociski. Tego się po nim spodziewał. Marnujesz je. Chwila przerwy na wdech, nim kolejny strzał przeciął ciszę. Nie rób tego. Nie warto. Mam mary... Mimo myśli, jakie natrętnie krążyły mu po głowie, nie wyglądał na kogoś, kto się tym przejął. Prawdę mówiąc, w jego mniemaniu Jinx mógł się nawet rzucić na nieznajomą z gołymi rękoma, a pewnie i tak nie zostałby powstrzymany przez towarzysza.
Bo po co?
W dupie to ty masz kij, stary.
Miał mu przypomnieć, który z nich chciał się bawić z ofiarą w berka?
Bóg jeden raczy w ogóle wiedzieć, jakim cudem obaj się jeszcze nie powybijali, skoro na każdym kroku musieli dorzucić swoje trzy grosze, coraz bardziej podsycając agresję towarzysza. O ile Growlithe wyglądał zaskakująco spokojnie, jak na kogoś, kto wewnątrz palił się żywym ogniem, tak Jinx z i jego narwanie zapewne biło po oczach. Jeszcze moment a wyjdzie na to, że zamiast celować do Marceliny, wymierzą w siebie nawzajem, wygrażając się w jakichś zakazanych językach i przeklinając każdego bożka po jedno bluźnierstwo na łebek.
„Nie staje mi na jej widok.”
Ramiona mu opadły.
Bez chęci zwrócił twarz ku Marcelinie, która najwidoczniej świetnie się bawiła w całej tej scenerii. Pojawiała się i znikała, wywołując na twarzy „no, no, no, kundla Desperacji” lekki grymas zniecierpliwienia. On sam wyczuł zresztą zdenerwowanie Delthy, który powarkiwał gardłowo, przy okazji całemu się najeżając.
Jeszcze nie.
Przenikliwe spojrzenie trafiło na twarz wymordowanej, lustrując ją bez krzty zainteresowania. Oni wyglądali na ludzi, którzy nie chcą odpowiadać na pytania. Ona wyglądała na bystrą. Po cholerę psuła swój wizerunek? Dość już tego. Jeśli zaatakują z Shebą w tym samym momencie...
Growlithe spojrzał porozumiewawczo w kierunku Delthy. Mara szarpnęła się do przodu.
… to znów im się ktoś wchrzani. Gdy Deltha uderzał łapami w glebę, wydając drżące, ciężkie odgłosy kroków, dotarł w końcu do Marceliny, by trójkątnymi kłami zaatakować jej nogę. Na ziemię chlusnęła czarna, gęsta ślina, jak rozwierał paszczę i kłapnął nią mocno, z zamiarem zaciśnięcia się na ciele o wiele drobniejszej wymordowanej. Białowłosy mimowolnie skierował wzrok ku nowej osobie. Nieznana, silna woń od razu została wychwycona przez czuły węch, ale nie mógł jej nigdzie dopasować.
Pytania?
Śmieszne.
Wyszarpał z kabury berettę, odbezpieczył i strzelił trzykrotnie do zielonowłosej, celując niżej ─ w uda i kolano. Wolną ręką w międzyczasie lekko dotknął Jinxa, by dać mu znak, że zajmie się drugą osobą, a sam postąpił pierwszy krok w stronę nieznajomej, gotów wycelować raz jeszcze i oddać kolejne strzały.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 19.05.15 23:36  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 9 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Spojrzał znudzonym wzrokiem w stronę Marceliny, jakby w ogóle nie był nią zainteresowany. I poniekąd tak też było. Westchnął ciężko jakby całe zło tego świata spoczęło na jego barkach a on biedny, sam, musi się z nimi zmierzyć. Wolną ręką podrapał się po karku, i mruknął pod nosem coś kompletnie niezrozumiałego. Zapewne było to jakieś mało przyjemne przekleństwo. Zerknął w bok na Growa i przechylił głowę na bok. Trzask. Strzeliło w karku. Potem był drugi bok i kolejny akompaniament trzasków. Od razu lepiej.
- Wolę kij niż coś innego. – rzucił kąśliwie, bezczelnie I aluzyjnie nawiązując do pewnych upodobań Wilczura.
Na krótki moment jego twarz pociemniała nieco, kiedy wyczuł obecność jeszcze jednej osoby. Rozmnażały się jak pieprzone grzyby po deszczu. Spojrzał na towarzysza z miną wyrażającą „Serio? Kurwa, poważnie?”, chcąc ruszyć w stronę nowej osoby. Ale Wilczur go ubiegł. A Sheba doskonale zrozumiał jego niemy przekaz. No to pozostała mu tamta pierwsza. Spojrzał na nią i wzruszył niedbale ramionami.
- A ja wiem. Ponoć dość mocno nabroiłaś i masz ponieść teraz konsekwencje. – odparł wyraźnie znudzonym głosem.
A w duchu coraz bardziej prosił, żeby ta farsa skończyła się jak najszybciej.
Naprawdę nie miał dzisiejszego dnia ani czasu ani tym bardziej ochoty na jakieś cholerne zabawy. Wycelował w kobietę, ale nie wystrzelił. Jeszcze nie. Czekał, aż ta się ruszy. Jednakże nie chciał stać z przysłowiowymi założonymi rękoma i czekać jak ostatni dureń. Dookoła nieco powoli zaczęły unosić się kłęby ciemnych chmur. A z każdą kolejną sekundą stawały się coraz bardziej gęste i zbite.
- W sumie co takiego zmalowałaś? Nie znasz pojęcia “szanować cudzą własność”, co nie? Nie wyglądasz na taką. – warknął bezczelnie, obnażając nieco przydługawe kły.
Kłęby chmur unoszących się za Shebą w końcu opadły i rozpłynęły się.
Westchnięcie, któremu po chwili zawtórowało głośne ziewnięcie. Upierdliwie.
Sheba uniósł spojrzenie w chwili, kiedy tuż pod kobietą z ziemi wybiły się ku górze wijące kłęby czarnej mgły. I niczym agresywne stado zwierząt pomknęło w stronę kobiety, opadając na nią, żeby ją zamknąć. Jeśli ta uciekała, one ruszały za nią, niczym rozszalałe bestie chcące dopaść swoją ofiarę jak najszybciej. Marcelina mogła uciekać metr, dwa metry, dziesięć. Jeżeli nie była dostatecznie szybka, mogła wpaść w pułapkę. Zresztą, już sam moment ataku był szybki, więc kobieta musiała być doprawdy szybka.
Strzał.
Potem kolejny.
Tam, gdzie udała się kobieta. O ile uciekała. Celował w nogi, by ją spowolnić. Po co zabijać od razu?
                                         
