Ogłoszenia podręczne » KLIKNIJ WAĆPAN «

Go down

Gdzieś pomiędzy drogimi butikami i luksusowymi kawiarami, bankami, uczelniami, szkołami, zielonymi parkami stoi stary budynek, który na pierwszy rzut oka wygląda na nieco zapuszczony. Przez drzwi, jak jęzor z pyska, wystaje czerwony dywanik, po bokach kilka charakterystycznych złotych słupków z łańcuszkami w kolorze dywanu. Przed budynkiem stoi tablica z aktualnymi przedstawieniami albo rozpiska filmów emitowanych w najbliższym tygodniu. Tego drugiego wolą unikać, bo to w końcu teatr, a nie kino. Cała kadra stara się jak może, żeby utrzymać wszystko w ryzach, jednak zainteresowanie dramatami czy komediami z każdym rokiem gaśnie coraz bardziej. Sklep 'Shi', czyli imperium młodych artystów lub fanów popkultury, oferujący wszelakie rekwizyty z różnych dzieł, dodaje temu miejscu różnorodności, której potrzebuje. Stary Bo, dyrektor tego przybytku twierdzi jednak, że koniec jest bliski, jak prorok zagłady przewiduje koniec Wyblakłej Tęczy, który ma nastąpić na latach. Cóż, pożyjemy zobaczymy. Środek teatru składa się z sporego korytarza, gdzie można kupić bilety oraz trzech jego odnóg, prowadzących, prawo, sala kinowa, lewo, sala teatralna, środek, 'Shi', gdzie urzęduje Seirei i kilka innych osób. Dwie pierwsze nie różnią się zbytnio o tego, co mamy w swoim świecie, natomiast sklep składa się z pokaźnego pomieszczenia głównego, które zawalone jest po brzegi wszelakimi akcesoriami i rekwizytami, gadżetami i pamiątkami, kostiumami, w rogu lada i kasa fiskalna, warto zaznaczyć, ze na ma tutaj okien. Na zapleczu kolejne cztery pomieszczenia, trzy mniejsze, mała, robocza kuchnia, łazienka z prysznicem i malutka sypialnia, gdyby Seirei albo ktoś z jego pomocniko-czeladników musiał się zdrzemnąć. Najwięcej miejsca zajmuje sama pracownia, która wyposażona jest w sprzęt różnej jakości i różnego wieku, ale nie można powiedzieć, że czegoś tu brakuje. Szlifierki, imadła, kowadła, piec, czego dusza pragnie. Warsztat jest świetnie wentylowany i wyciszony, a w pobliżu, jako zabezpieczenie przed kolejnym pożarem, stoją trzy gaśnice.

- Ja pierdolę, Genji, padam na ryj. - Wymamrotał do swojego współpracownika opierając się o dębową ladę łokciem, a dłoń niezgrabnie na policzku, deformacja twarzy, śmieszny grymas. Genji szedł już do domu, Seireiowi się nie chciało, chyba zostanie i przekima się w klitce. Co ja taki dzisiaj wulgarny? - Też nie wiem, nie pytaj. Sięgnął do lodówki stojącej tuż za nim. Mała, ale wiecznie wypełniona napojami w puszkach i plastikowych buteleczkach. Przeglądał zawartość kręcąc oczami, kiwając głową na boki, kiedy wymieniał kolejne z nich. - Cola, inna cola, woda, woda, sok... O! Jest. - Powiedział w końcu, podekscytowany. Mrożona, zielona herbatka. - Cały dzień przy piecu, wykuwanie jakiś głupich drucików, że to musi być tyle elementów w tym projekcie... - Przynajmniej dobrze płacą, nie ma co marudzić. Puszka charakterystycznie syknęła, kiedy ją otworzył. Zimny płyn zalewał jego gardło, humor od razu lepszy, chociaż głęboko, głęboko, wiecznie grobowy. O osiemnastej niby miał zamykać, spojrzał na zegarek, siedemnasta trzydzieści. Hm. Trzydzieści minut nudy, bo wszystko skończone na dziś. Pozostaje przesadnie delektować się zimnym piciem, jakby to była jakaś ambrozja. W sklepie już był sam, słyszał stukanie w warsztacie, jednak wiedział, że ktokolwiek tam siedzi, zaraz się będzie zwijać, tylko on zostawał do końca. - A gdyby tak się powiesić? - Wiecznie to samo.
                                         
avatar
Gość
Gość
 
 
 


Powrót do góry Go down

- Similar topics

 
Nie możesz odpowiadać w tematach