Jinx
Mastiff     Poziom E
Jinx
Mastiff     Poziom E
 
 
 

GODNOŚĆ :
Servant of Evil


Powrót do góry Go down

Pisanie 24.05.15 19:23  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 9 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Widać, że bardzo się kochają...
Zastrzygła uszami i oparła się łokciem o mur, ziewając donośnie i mlaskając po chwili, obserwując dogadującą sobie dwójkę. Poważnie myślała już nawet nad nabijaniem kolejnych levelów w mini gierce zainstalowanej na telefonie. Ubiegła ją jednak dziewczyna, która wyłoniła się z krzaków, lekko przygarbiona i wyraźnie zdezorientowana. Marcelina uniosła kącik wargi, krzywiąc się z wyraźnym zażenowaniem. Czyżby zdesperowana samobójczyni?
W odpowiedzi prychnęła w stronę mężczyzny. Ona? Nabroić? W życiu... - Pozory mylą. - rzuciła, w tym samym momencie zauważając marę, zdziczałą bestię biegnącą w jej stronę. Nie miała czasu na układanie planu, odruchowo ruszyła w prawo, starając się wdrapać na ledwo stojący już mur ruin. Bestia zdążyła zatopić w jej łydce kły, przez co Marcelina prawie upadła. Rozległy się strzały, z czego tylko jeden zdołał trafić ogoniastą. Prosto w drugą łydkę.
Syknęła, upadając. Wiedziała, że to mogło zakończyć się dla niej tragiczne, dlatego odwróciła się na plecy i z wściekłym warkotem uderzyła marę w pysk, z całej siły wbijając w nią pazury, kopiąc potwora zaciekle. W pewnym momencie chwyciła w dłoń garść ziemi, gruzu i małych kamyczków i cisnęła mieszanką prosto w pysk bestii, próbując wydostać się z pułapki. Dawka adrenaliny okazała się wystarczająca, by ta, mimo obrażeń nóg ruszyła w stronę najbliższego murku. Nie był on wysoki, mierzył zaledwie dwa metry i był pełen ubytków, jednak przez poważnie zranione ramię Marcelina nie zdołała na niego się wspiąć. Odwróciła się więc twarzą do napastników, zastanawiając się gorączkowo, co zrobić. Uciekać nie ma sensu, trzeba więc walczyć. Zjeżyła sierść, tęczówka jej lewego oka przybrała już zupełnie czysty, czerwony kolor. Strach musiała zepchnąć na drugi plan.
Wtedy też zauważyła następną, paranormalną rzecz. Mroczna mgła, kolejne dzikie bestie, pędzące w jej stronę. Zsunęła się po ścianie, zasłaniając rękami, ciężko oddychając. Po chwili wokół niej zrobiło się ciemno.
Panuj nad sobą, panuj... Spokojnie! - usłyszała nagle szyderczy głos, a po chwili chichoty, kilka hienich chichotów, może kilkanaście? - Nie możesz się przecież denerwować! - nie była pewna, czy głosy te słyszała tylko ona, wewnątrz siebie, czy należały one do realnych bytów?
Czy ona już wariowała? Słyszała już je kiedyś. W snach. A to nie był sen, ani koszmar. To była rzeczywistość. Teraz dotarło do niej, że nie mogła zapanować nad własnym umysłem, który był jej najmocniejszą stroną, jej najpotężniejszą bronią, ale i największym przekleństwem... im dłużej żyła tym więcej tajemnic jej istnienia i ukrytych zdolności wychodziło na jaw, a co za tym idzie - poznawała mroczne strony własnego umysłu. Zamieszkiwało go mnóstwo stworów, które zaczęły ujawniać się dopiero teraz.
Dotarło do niej również, że straciła kontakt z Aragotem. Nie słyszała go, nie widziała, nie czuła jego obecności. Chyba pierwszy raz pragnęła, by ten się odezwał. Pierwszy raz bała się, że to, o co prosiła tak wiele razy, czyli o jego zniknięcie raz na zawsze, spełniło się...
- Pani! - następny głos (czego Marcelina miała już serdecznie dość) tnący myśli jak brzytwa, ostry i w tamtej chwili nieprzyjemny, irytujący. Aż dziwne, że zdołał przebić się przez chmurę mgły atakującej Marcelinę. Nie, zaraz. Ten głos był w jej głowie!
Atrita...?
Skrzydła zmiatające kurz i gruz z gleby. Efektywne, zgrabne lądowanie na murze. Gryfica wbiła pazury głęboko w cegły, strącając kilka ze ściany. Jej niesamowity, orli wzrok dostrzegł kulącą się postać w kłębie mrocznej mgły. Zeskoczyła ze ściany, rozkładając ogromne skrzydła i bacznie obserwując dwójkę mężczyzn, bardziej skupiając się na Jinxie.
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.05.15 16:14  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 9 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
    Stała obok uzbrojonej dwójki, rozglądając się dookoła niepewnie. Jej wrodzona ciekawość zawsze sprowadzała na nią kłopoty. Starała się nie wtrącać w nie swoje sprawy, ale zazwyczaj i tak jej się nie udawało. Charakter brał górę, przez co wynikały dosyć dziwne sytuacje.
    Zdążyła chwilę przyjrzeć się całej sytuacji. Dwójka obok której stała miała ewidentnie jakiś problem do Wymordowanej (bo na taką wyglądała) samicy. Jeden z nich zaczął do niej mierzyć, a ona zwinnie poruszała się po przeszkodach, chcąc uniknąć ataku, skierowanego w jej stronę. Niestety oberwała, ale zielonowłosa nie widziała wszystkiego dokładnie, bo w tej samej chwili ujrzała jakiś porozumiewawczy znak pomiędzy mężczyznami. Zwróciła się w kierunku przywódcy DOGSów. Zaskoczyła ją jego reakcja. W jednej, krótkiej chwili chwycił pistolet i wymierzył w jej kierunku. Oczywiście oddał strzały, których dziewczyna nie zdążyła uniknąć. Nie spodziewała się takiej agresywnej reakcji.
    Poczuła przenikający ból w lewym kolanie i udzie. Momentalnie padła na ziemię, obijając sobie przy tym łokieć. Powoli próbowała się podnieść, jednak ból był tak mocny, że nie była w stanie tego zrobić. Czuła, że jej kolano pękło na tysiąc malutkich kawałeczków. Roztrzaskało się, chyba.
    Pocieszała się jedną myślą. Miała cichą nadzieję, że nie chce jej zabić, w końcu postrzelił ją tylko w nogi, więc mógł chcieć ją spowolnić/obezwładnić/cokolwiek innego. Nawiedzała ją również druga, bardziej pesymistyczna myśl. A co jeśli chciał ją zabić, uprzednio zadając jej niesamowity ból? Niby odrzuciła tą myśl, ale ta i tak co jakiś czas dawała o sobie znać, w dość bolesny sposób.
    - Growlithe... jeśli chcesz mnie zabić, to po prostu zrób to teraz. Wyceluj porządnie i zakończ to. Łatwiej jest się pozbyć leżącej, bezbronnej dziewczyny, prawda? - mruknęła, mrużąc lekko oczy, będąc gotową na ewentualny strzał w jej leżące na ziemi ciało. Uśmiechnęła się nawet krzywo w jego kierunku. Sama nie wiedziała dlaczego. Odczekawszy chwilę kontynuowała: - Przecież nic nie zrobiłam, nie mam złych zamiarów... - dodała ciszej, próbując się usprawiedliwić.
    Kilka kolejnych chwil podnosiła się z ziemi, chcąc przyjąć postawę siedzącą.
    Usiadła.
    Bez zastanowienia, chwyciła dwoma rękoma swoją nogę, w dwóch zranionych miejscach, używając jednocześnie daru leczenia, który posiadała. Po chwili jej noga wyglądała lepiej. Fakt, że pewnie swoich pogruchotanych kości nie naprawiła, ale na pewno była w stanie wstać. Uniosła się powoli, spoglądając w stronę Wymordowanej, która była gdzieś za nią. Następnie przeniosła swój wzrok na Growlithe'a. Patrzyła na niego spokojnym wzrokiem. Przecież nie miała złych zamiarów, więc nie musiał tak reagować, prawda?
    Stała dalej, masując lekko nogę, która nadal bolała. Bardzo bolała, ale mniej niż wcześniej, to było pewne.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 27.05.15 2:36  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 9 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Przeładował.
„Growlithe...”
Twarz nie zmieniła wyrazu, ale w oczach pojawił się znajomy błysk, który szerokim łukiem przemknął od jednej tęczówki, po brzeg drugiej. To nieme ostrzeżenie, które nie musiało być wypowiedziane na głos, bo mówiło samo za siebie: nie znosił tego. Nawet się z tym nie krył. Za jakie grzechy tak wielu używało jego imienia, nie mając z nim wcześniej żadnej styczności? Na ułamek sekundy drgnęła mu dolna powieka, wreszcie zdradzając irytację.
Powinien był się zatrzymać w odległości dogodnej do strzału, ale bezpiecznej dla niego samego. Zamiast tego nogi poniosły go dalej, kpiąc ze wszystkich zasad i uderzeniami ciężkich butów wydeptując miarowy dźwięk kroków. Nic nie mówił. Czuł co prawda jak w gardle zaczyna go drapać, ale nie było to spowodowane chęcią odpowiedzenia jej. To wewnętrzne psisko, które dotychczas uśpione leżało w jakimś zakurzonym zakamarku jego osobowości nagle zostało wyrwane ze snu. I warczało, próbując zmusić do tego również Growlithe'a. Ten jednak w zaskakującym spokoju wpatrywał się w dziewczynę, przed którą stanął tak blisko, że jeden krok więcej, a na pewno by w nią wszedł.
Lodowata lufa pistoletu dotknęła jej szyi. Przyłożył berettę idealnie w miejsce, w którym wyczuwalny był puls dziewczyny, aż w końcu ze skrzywieniem, jakby znalazł coś fluorescencyjnego pod zlewem, przekrzywił głowę na bok i już otwierał usta, żeby wreszcie zaczął paplać, ale niebo przeciął jakiś cień.
Mimowolnie zerknął w tamtym kierunku, marszcząc jasne brwi. Gryf oparł się o murek, akurat w momencie, gdy Deltha rozprysnął się jak dotknięta igłą mydlana bańka. Czarna mgła przemknęła do artefaktu, choć kierunek wiatru był sprzeczny, a potem została przez niego dosłownie wessana. Deltka natychmiast zaczął kasłać, hucząc właścicielowi tuż nad uchem. Jego nagły wdech, a nadgarstek Growlithe'a zaczerwienił się nieco od mocniejszego ucisku bransolety. Chłopak zdawał się jednak nie przejmować ani tym, ani dyszącą marą, która zachowywała się, jakby sekundę temu wyłowiono ją z arktycznej wody. Powrócił za to spojrzeniem do Fiametty, taksując ją jarzącym się wzrokiem. Bez namysłu wsunął broń do kabury, jakby nigdy nic chwycił dziewczynę pod ramiona i przerzucił sobie przez bark. Dłoń spoczęła na jej talii, by przytrzymać szczupłe ciało, akurat, gdy odwracał się w kierunku Sheby.
Nic tu po nich.
Włożył palce między wargi i gwizdnął ostro, by dać znak Jinxowi.
Zbieramy manatki. I tak dostała już pierwszą lekcję.
Growlithe przesunął piętę do tyłu, robiąc pierwszy krok, a zaraz potem zaczął się oddalać, bacznie przyglądając się co rusz gryfowi.

// zt (?)
Jeśli gryf nie zaatakuje, of course. ~


@Ev: zt + Jinx, bo jestem leniwa buła i mi się nie chce |: Sheba sobie polazł w pizdu.
                                         
Arcanine
Wilczur     Poziom E
Arcanine
Wilczur     Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 30.05.15 15:12  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 9 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Zacisnęła zęby i powoli wstała, jeżąc wściekle sierść na grzbiecie. Z jej gardła zaczął wydobywać się pomruk, rosnący coraz bardziej w sile. Doskoczyła do mar, zadając jednej z nich cios pazurami. Ostre szpony przecięły powietrze i rozszarpały kawałek gęstej mgły. Gdzieś w murze ciemności dostrzegła Atritę. Ta nie potrzebowała polecenia czy nawet prośby o pomoc. Wystarczyło krótkie spojrzenie.
Gryfica rzuciła się w mroczny gąszcz, również starając się zszargać gęstą mgłę. Do czułych uszu dwójki bohaterek dobiegł głośny gwizd, który zignorowały. I tak prawie nic nie widziały, w kryzysowych momentach nie potrafiły dostrzec własnych rąk. W końcu jednak mgła rozpłynęła się, a one... zostały tu same. Marcelina dostrzegła tylko znikającego w gąszczu mężczyznę, niosącego na barkach zielonowłosą. Drugi znikł jej z pola widzenia, dlatego przez pierwsze kilka sekund rozglądała się za nim, chcąc mieć sytuacje pod kontrolą. Warknęła, energicznie machając ręką, próbując odgonić ostatnie smugi mrocznej mgły. - Kto to był? - zapytała Atrita, pozwalając podeprzeć się prawie upadającej ze zmęczenia Marcelinie. - Wilczur i właściciel burdelu... - wydyszała, puszczając się gryficy i podpierając zmęczone ciało o swoje kolana, zamiatając ogonem ziemię. - ...nie wiem, czego dokładnie chcieli. Ten drugi wspomniał coś o nieszanowaniu cudzej własności. Podejrzewam, że chodziło o ten bar, w którym spotkałam dłużnika kasyna... Dżerald spuścił mu łomot. - spojrzała na ogromne ptaszysko, unosząc brwi i prostując się natychmiastowo, spoglądając na nią z miną pokutnika. - Ej! - podniosła ręce, chwilę potem pozwalając im opaść i odbić się o uda. - Nie mogłam tak po prostu stać i patrzeć, jak Ci świetnie się bawią...
Gryfica chwyciła za kołnierz, przysuwając do siebie. - Ja Ci powiem, co chcieli Ci zrobić - warknęła, przykładając pazura do jej gardła i gestem pokazując wizję , która mogła się spełnić, gdyby nie przypadek i zielonowłosa. Zirytowana Neko próbowała wyrwać się żelaznego uścisku. Atrita westchnęła, trzęsąc głową, jakby chciała powiedzieć "nie". Odepchnęła Marcelinę i rozprostowała skrzydła i lekko się pochyliła, dając Marcelinie do zrozumienia, że nie będzie stała tu tak cały dzień. - Muszę sobie załatwić spluwę. - westchnęła Marcelina. Dżerald miał ich mnóstwo. Splunęła na okoliczne krzaki, czując dziwny posmak w ustach i skrzywiła się, patrząc w krzaki, z których wyszła zielonowłosa. Uratowała jej prawdopodobnie tyłek, sama stając się jednak ofiarą. Marcelina była ciekawa, po co wilczur wziął ją ze sobą? Czyżby spodobała się właścicielowi burdelu i wygrała casting na luksusową dziwkę? Tchórze. - rzuciła w myślach, ostatni raz rozglądając się po okolicy, po czym podeszła do Atrity, obejmując ją w szyi i zgrabnie wskakując na jej grzbiet. Dobra, lecimy. Robota czeka. Gryf rozprostował skrzydła, zrobił kilka kroków po czym majestatycznie odbił się od ziemi i wzbił w powietrze, kierując na zachód. Skrzydła rodziły potężny podmuch wiatru, zmiatający kurz z podłoża i poruszający zszokowanymi liśćmi pojedynczych, młodych drzew. Marcelina chwyciła się mocniej jej grzywy na karku, wtulając się w nią i zaciskając oczy, by pył się do nich nie dostał. Bardzo nieprzyjemne uczucie, a Hiena nie miała teraz ochoty na godzinę szczypania gałek ocznych. - Tylko mi nie powyrywaj piór - usłyszała, gdy były już kilkanaście metrów nad koronami najwyższych drzew - ...wiesz, że tego nie lubię.

z/t
                                         
Marcelina
Poziom E
Marcelina
Poziom E
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 22.11.15 20:35  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 9 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Szukanie celu własnej egzystencji nie należało do zajęć, którymi aktywnie zajmował się Cal. Ta myśl niemal nie istniała na liście jego codziennych problemów, jej szczątkowa wersja przejawiała się tylko w tym, że zawsze szukał sobie zajęcia, samodzielnie. Bycie bezużytecznym to coś, czego maszyny myślące nie lubią najbardziej. Praca kontraktora mu pasowała, był dosyć arogancki w trakcie wykonywania czynności charakterystycznych dla zawodu, ale w tym przypadku było to zaletą, nie wadą. Człowiek z siłą przebicia jest ceniony, a co dopiero android. To właśnie dzięki temu potrafił dotrzeć do swoich klientów nawet w najgorszych odmętach Desperacji, Edenu czy M-3, wszystko by zapewnić sobie pracę, no i godny zarobek. Przyszło mu przemierzać gorsze miejsca, niż ruiny laboratorium, nie wyglądał na przejętego swoją nową trasą do miasta, obojętny i niewzruszony na widoki pokonywał kolejne metry wśród resztek budynków i zardzewiałych resztkach sprzętów.
Teren skażony, zakaz wstępu, uwaga zagrożenie... ignorował wszystko po kolei. Jakie szanse ma wirus z mechanicznym ciałem? Nie było w nim nic, czego mógłby się on przyczepić, był jednym z wielu przedmiotów, które leżały tu i ówdzie, jedyną różnicą było to, iż się poruszał. I tak długo tu nie zabawi, to miejsce jest tylko jednym z wielu które minie w ciągu tego dnia. O dziwo, jak na androida o sporej masie poruszał się dosyć sprawnie. Od zawsze jego plusami była mobilność i sprawność.
Nawet ruiny takie jak te nie były większym problemem, kiedy wzrok padał kilka metrów przed ciało, analizował najlepszą do pokonania trasę i tą właśnie wybierał dla Cyjana. Można by rzecz, że był skupiony na dobieraniu odpowiedniego przejścia na tyle, iż inne czynniki z otoczenia do niego nie docierały. Wszystko pracowało wyciszone w tle, sam android był bardzo wyciszony. Nigdy nie odkrył przyjemności w mówieniu do samego siebie, to była tylko i wyłącznie strata energii.
Krok, krok, krok. Nawet jego wyraz twarzy i blask w oczach wydawały się połowicznie wyciszone. Zabrał ze sobą kilka najpotrzebniejszych w pracy rzeczy, łącznie z bronią, nic poza tym. Taki podróżnik nie posiada nigdy za wiele, a on dodatkowo nie czuł przywiązania do rzeczy, dlatego w drogę ruszał niemal od razu, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Mógł udźwignąć dużo więcej, ale nawet teraz i tak ważył już sporo, ot taka natura tej 'rasy'.
Krok, krok, krok. Nie przejmował się otoczeniem, oczy wskazywały dany kierunek, ciało podążało bez podważenia. Czasami stanął na coś, co się poruszało pod naciskiem, zaokrąglony kamień, kawał płyty ściany, która zachowywała się jak równoważnia. Tego nie był w stanie przewidzieć bez dokładniejszego rozeznania w tracie. Był tu po raz pierwszy, testował nową drogę i...
Ziiiiup.
Czego oczy nie zobaczyły, tego ciało nie uniknęło.
Najpierw poczuł, jak grunt usuwa mu się spod nóg, nawet coś tak nieczułego na delikatne bodźcie jak android jest w stanie wyczuć, kiedy nagle traci oparcie. Potem przechylił głowę lekko w dół, tylko po to, by zobaczyć jak malutkie kamyczki, pozostałości po jakiejś ścianie toczą się w dół razem z jego ciałem. Z gracją opadającej kłody toczył się zgodnie z ruchem drobnego żwirku. Każdy kto chociaż raz podebrał piasek z dołu jego sterty wie, na czym to polega. Dokładnie tak samo zadziałała teraz jakaś przypadkowa sterta gruzu, wytworzona przez najpewniej warunki naturalne, wiatr i tak dalej. Najwyraźniej waga Calamity'ego zrobiła swoje i teraz android bez możliwości wyratowania się z sytuacji czekał, na rozwiązanie tego zjawiska. Byłoby dobrze, gdyby zrobił sobie zjazd na tyłku na sam dół jakiegoś poziomu i mógł pójść dalej. Byłoby dobrze, gdyby jego oczom nie ukazał koniec atrakcji w postaci szerokiej dziury, zapewne po fundamentach
To nie mogło się skończyć dobrze. Nawet z mechanicznym ciałem upadek z kilku metrów do betonowego basenu o wymiarach kilkanaście na kilka metrów (ah te dokładne dane) nie kończy się dobrze. Nastąpił trzask, a potem długa cisza. Dopiero po minucie ciało blondyna zaczęło podnosić się z podłogi. Wyraz twarzy miał taki jak zwykle, czyli wkurzony. Teraz nawet jeszcze bardziej. Kilka spojrzeń na boki uświadomiło mu, że doły na fundamenty opuszczone przez budowniczych charakteryzują się tym, że nie mają schodów, ani nawet drabiny. Nie mają dosłownie nic.
Nie będzie mówił do siebie, nie przeklnie, nie warknie, nie zrobi nic, bo taka jego natura.
Wstał i rozejrzał się. Tyle mu pozostało.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 23.11.15 8:36  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 9 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Przechodzenie przez otwarty, pustynny teren nie potrafi się skończyć dobrze. Żerowiska wszelakich istot o dużym stopniu zagrożenia, drogi przejazdowe gangów, czy inne, mniej lub bardziej interesujące powody zachęciły bruneta do przejścia inną drogą. Po ukryciu Miry, nie wiedząc czy wróci w jednym kawałku z tego, co planuje postanowił obejść możliwe trudniejsze lokacje. I tak znalazł się tutaj, w miejscu które już pamiętał. To tu stracił towarzysza, to tu stracił kompana. Kto by pomyślał że może się przywiązać do innego kawałka złomu tak mocno, samemu będąc jedynie maszyną. Nie powinno być tu przywiązania. Chęci kontaktu. Żalu. Niczego...
A jednak było. W miejscu jałowym, bez uczuć, nawet tutaj można poczuć. I nawet coś... Ktoś taki jak Len może poczuć.
Przemierzając ruiny laboratorium musiał być wyczulony na dźwięki. Istniała szansa na to, że w tym miejscu mogła się zadomowić jakaś bestia, która by bez chwili zawahania zaatakowała z ukrycia. Dlatego też - bezpieczeństwo pierwsze, potem progres w poruszaniu się.
Dlatego też, gdy usłyszał huk jakiś kawałek od siebie, postanowił to najpierw sprawdzić. Połowiczna "ciekawość", jeśli tak to można ująć, a w dużej mierze bezpieczeństwo samego siebie. Jeśli odkryje zagrożenie, będzie wiedział jak się przed nim obronić. Wiedząc jak się przed nim obronić, będzie lepiej przygotowany niż bez tej wiedzy. Istniała szansa że mógł uniknąć zagrożenia nie idąc w stronę tego huku, ale to z drugiej strony mogłoby zadziałać odwrotnie.
Dlatego lepiej ruszać potwierdzoną ścieżką.
Jego receptorom ujawniła się dziura, do której jeszcze zsypywały się drobinki gruzu, więc prawdopodobnie to ona była powodem tego hałasu. Nie mogła jednak zrobić się sama, prawdopodobnie bestia lub humanoid utknęli w niej. Szansa na spotkanie istoty żywej wynosiła blisko 90%, a Len, hm, jakoś nie jest nawykły do pozostawiania istot w potrzebie, gdy akurat mu to nie zawadza w jakiś sposób.
Szybko znalazł się tuż przy dziurze, wychylając ciało tak, by zajrzeć do środka. Troszkę ciemno, ale dostrzegł humanoidalny kształt, chyba w kapturze.
- Jesteś cały? Potrzebujesz asysty? - Trochę głupie pytanie, ale z drugiej strony, jeśli to był anioł lub jakaś istota posiadająca umiejętności w transcendentnym poruszaniu się jak teleportacja, wysiłek w poszukiwaniu sposobu wyciągnięcia go (lub jej) stamtąd byłby w dużej mierze daremny. Był jednak w gotowości do sięgnięcia po broń, gdyby istota okazała się być wroga i posiadała możliwości w natychmiastowym wyjściu stamtąd.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.15 14:26  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 9 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Jego pierwszym celem było sprawne podniesienie się. Wbrew pozorom, po upadku z kilku metrów, nawet jeżeli na całkiem przyjazny materiał jakim są sypkie, ale jednak kamyczki, nie jest to takie proste. Porcje grząskiego podłoża wysuwając się spod powierzchni podeszwy, a palce zagłębiają w nie, zamiast oprzeć ciężar ciała. Podszedł do tego powoli, gwałtowniejsze zachowanie mogłoby wywołać kolejną porcję spadającego materiału. Nie była to długa walka, ale wymagająca jednoczesnej sprawności skupienia.
Drobinki unosiły się w powietrzu w postaci małych obłoczków. Nie było tu wiatru, który mógłby rozgonić przesycone nimi powietrze. Ziemisty pył musiał opaść samoistnie, ale każdy krok ponownie wzbijał do góry niewielkie jego ilości.
Schylił się i przetarł koniuszkami mechanicznych palców po betonowej podłodze. Roztarł warstwę osadu na czubkach, w miejscu gdzie normalnie znajdowałyby się opuszki. To na pewno nie był świeży brud, to miejsce musi być bardzo stare, skoro przez wiele lat zgromadziło się na dni fundamentu aż tak dużo nieczystych drobin rożnego pochodzenia. Dla kogoś o większej wiedzy z zakresu geologii zapewne obserwacja otaczających androida warstw ziemi i innych naturalnych m materiałów jak chociażby skały dałaby może do myślenie, gdzie właściwie jest i co odbywało się dawniej w tej okolicy. Dla Cyjana były to po prostu ruiny, do tego niezabezpieczone, skrajna głupota. Co z tego, że sam ignorował wszystkie tabliczki, które po drodze mijał, ale te głosiły głównie o obecności wirusa X i jego następstwach. Zamiana w zwierze mu nie groziła, dlatego uznał ten skrót za dobry wybór. Jak widać po jego obecnym położeniu, pomylił się, był za mało ostrożny.
Nie przejmował się, że odrobina ziemi ostała się na jego ubiorze. Zadba o nie dopiero przed zjawieniem się w mieście, albo już przed samą rozmową z klientem, teraz jednak była to czynność niepraktyczna, ze względu przymusu kontynuacji podróży przez te brudne tereny.
Podszedł do jednej ze ścian i parł na niej dłoń. Szybka analiza na podstawie posiadanej wiedzy i znowu zaczął maszerować, trzymał się przy ograniczających go płaszczyznach. Powoli robił koło, czy właściwie prostokąt, bo taki kształt miała jego nowa klatka. Wyminął miejsce, w którym warstwa kamyczków tworzyła piramidalną kupę, czyli to, na co spadł, i znalazł się znowu przy ścianie, gdzie zaczynał. Widział to już na początku, ale spokojna analiza tylko upewniła go, że nie ma tu wyjścia. Dziwne, że nie było tu zwierzęcych bądź ludzkich trupów. Możliwe, że jakieś wielkie bestie z Desperacji były zdolne zejść na dno dziury, pochwycić zdobycz i wyciągnąć ją na powierzchnię w celu zjedzenia. Jakby tak na to spojrzeć, to jakaś dosyć inteligentna rasa mogłaby wykorzystać to miejsce jako żerowisko. Najwyraźniej jednak trwanie w jednym miejscu i oczekiwanie na ofiarę było zbyt nieopłacalne i tylko czasami ktoś zaglądał do środka, pożerał truchła raz z kośćmi. Jak dobrze, że nie był tak smaczny jak ludzie. Najwyżej znajdzie go jakiś złomiarz i sprzeda na części, jeżeli jego zasilanie padnie na dobre.
Usłyszał kroki. Nawet pewna odległość dzieląca go od wolności nie była w stanie wygłuszyć szmerów. Kiedy tak przebywa się samotnie wśród czterech ścian, nasłuchiwanie jest jednym z odruchów. Cal nie musiał się na tym skupiać, jego zmysły działały na normalnym poziomie zawsze i wszędzie, jednocześnie, niezawodnie.
Odwrócił się i wpatrywał w punkt oczekując wizualne potwierdzenia dla rzeczy odkrytej przez słuch. Nie był nawet zdziwiony, kiedy jakaś sylwetka ukazała mu się zza krawędzi. Patrzył do góry, ale niewiele widział. Docierało tu mało światła, więc kiedy zadarł głowę, to padało prosto w jego mechaniczne źrenice i blokowało dobre postrzeganie.
- Kim jesteś i dlaczego oferujesz pomoc nieznajomej osobie? - Zapytał bez zabarwienia emocjonalnego w głosie. Mówił melodyjnie i bardzo gładko, normalnie nie było szansy, na posądzenie go o bycie nie-człowiekiem na podstawie samego głosu. Mimika jego twarzy także była bardzo dobrze rozwinięta. Często chował resztę ciała, ale głowę zostawiał dla ogólnego widoku. Gdyby nie oczy, mógłby tak udawać zwykłego człowieka.
Teraz jednak nie miał ochoty udawać, ale nie zdradził się już na wstępie. Jego podróżny kaptur cały czas spowijał mechaniczne ciało. Tylko wzrok padał ku górze, a żółte źrenice wyróżniały się na tle panującego na dole mroku.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 25.11.15 18:39  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 9 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
- Brzmisz znajomo. Nie spotkaliśmy się kiedyś? - Pierwsze co android wykonał, to analiza dostępnych informacji, w tym próbki głosu. Baza danych była w stanie stwierdzić że to brzmienie i barwa głosu już kiedyś były zasłyszane w takiej lub innej, acz podobnej formie, lecz odnalezienie określonego tonu w bazie danych mogło być czasochłonne, stąd maszyna postanowiła najpierw zadać pytanie, potem myśleć o ewentualnej odpowiedzi na słowa wypowiedziane tym głosem.
Dopiero po chwili odpowiedział na pytania, składając swoją analizę do normy i skupiając się na tym, o co był pytany, zamiast na przeszukiwaniu bazy danych w poszukiwaniu zgodnego głosu oraz analizowaniu okolicy i jej odgłosów, w razie zbliżającego się zagrożenia.
- Jestem twoim wybawcą, który chce ci pomóc. Bez powodu. Jesteś w stanie wdrapać się po czymś i ewentualnie podskoczyć bym cię złapał, czy potrzebujesz czegoś co ci na to pozwoli? - W trakcie tego krótkiego monologu przykucną na krawędzi dziury, trzymając jednak ostrożny dystans od krawędzi, by przypadkiem nie spowodować osunięcia ziemi własnym ciężarem. Przesuną palcem wskazującym dłoni po ściance, która wydawała się nader gładka, jak gdyby to była zastawiona kiedyś pułapka, lub brakowało tu elementu budowli, wyrwanego aż przy fundamentach. Hmmm... Rozejrzał się wokół, szukając odpowiedniego "rozbiegu" dla osobnika na dole. Jakiś kawałek skały powinien wystarczyć, by nabrał odpowiedniego rozbiegu i mógł wyskoczyć wystarczająco wysoko, by być możliwy do pochwycenia. Jeśli nie jest ważącym kilkaset kilo androidem, Lentaros nie powinien mieć problemu z wyjęciem go z tej dziury gdy tylko będzie mógł go pochwycić.
- Co w sumie robiłeś, przechodząc tutaj? To dość niebezpieczny obszar dla humanoidów, a fakt iż bytowali tu ludzie przed zrujnowaniem tego miejsca powoduje że bestie lubują tu się zapuszczać, zwabione wątłym zapachem ludzi. - Spytał, w pewnym stopniu zaciekawiony faktem, dlaczego humanoid przemierzał tą lokacje. Osobiście sam mógłby się o to spytać, acz wiedza o żerowiskach niektórych istot zmusiła go do obejścia ich, nawet przez ten, w równym stopniu niebezpieczn obszar.
Hmmmm, skąd to wrażenie w skanerach że jednak coś innego jest w pobliżu, poza nim i tym osobnikiem w dole?
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

Pisanie 29.11.15 13:01  •  (S) Ruiny laboratorium. - Page 9 Empty Re: (S) Ruiny laboratorium.
Pierwsze pytanie, które zadał mu obcy zmusiło go do zmiany obiektu na którym się skupiał. Gdyby faktycznie tak było i ta dwójka spotkała się już kiedyś, powinien to pamiętać, a nawet jeżeli ten aspekt by zawiódł, istniały inne punkty odniesienia. Może to z braku dobrej wizji, a może wstrząsu podczas upadku, ale Cal nie mógł do niczego dopasować głosu, który raz za razem kierował w jego stronę nowe pytania. Pokręcił jedynie głową, nawet jeżeli ten gest nie był widoczny dla nieznajomego, jemu gwarantował jakąś stabilność działań. Wszystko następowało w określonej kolejności.
- Nie. Nie wydaje mi się. - Odparł ze spokojem pozbawiony ludzkiej ciekawości domniemania źródła takiego pytania. Skoro jego dane mówiły mu, że to zwykła pomyłka, uznał to za prawdę i przestał się zastanawiać.
Ciekawsze było samo położenie androida. Przebadał już wstępnie cały teren uznając, że istnieje jakaś szansa na wydostanie się stąd o własnych siłach, chociażby poprzez zbombardowanie przeciwległej ściany pociskami przeciwpancernymi załadowanymi do obręczy na jego plecach. To niosło ze sobą tak samo dużo ryzyka, co próba wbiegnięcia na pionowa ścianę, ale w pewnych warunkach było jednak jakimś rozwiązaniem. Przez moment przyglądał się jeszcze swojemu więzieniu obracając się na pięcie, bez zmiany pozycji. Uznał jednak, że osoba z góry może mieć słuszność, a próba wydostania się stąd z pomocą skończy się z większym prawdopodobieństwem sukcesem niżeli samotna praca.
Poczekał, aż jego 'wybawca', jak określił się właściciel głosu, skończy mówić. Zarówno pierwsza i druga poruszona przez niego kwestia dobiegła końca, i dopiero wtenczas Calamity postanowił ponownie zabrać głos. Dotychczas spoglądał jedynie ku górze, widząc ten sam kształt majaczący przy krawędzi dziury.
- To tylko jedno z miejsc, które mijam w swej drodze do miasta i z wracając z niego. Nowa trasa, która okazała się bardziej niebezpieczna niżeli mogą wskazywać na to znaki ostrzegawcze. - odpowiedział bez zmiany swojego tonu. Zwracał się bardziej głosem informacyjnym, nico oficjalnym, chociaż pozbawionym zwrotów grzecznościowych. Brakował tu faktycznego zaangażowania emocjonalnego, mówiąc inaczej, jego słowa brzmiały bardzo sucho, jak komunikaty na dworcach wypowiadane przez młodą kobietę, która z wielką uprzejmością przekazywała, że dany pociąg ma kolejną godzinę opóźnienia.
Faktycznie, dla humanoidalnej istoty, która dla przykładu samą wonią zdradza własne położenie, przebywanie w takiej dziurze byłoby jak natychmiastowe skazanie na śmierć. Sam hałas opadającego żwiru i samej maszyny mogły zaalarmować jakieś bestie, to tylko kwestia czasu zanim ktoś więcej, poza nieznajomym zjawi się w tej okolicy.
- Obawiam się, że nie ma tu nic, od czego można się odbić. - Zakomunikował po chwili, nie musiał się po raz kolejny obracać, jedna analiza miejsca wystarczyła by dokładnie wiedzieć, iż podłoga i ściany są idealnie gładkie. Nawet kupka ziemi na którą upadł nie była na tyle wysoka i przede wszystkim stabilna, by służyć jako dobra odskocznia. Były także inne problemy. - Obawiam się także, że moja waga uniemożliwiłaby pochwycenie mnie i wciągnięcie bez zrzucenia Cię do środka. Poza tym, nie posiadam niczego, czym mógłbym Ci zapłacić za pomoc.
Chyba tylko pozory kultury nie pozwoliły mu zakomunikować tego już na samym początku. Nie był skory oddać któregoś ze swoim przedmiotów swojemu wybawcy, były dla niego za cenne. Tak cenne, że wolał spróbować wydostać się sam, niż dokonać tego natychmiast, ale z pomocą tego drugiego.
Przez chwile pomyślał, że może kaptur zaburza jego zdolność widzenia przez cień, który materiał rzucał na jego oczy. Sięgnął do skraju materiału i ściągnął go sobie z głowy. Niewiele to zmieniło, ale nie powrócił do pierwotnego ułożenia okrycia. Nic to nie zmieniało, więc co mu szkodzi po prostu pozwolić, by ktoś zobaczył jego całkiem ludzką twarz.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

                                         
Sponsored content
 
 
 


Powrót do góry Go down

Strona 9 z 17 Previous  1 ... 6 ... 8, 9, 10 ... 13 ... 17  Next
- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach